AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE TOWARZYSTWO NAUKOWE
Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ... |
Janina Kleczkowska
O pierwszej „Solidarności” w Liceum Ogólnokształcącym im. G. Piramowicza w Augustowie – wspomnienie 1
Jako polonistka i bibliotekarka pracowałam w Liceum Ogólnokształcącym im. G. Piramowicza w Augustowie w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia. Od szeregu lat myślałam o tym, żeby opisać początki „Solidarności” w naszej szkole, ale różne okoliczności sprawiły, że dopiero przed niespełna dwoma laty zabrałam się do realizacji tego zamierzenia. Teraz, po upływie ponad 30 lat, nie jest to zadanie proste, ponieważ część dokumentacji przepadła, a upływający czas przyćmił twarze i zdarzenia, na szczęście nie wszystkie. Jeśli chodzi o dokumenty, to dopiero niedawno, bo w kwietniu br. (2012), odnalazły się protokoły naszego koła „Solidarności” z końca 1980 i początku 1981 roku. Najważniejsze fakty są zanotowane w „Kronice” LO (prowadziłam ją w latach 1975–1984) i w mojej kronice rodzinnej. Obecnie odwołałam się także do pamięci tych osób, które bezpośrednio lub pośrednio były związane z „S”. Rozmawiałam więc w ostatnim roku z nauczycielami LO: Barbarą Szczepankowską, Romanem Kapczukiem, Marią Kozioł, Stefanem Łukawskim, Tomaszem Sobieskim, Mirosławem Sikorskim; nauczycielami Zespołu Szkół Zawodowych nr 2: Edwardem Olszewskim i Andrzejem Pirsztukiem; absolwentką LO Iwoną Nowak-Dalati oraz z wieloma innymi osobami. Przeczytałam również protokoły Zarządu Oddziału ZNP w Augustowie i właśnie tam znalazłam zapis o zaplanowanych na jesień 1980 roku konferencjach sprawozdawczo-wyborczych w poszczególnych ogniskach ZNP w Augustowie. Dla Ogniska nr 1, obejmującego: Zespół Szkół Ogólnokształcących (czyli Liceum Ogólnokształcące im. G. Piramowicza, Liceum Ogólnokształcące dla Pracujących i Średnie Studium Zawodowe), Państwową Szkołę Muzyczną, Szkołę Podstawową nr 3 oraz Młodzieżowy Dom Kultury, wyznaczono datę 24 listopada 1980 roku, a członkiem Zarządu Powiatowego ZNP odpowiedzialnym za przeprowadzenie tej konferencji była Zofia Sobczak, nauczycielka języka rosyjskiego w LO. O tym „historycznym” zebraniu, które notabene odbyło się w auli Państwowej Szkoły Muzycznej w Augustowie, napisałam w obu kronikach: szkolnej i rodzinnej. A historycznym dlatego, że właśnie w dniu 24 listopada 1980 roku zaczęły się dzieje „Solidarności” w naszym liceum. Nie byliśmy pionierami wśród szkół augustowskich, bo zdecydowanie wyprzedził nas Zespół Szkół Zawodowych nr 2, w którym struktura „Solidarności” działała już od października i była tak liczna, że – jak przeczytałam w protokole Zarządu Oddziału ZNP – „w ZSZ nr 2 konferencja sprawozdawczo-wyborcza nie odbyła się, ponieważ wszyscy członkowie ZNP (oprócz 2 osób) wstąpili do »Solidarności«”. Osobą, która w czasie konferencji naszego ogniska miała odwagę wypowiedzieć publicznie słowo „Solidarność”, była nauczycielka języka polskiego w LO – Irena Prostko. Oznajmiła ona, że w naszym środowisku powstaje koło nowego związku zawodowego i poinformowała zebranych o możliwości wstępowania w jego szeregi. Odczytała statut NSZZ „Solidarność”, a także zacytowała fragmenty listu swojej siostry z Białegostoku, Haliny Prostko-Masztalerz. Autorka listu zachęcała do założenia koła „S”, a wiedząc o stosowanych przez władze metodach zastraszania, zwłaszcza w mniejszych miastach, przekonywała, że nie należy na to zważać, ponieważ „S” jest już kilkumilionową organizacją, ogarniającą cały kraj. Wystąpienie Ireny Prostko wywołało gwałtowną reakcję prezydium konferencji, czyli działaczy ZNP. Padły oskarżenia o nieodpowiedzialność, o działania destrukcyjne („Rozwalacie ZNP!”), potem były perswazje, z podtekstem politowania dla niewiedzy zwolenników „Solidarności”, o postępowych ideałach i wieloletnich tradycjach ZNP, w końcu ostre żądanie natychmiastowego oddania legitymacji ZNP. A ponieważ w czasach PRL każdy nauczyciel obligatoryjnie był członkiem ZNP, więc rozkaz ten wywołał chwilową konsternację zwolenników „Solidarności”. Jednak nie oddaliśmy wtedy legitymacji – jeden z kolegów, znający procedury konferencyjne, uzasadnił bezpodstawność takiego żądania i 48 osób, nauczycieli oraz pracowników technicznych, nie tylko z naszego liceum, opuściło salę konferencyjną, udając się do innego pomieszczenia, gdzie odbyło się krótkie zebranie informacyjne. Do komitetu założycielskiego weszli: Irena Prostko, Roman Kapczuk, wydaje mi się, że również Irena Bohdan (nauczycielka chemii w LO, od początku bardzo zaangażowana w sprawy „Solidarności”), a także Janina Kleczkowska, która następnego dnia, zgodnie z zarządzeniem władz, przekazała dyrektorowi szkoły Zdzisławowi Badowskiemu listę członków „Solidarności”. 4 grudnia 1980 roku Roman Kapczuk, nauczyciel języka niemieckiego, jeździł razem z przedstawicielami innych kół do Giżycka, aby zarejestrować nasze koło w Międzyzakładowym Komitecie Założycielskim i przekazać składki na gdański pomnik ofiar Grudnia 1970 roku. W pamiętnym dniu 16 grudnia, pamiętnego roku 1980, w naszej świetlicy szkolnej odbyło się po lekcjach zebranie wyborcze koła NSZZ „Solidarność”. Chcieliśmy, aby było uroczyste, dekorowaliśmy salę na miarę swoich skromnych możliwości, a razem z nami krzątał się i pomagał nam wicedyrektor Bolesław Twarowski, mimo że nie należał do „Solidarności” (nie był też członkiem PZPR, tylko Stronnictwa Demokratycznego; 3 dni później zginął tragicznie). Urnę wyborczą, dużą, biało-czerwoną, wypożyczyliśmy z ZSZ nr 2. W tej sprawie telefonowałam wcześniej do sekretariatu tamtej szkoły, w niefortunnym momencie – pamiętam to dobrze – tuż przed godziną 12, a właśnie w samo południe 16 grudnia 1980 roku we wszystkich większych zakładach pracy w całej Polsce na 5 minut zamarła praca – „Solidarność” składała hołd ofiarom Grudnia 1970 roku. W naszej szkole tak nie było, ale w ZSZ nr 2 stanęły warsztaty, uczniowie i nauczyciele przerwali pracę, aby ciszą uczcić poległych przed 10 laty robotników. Nasze zebranie wyborcze, właśnie to w dniu 16 grudnia 1980 roku, zostało udokumentowane w protokole (nb. pisanym przeze mnie), który szczęśliwie przetrwał do chwili obecnej. Porządek zebrania był zgodny z postanowieniami instrukcji Kampania wyborcza do NSZZ „S”. Obrady odbywały się w obecności zaproszonych przedstawicieli Komitetu Zakładowego NSZZ „Solidarność”: Edwarda Olszewskiego i Waldemara Jedlińskiego, nauczycieli z ZSZ nr 2. Na początku członkowie Koła „Solidarności” złożyli pisemne oświadczenia o wystąpieniu ze Związku Nauczycielstwa Polskiego, a następnie, zgodnie z regulaminem, przeprowadzono wybory do Komisji Zakładowej, do której weszli: Barbara Szczepankowska (nauczycielka matematyki w LO) jako przewodnicząca, Wojciech Krzywiński (nauczyciel w Szkole Podstawowej nr 3) – zastępca przewodniczącego, Irena Prostko (nauczycielka języka polskiego w LO) – sekretarz, Roman Kapczuk (nauczyciel języka niemieckiego w LO) – skarbnik, Józef Wojdyła (palacz w Szkole Podstawowej nr 3) – członek – doradca. Zebrani zgłosili postulaty w najpilniejszych sprawach socjalno-bytowych pracowników, a także propozycję przyjęcia do naszego koła nauczycieli Szkoły Podstawowej w Netcie, którzy wystąpili z taką prośbą. Zdzisław Derwiński, członek ZNP, wystąpił jako sympatyk „Solidarności” i uzasadnił potrzebę współdziałania obu związków zawodowych, zmierzającego do zmian w kadrze kierowniczej resortu oświaty na Suwalszczyźnie. W zebraniu wzięło udział 38 członków, a należało wówczas do naszego koła 52, co stanowiło ok. 40% członków Ogniska ZNP nr 1. Poczuliśmy się nowym, rzeczywiście samodzielnym, niezależnym związkiem i byliśmy z tego dumni, bo – jak mówiłam w dyskusji – choć tworzyliśmy stosunkowo nieliczną strukturę związkową, to jednak mieliśmy świadomość, że należymy do potężnego ruchu społecznego, jednoczącego miliony Polaków w całym kraju. Ale w tych burzliwych czasach odwaga i lęk nieraz szły obok siebie. Pamiętam z tego zebrania charakterystyczną, bardzo emocjonalną wypowiedź palacza ze Szkoły Podstawowej nr 3: „Może mnie wywiozą na Sybir, ale ja i tak będę należał do »Solidarności«”. Nic dziwnego, że padło słowo „Sybir”, bo nikt z nas, tu na wschodzie, nie miał wówczas wątpliwości, czym jest „Solidarność” dla Moskwy. I trzeba było pewnej odwagi, aby do tego związku należeć, czego przykładem może być sytuacja w ZSZ nr 2, gdzie w pierwszym porywie do „Solidarności” zapisało się około 100% pracowników, ale wkrótce potem, po zreflektowaniu się, część – co prawda niewielka – wystąpiła i w rezultacie pozostało mniej więcej 80%. Wracam do wspomnienia 16 grudnia 1980 roku, tego niezapomnianego wieczoru, gdy dzięki transmisji telewizyjnej cała Polska przeżywała przejmującą uroczystość odsłonięcia Pomnika Poległych Stoczniowców w Gdańsku, w 10. rocznicę krwawych wydarzeń na Wybrzeżu. Tu, w Augustowie, z naszej prowincjonalnej perspektywy wydawało się wprost niewiarygodne, że nie tylko można mówić głośno prawdę o Grudniu 1970, ale że rząd i partia pozwalają na oddanie hołdu ofiarom reżimu komunistycznego, i co więcej – przez swoich reprezentantów uczestniczą w tej patriotyczno-religijnej uroczystości obok przedstawicieli episkopatu i „Solidarności”, wśród nieprzebranych tłumów mieszkańców Wybrzeża i całego kraju. Do dziś widzę i słyszę te obrazy i dźwięki: niebotyczne krzyże (przed „socjalistycznym” wielkim zakładem przemysłowym!), o ramionach splecionych kotwicami, w świetle ogromnych reflektorów rozdzierających ciemności grudniowego wieczoru, pulsujący jęk syren, zwielokrotnione bicie dzwonów z wież gdańskich kościołów, przejmująca bolesnym patosem „Lacrimosa” Krzysztofa Pendereckiego, podniosły głos Daniela Olbrychskiego recytującego 11 Psalm Dawidowy (i co znaczące – w przekładzie Czesława Miłosza, do niedawna poety wyklętego, a teraz zaszczycanego wszelkimi honorami z racji Nagrody Nobla). W takim miejscu, w takim czasie ileż treści niosły słowa Psalmisty: „Schroniłem się w Panu (…), gdyż oto nieprawi napięli łuk, założyli strzałę na cięciwę, aby ugodzić z ciemności prawych sercem”. Propaganda państwowa nadała tej uroczystości rangę symbolu zgody narodowej i my, członkowie „Solidarności”, tak ją odbieraliśmy, z ulgą i nadzieją. Ale zgody nie było. Wróciły konflikty między władzą a „Solidarnością”, prowokacje, akcje protestacyjne, strajki w różnych miastach Polski. Czytaliśmy o nich w gazetkach i innych materiałach związkowych, które docierały do nas przede wszystkim „drogą urzędową”, czyli przekazywane były przez Zarząd Regionu Pojezierze w Giżycku. Członkowie naszej Komisji Zakładowej zaraz po wyborach (16 XII 1980) nawiązali kontakt z tymże Zarządem Regionu, często jeździli na zebrania organizacyjne i szkolenia, a woził ich swoim samochodem kolega z LO, nauczyciel chemii, Tomasz Sobieski. Czasy pierwszej „Solidarności” to eksplozja polskiej prasy, i nie tylko pod względem ilości tytułów, ale także – co najistotniejsze – w sensie jakościowym. Nagle zaczęła odsłaniać się prawda o Poznańskim Czerwcu, o Październiku 1956, o Grudniu 1970, o tym wszystkim, o czym przez całe dziesięciolecia PRL nie wolno było pisać ani mówić. Nawet takie czasopisma jak stołeczna „Polityka” czy suwalskie „Krajobrazy”, które na pierwszej stronie „dumnie” głosiły hasło: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”, teraz zaczęły zdradzać przebłyski niezależnej myśli, zarówno w relacjach o bieżących wydarzeniach, jak i w artykułach o charakterze historycznym. A cóż dopiero powiedzieć o prasie prawdziwie niezależnej! To były rewelacje. Dla uczniów taką rewelacją była „Ława”, suwalskie „niezależne pismo młodzieży szkolnej”, ukazujące się od grudnia 1980 roku do września 1981 roku. W naszym liceum kolportowała je Iwona Nowak, uczennica klasy II i dzięki niej również „Ława” wzbogaciła moje zbiory. Bo „Ławę” czytali nie tylko uczniowie, czytali również nauczyciele i w ogóle dorośli w różnych miastach Polski. Apel młodocianych redaktorów: „Nie niszcz pisma! Szanuj wartość wolnego słowa! Po przeczytaniu daj koledze!”, był kwintesencją idei i roli tego wyjątkowego pisma. Nadszedł marzec 1981 roku: kryzys bydgoski sprowokowany przez władzę, strajk ostrzegawczy NSZZ „Solidarność” w dniu 27 marca, zapowiedziany na 31 marca strajk powszechny, a jednocześnie ćwiczenia wojsk Układu Warszawskiego „Sojusz 81” – wszystko to było pokazywane w głównym wydaniu Dziennika Telewizyjnego. W kronice rodzinnej napisałam, jak groźna była wówczas sytuacja. W Augustowie wypisano ze szpitala wszystkich chorych, którzy mogli chodzić, opróżniono Wojskowy Dom Wczasowy, na kolei (a z pewnością i w innych resortach) wyznaczono komisarzy wojskowych. „Wojna” wisiała w powietrzu. Na szczęście w ostatniej chwili, wieczorem 30 marca usłyszeliśmy w Dzienniku Telewizyjnym, że między rządem a „Solidarnością” zostało podpisane porozumienie. Trudno było nie doceniać, zwłaszcza tutaj, na „ścianie wschodniej”, wagi tego kompromisu. Dramatyczny – w innych aspektach – był maj 1981. 13 maja wstrząsający fakt – zamach na Ojca Świętego Jana Pawła II, widomy znak, że Kreml przed niczym się nie cofa. W dwa tygodnie później – śmierć kardynała Stefana Wyszyńskiego, duchowego przywódcy narodu. I znowu jeden z zaskakujących faktów w tych czasach burzliwych i pełnych zamętu. Oto w ostatnich trzech dniach maja w całej Polsce, zgodnie z postanowieniami wspólnej komisji rządu i episkopatu, obchodzona była żałoba po zmarłym prymasie. Na gmachu naszej szkoły również zawisła opuszczona do pół masztu flaga państwowa z czarną wstęgą. W szkolnej kronice zanotowałam także inne symptomy nowych czasów w życiu naszego – bynajmniej nie „rewolucyjnego” – liceum. Przejawy może nieśmiałe, a jednak znamienne. 31 marca na posiedzeniu rady pedagogicznej reprezentacja samorządu uczniowskiego przedstawiła swój program działania, sformułowany na podstawie Kodeksu Ucznia oraz porozumienia ministra Oświaty i Wychowania Krzysztofa Kruszewskiego z młodzieżą szkół średnich z dnia 17 grudnia 1980 roku. W programie samorządu zaakcentowano m.in.: – „Przestrzeganie zasady demokratycznych wyborów do samorządu szkolnego”, – „Ochrona praw i godności ucznia”, – „Zapewnienie uczniom swobodnego deklarowania swoich myśli i poglądów”. I trzeba znać poprzednią, „socjalistyczną” wersję podobnego dokumentu, aby w tej usłyszeć powiew myśli solidarnościowej. Dzień Święta Pracy – 1 maja 1981 roku – był rzeczywiście świąteczny, bo zupełnie wolny. Chyba po raz pierwszy w dziejach PRL, w Augustowie, jak w wielu innych miejscowościach, nie było pochodu 1-majowego i tej całej oprawy, która mu zawsze towarzyszyła w propagandowej euforii. W naszym LO, 30 kwietnia po lekcjach tradycyjnie odbyła się akademia. W referacie wygłoszonym przez jedną z uczennic zostały zasygnalizowane aktualne zagadnienia społeczno-polityczne, m.in. problem „socjalistycznej odnowy w PZPR”. To sformułowanie nie było wtedy pustym frazesem, ponieważ „Solidarność” spowodowała groźne dla „jedności Partii” zjawiska, przede wszystkim wstępowanie członków PZPR do NSZZ „Solidarność”, co miało miejsce również w naszej szkole. Wspomnianą akademię zakończyła, wykonana wspaniale przez ucznia Dariusza Zakrzewskiego, piosenka z repertuaru Jana Pietrzaka – Żeby Polska była Polską, entuzjastycznie śpiewana wówczas w całym kraju jako hymn wolności i niepodległości. 4 maja, przy okazji wręczenia dowodów osobistych 18-latkom, uczniom naszego liceum, została uczczona – chyba także po raz pierwszy w dziejach PRL – rocznica uchwalenia konstytucji 3 Maja. I choć to uczczenie było bardzo skromne (recytacja kilku wierszy), to i tak stanowiło znak nowych czasów, bowiem to właśnie „Solidarność” nadała rocznicy 3 Maja wysoką rangę uroczystości patriotycznej, w dużych ośrodkach miejskich uświetnionej licznymi imprezami naukowymi i artystycznymi, także dla przeciwstawienia PRL-owskim obchodom 1 Maja. A w okresie wakacji znowu signum temporis – grupa germanistyczna, która w ramach trwającej od 1975 roku wymiany polsko-niemieckiej miała wyjechać ze swym nauczycielem Romanem Kapczukiem na obóz językowy do NRD, nie mogła zrealizować tego planu, ponieważ władze „bratniego kraju socjalistycznego” nie przyjmowały żadnych turystów z Polski, oczywiście w obawie przed solidarnościową „zarazą”. Nowy rok szkolny 1981/1982 rozpoczynał się w okresie narastającego napięcia społecznego. 28 października „Solidarność” przeprowadziła jednogodzinny ostrzegawczy strajk powszechny. W naszym liceum znakiem solidarności ze strajkującymi była zawieszona na maszcie przed szkołą biało-czerwona flaga. Nauczyciele – członkowie „Solidarności” nie prowadzili przewidzianych w planie lekcji, tylko poszli do klas z biało-czerwonymi opaskami opatrzonymi napisem „Solidarność” i prowadzili z uczniami rozmowy na aktualne tematy. Strajk w Augustowie, jak w całej Polsce, przebiegł w spokoju i zdyscyplinowaniu, o co apelowała wcześniej Komisja Krajowa „Solidarności”, przeciwdziałając mediom rządowym, tworzącym nastrój grozy i strachu. Pamiętam też, że przed strajkiem nasz kolega, który często bywał w Gdańsku i przywoził nam różne druki solidarnościowe, tym razem przekazał ulotkę zawierającą „instrukcje” strajkowe, a wśród nich polecenie przygotowania broni. Irena Prostko, której ta ulotka została podana, i ja nie miałyśmy wątpliwości, że to prowokacja. Strajk październikowy został przeprowadzony jako protest przeciw podsycaniu przez władzę atmosfery zagrożenia, przeciw fatalnemu zaopatrzeniu ludności w podstawowe artykuły, „przeciw prowokowaniu społeczeństwa stojącego na granicy wytrzymałości fizycznej i psychicznej”, jak głosiły prawdziwe ulotki wydane przez Zarząd Regionu Gdańskiego. Powołane przez władze „sztaby antykryzysowe” nie mogły spowodować zapełnienia półek sklepowych. W protokole z plenarnego posiedzenia Zarządu Oddziału ZNP w Augustowie z dnia 12 listopada 1981 roku, jest zapis, że nauczycielka wchodząca w skład takiego „sztabu” uskarża się na bezsilność, a jednocześnie przekazuje wieści, że nauczyciele wykupują w sklepikach uczniowskich ciastka i cukierki ku „oburzeniu społeczeństwa augustowskiego”. W tym samym protokole jest kuriozalny z dzisiejszego punktu widzenia, a wówczas zwyczajny dialog. Jedna z nauczycielek pyta inspektora Oświaty i Wychowania Ryszarda Jędrzejewskiego, czy wyraża zgodę na to, aby nauczyciel poszedł w kolejkę (w domyśle: po mięso, w wyznaczonej numerkiem godzinie), zabierając ze sobą uczniów (w domyśle: klasę, z którą o tej porze ma lekcje). Inspektor odpowiada, że można tak zrobić, jeśli nauczyciel nie znajdzie innego wyjścia. Oczywiście innego wyjścia nie było, chyba że znaczący prezent dla sklepowej i to bliskiej znajomej. Zarząd naszego koła „Solidarności” robił, co mógł (a niestety, mógł niewiele), aby pomóc nauczycielom i innym pracownikom w zdobyciu żywności na święta. 27 listopada 1981 roku dyrekcja naszej szkoły, ZNP i „Solidarność” wystosowały wspólne pismo do naczelnika miasta Augustowa z prośbą o umożliwienie dodatkowych zakupów (poza kartkowymi), takich artykułów jak cukier, tłuszcze, jaja, słodycze etc. Prośba została umotywowana szczególnym rodzajem pracy nauczycieli, w domyśle: pracy uniemożliwiającej wielogodzinne wystawanie w kolejkach od samego rana. Społeczeństwo było istotnie „na granicy wytrzymałości”, ale jeszcze nie poddawało się rezygnacji. Znamienne były teksty we wspaniałej wówczas audycji radiowej „Muzyka i Aktualności”, bardzo żywo reagującej na wszystko, czym żył naród. Słuchałam jej zachłannie i mam w swoich zapiskach z tych czasów pośpiesznie zanotowane urywki programów. Np.: Jerzy Dąbrowski: Dialog – Jesteś zmęczony? – Tak. – Ale będziesz szedł ku nadziei? – Tak. – Kim jesteś? – NARODEM. Albo piosenka: Polsko, Polsko wielkich zdarzeń, Polsko smutków, klęsk, zawiei. Polsko, Polsko naszych marzeń Polsko, Kraju mej nadziei, Polsko biedna, ale dumna, Polsko – cóżeś Ty za Pani! A jednak nieuchronnie zbliżał się 13 grudnia 1981 roku. 14 grudnia już nie było zajęć szkolnych – Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego zarządziła ferie do 3 stycznia 1982 roku. Po ogłoszeniu stanu wojennego przewodnicząca naszej Komisji Zakładowej Barbara Szczepankowska została wezwana do dyrektora Zdzisława Badowskiego, który jej kazał oddać wszystkie dokumenty „Solidarności” i pieniądze, ale otrzymał tylko deklaracje członkowskie i pieniądze (były to składki na sztandar augustowskiej „Solidarności”), na które – zgodnie z obowiązującymi przepisami – wystawił pokwitowanie i które zwrócił w 1983 roku. Ciekawe były dzieje wspomnianego sztandaru „Solidarności”. Przedstawiam je pokrótce według relacji Edwarda Olszewskiego, który w 1981 roku był przewodniczącym Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej „Solidarności” w Augustowie. Pomysł wykonania sztandaru zrodził się jeszcze przed stanem wojennym, na jednym z zebrań ogólnych „Solidarności”. Niezwłocznie przystąpiono do realizacji tego zadania. Koła w poszczególnych zakładach pracy zbierały dobrowolne składki, a sprawy organizacyjne załatwiała grupa aktywnych członków „Solidarności” w składzie: Zygmunt Ropelewski (kierownik jednego z działów w Augustowskim Przedsiębiorstwie Budowlanym), Edward Olszewski (nauczyciel ZSZ nr 2), Stanisław Lipiński (pracownik APB), Stanisław Zalewski (pracownik MPGK) i jego żona. Ci ostatni (Zalewscy) zaprojektowali sztandar z napisem: „Solidarność Ziemi Augustowskiej 1981”. Dzięki pośrednictwu księdza prałata Antoniego Kochańskiego uszycia sztandaru podjęły się siostry zakonne z Łomży i rozpoczęły pracę jeszcze przed 13 grudnia 1981 roku, ale po ogłoszeniu stanu wojennego bały się wyhaftować słowo „Solidarność”, więc ostatecznie pozostał na sztandarze napis: „Mieszkańcy Ziemi Augustowskiej 1981”. W różnych sprawach związanych z tworzeniem sztandaru jeździli do Łomży (oczywiście po 13 grudnia 1981 konspiracyjnie) Zygmunt Ropelewski i Edward Olszewski. Gdy zabrakło pieniędzy na złote sznurki do haftowania sztandaru, Zygmunt Ropelewski wyłożył znaczną sumę z własnej kieszeni. Wracam do początków stanu wojennego. 18 grudnia 1981 roku odbyło się w naszej szkole nadzwyczajne posiedzenie rady pedagogicznej. Rzeczywiście nadzwyczajne, bo główną jego częścią był referat sekretarza POP (podstawowej organizacji partyjnej PZPR), który wygłosił znane z przemówienia gen. Jaruzelskiego tezy i diagnozy, przedstawiające sytuację kraju w najczarniejszych barwach, a jednocześnie oskarżające o wszelkie zło „Solidarność” i jej przywódców. Po tym wystąpieniu zapadła grobowa cisza. I wtedy, „dla czystości sumienia, iż się nie było potakiwaczem i aprobantem” – jak przy innej okazji pisał Szymon Kobyliński – zabrałam głos, wyrażając zdumienie i niedowierzanie, że można z dnia na dzień tak bardzo się zmienić jak my wszyscy i że kolega, który był zaangażowanym członkiem „Solidarności”, teraz tak bezwzględnie potępia Związek i jego ideały. Odpowiedź była pokrętna i wymijająca, bo pewno inna być nie mogła. Na tym samym zebraniu dyrekcja podała do wiadomości, że wszyscy pracownicy szkoły mają obowiązek stawiać się codziennie do pracy, również w soboty, że należy uporządkować i zabezpieczyć pomoce naukowe, szczególnie zaś sprzęt elektrotechniczny, fotograficzny i maszyny do pisania. Został także podany plan wzajemnego powiadamiania się i każdy z nauczycieli oraz pracowników obsługi miał zapisać, a następnie zapamiętać to, co go dotyczyło. Moja notatka (zachowałam ją do dzisiaj) miała następującą treść: „Alina Bibińska powiadamia Janinę Kleczkowską – połączenie telefoniczne; Janina Kleczkowska powiadamia Alinę Bibińską – połączenie piesze.” Ale w jakich okolicznościach, kiedy i w związku z czym ma nastąpić to powiadamianie się, tego nam nie powiedziano i nikt nie odważył się zapytać. W podtekście – chyba wojna, następna. W tym czasie, gdy nie było zajęć lekcyjnych, a wszyscy musieliśmy przychodzić do szkoły, w gabinecie wicedyrektora odbywały się przesłuchania nauczycieli według sporządzonej uprzednio listy. Oficer SB (nb. dawny nauczyciel z ZSZ nr 2) domagał się dokumentów „Solidarności”, wypytywał o uczniów o cechach przywódczych i równocześnie dokonywał weryfikacji poszczególnych osób. 14 grudnia odbyło się w naszej szkole zebranie POP, na którym członkowie partii należący do „Solidarności” zostali nakłonieni do wystąpienia ze związku i oddania legitymacji. Jeden z członków PZPR, nauczyciel historii w naszym liceum, Mirosław Sikorski znalazł się w grupie tych partyjnych, którymi zajęły się specjalne organa wojskowe. W tydzień po ogłoszeniu stanu wojennego do siedziby Komitetu Powiatowego PZPR w Augustowie (bądź do innych urzędowych lokali) zwieziono samochodami 13 nauczycieli wpisanych przez komisarzy wojskowych na „czarną listę” – do wyrzucenia z partii i z zawodu nauczycielskiego, uznano ich bowiem za „element” szczególnie niebezpieczny. W tej grupie znalazł się również Edward Olszewski, nauczyciel w ZSZ nr 2 jako były przewodniczący Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „S” w Augustowie. Natomiast Mirosław Sikorski został napiętnowany za to, że na jednym ze szkoleń partyjnych wyższego szczebla (Mirosław Sikorski był lektorem Komitetu Powiatowego PZPR w Augustowie, ale należał – jak określił siebie – do nurtu „reformatorskiego” w przeciwieństwie do „twardogłowych”) zapytał z dyplomatycznym wstępem: „w imię dobrosąsiedzkich stosunków polsko-radzieckich”, w jaki sposób wyjaśnić uczniom sprawę Katynia. To jedno słowo wystarczyło do usunięcia go z szeregów partii i pozbawienia prawa do nauczania. Na tej odprawie w dniu 19 grudnia 1981 roku z ust komisarza wojskowego padły najcięższe oskarżenia i groźby pod adresem owych napiętnowanych nauczycieli. Działania te ustały dopiero wówczas, gdy do Augustowa przyjechał gen. Zygmunt Huszcza i na partyjnym zebraniu dyrektorów różnych placówek zaapelował, aby zaniechać represji. Ale Mirosław Sikorski dopiero po wielu staraniach i odwołaniu się do Komitetu Centralnego PZPR został ponownie przyjęty do partii. Na początku stanu wojennego podczas zebrania POP naszego liceum została podjęta „uchwała” w sprawie planszy znajdującej się na korytarzu obok biblioteki. Plansza ta, wykonana wcześniej przeze mnie, wówczas bibliotekarkę, była reklamą książki Gdańsk – sierpień 1980 Wojciecha Giełżyńskiego i Lecha Stefańskiego. Natychmiast po zakończeniu wspomnianego zebrania otrzymałam nakaz, w trybie służbowym, zdjęcia tej planszy. Okazała się tak nieprawomyślna – głosiła przecież pochwałę idei „Solidarności”, że aż wymagała specjalnej uchwały. Zachodziła wówczas obawa, że książki uznane przez władzę za niepraworządne mogą pójść na przemiał, jak było w latach stalinowskich, więc postanowiłam uratować przynajmniej najcenniejszy nabytek ostatniego roku, mianowicie Poznański czerwiec 1956, pod redakcją Jarosława Maciejewskiego i Zofii Trojanowiczowej. Książka ta, przygotowana na 25. rocznicę wydarzeń poznańskich, opublikowana została latem 1981 roku w bardzo niewielkim – w stosunku do oczekiwań społecznych – nakładzie, bo od początku była „źle obecna”. Z trudem zdobyłam jeden z dwóch egzemplarzy, które otrzymała księgarnia augustowska. Teraz, aby tę książkę ratować, postanowiłyśmy (bibliotekarki: Alicja Kowalik i ja) wykreślić ją z inwentarza jako rzekomo zagubioną. Po 10 latach „ukrywania się” w moim domu wróciła do biblioteki, z załączonym opisem jej „wojennych” przygód jako świadectwem tamtych ponurych czasów. Po wprowadzeniu stanu wojennego wśród uczniów naszej szkoły znaleźli się tacy, którzy jak ich poprzednicy sprzed 40 lat, samorzutnie, w odruchu buntu przeciw reżimowi zaczęli rozpowszechniać ulotki i inne nielegalne materiały. Jarosław Nietupski, w roku szkolnym 1981/1982 uczeń klasy II, zaczął to robić od razu po aresztowaniu jego ojca Andrzeja Nietupskiego, członka Zarządu Regionu Pojezierze NSZZ „Solidarność”. Andrzej Nietupski został zwolniony po kilku dniach, ale Jarosław nadal kolportował podziemną prasę do czasu, aż ktoś złożył na niego donos. W konsekwencji, po przesłuchaniu przez SB, Jarosław zaprzestał tego działania. Jednak SB nadal nękała Nietupskich (telefony z pogróżkami, nagłe najścia mieszkania i rewizje), więc jesienią 1982 roku, gdy Jarosław był uczniem klasy III, cała rodzina zmuszona była opuścić kraj i wyjechała do Francji. Andrzej Nietupski tam zmarł, a Jarosław osiadł w okolicach Paryża. Iwona Nowak, w roku szkolnym 1981/1982 uczennica klasy III, wcześniej kolportująca „Ławę”, zaraz po 13 grudnia 1981 zaczęła sama produkować ulotki, podpisując się kryptonimem „Stańczyk”. Były to ręcznie pisane teksty, odwołujące się do uczuć patriotycznych młodzieży, wyrażające protest przeciw stanowi wojennemu i nawołujące do niezgody na konformizm. Iwona przyklejała je po kryjomu na szybach okien korytarzowych, a na przerwach nie zbliżała się do nich, aby nikt nie kojarzył jej osoby z tymi ulotkami. Ale ręczne pismo zdradziło autora i ze szkoły poszła informacja do SB. Po rutynowym przesłuchaniu zastosowano wobec uczennicy „grę operacyjną” – zajął się nią jeden z funkcjonariuszy SB, który w czasie wyznaczonych spotkań, już poza komisariatem, przez rozmowy na różne tematy starał się zdobyć jej zaufanie i z pewnością dążył do zwerbowania na tajnego współpracownika, choć tego wprost nie mówił. Gdy jesienią 1983 roku wyjechała na studia do Łodzi, nadal była obserwowana przez SB. Wkrótce została wezwana do wydziału spraw wewnętrznych, ale domyślając się, o co chodzi, robiła wszystko, aby nie doszło do spotkania z tajemniczym panem, ścigającym ją telefonami. W końcu musiała udać się do wskazanego urzędu i tam wprost zaproponowano jej współpracę. Odpowiedź Iwony była godna inteligentnej studentki uniwersytetu: „Panowie zauważyli, że mam okulary, więc źle widzę i nie mogę współpracować”. Rozprowadzaniem ulotek zajmowało się prawdopodobnie jeszcze kilkoro innych uczniów naszej szkoły, ale brak mi konkretnych wiadomości na ten temat. Natomiast wiadomo z całą pewnością, że Jerzy Szygiel, absolwent naszego liceum (matura 1979), już jako student Uniwersytetu Warszawskiego przywoził nielegalne druki w okresie stanu wojennego i przekazywał je zaufanym nauczycielkom z „Solidarności”, m.in. Marii Kozioł, Irenie Prostko, Barbarze Szczepankowskiej. Po 13 grudnia 1981 roku, gdy Związek zszedł do podziemia i działał w zasadzie tylko w dużych ośrodkach miejskich i przemysłowych, my, członkowie „Solidarności” w Augustowie i podobnych miejscach, żywiliśmy się nadzieją tamtych walczących i ich wiarą w ostateczne zwycięstwo prawdy i wolności. Wiedzieliśmy, że epoka przedsierpniowa minęła bezpowrotnie. „To se ne vrati”, mawialiśmy jak bracia Czesi. Teraz, kiedy wracam wspomnieniem do tamtych czasów, to myślę, że miałam nie „jedną taką wiosnę w życiu”, ale dwie „wiosny”: Październik 56 i Sierpień 80.
Augustów, grudzień 2012 roku
|