AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE TOWARZYSTWO NAUKOWE
Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ... |
RECENZJE, DYSKUSJE, POLEMIKI
Alicja Maciejowska Przerwane życiorysy – Obława Augustowska, lipiec 1945 r.
Białystok: Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Białymstoku, 2010 – s. 522, il.
Po raz drugi poproszono mnie o napisanie recenzji do „Rocznika Augustowsko-Suwalskiego”. Poprzednia ukazała się w 2008 roku, w tomie VIII, a praca nad nią dostarczyła mi wiele „patologicznej” przyjemności, bo dane było mi „poznęcać się” nad wątpliwej wartości dziełem, popełnionym przez domorosłego historyka (notabene ja także jestem „historykiem domowego chowu”, więc mogliśmy podyskutować z autorem jak równy z równym – niestety, do takiej dyskusji nigdy nie doszło). Pisanie tej recenzji także sprawia mi dużą radość. Ale tym razem jest to radość autentyczna. Przyszło mi bowiem pisać o książce dobrej, dobrze napisanej, potrzebnej, opartej na ciężkiej i rzetelnej pracy, napisanej także przez osobę bez wykształcenia historycznego, lecz dysponującą dużą wiedzą o opisywanych wydarzeniach. Wydarzenia, które splotły losy ludzi opisanych w pracy Alicji Maciejowskiej, ludzi bardzo różnych – wykształconych i analfabetów, urzędników, chłopów, robotników, czynnych konspiratorów i tych, którzy do konspiracji niepodległościowej nie należeli, nazywane „obławą lipcową” lub „obławą augustowską” miały miejsce prawie 70 lat temu. W historii nie jest to czas odległy i mimo to, że od prawie 25 lat mamy możliwość swobodnego prowadzenia badań historycznych oraz ich publikowania, wydarzenia z lipca 1945 pozostają nieznane dla większej części społeczeństwa polskiego. Dlatego należy o nich pisać i mówić jak najczęściej. Należy czynić to także z tego względu, że państwo rosyjskie, które jest spadkobiercą imperium sowieckiego, nie chce ujawnienia prawdy o zbrodni uprowadzenia i – jak wszystko wskazuje – fizycznej likwidacji kilkuset obywateli polskich. Obywateli, de iure państwa sojuszniczego, a podobno także zaprzyjaźnionego. Zbrodni, która dokonała się za wiedzą i aprobatą najwyższych władz państwowych przeszło dwa miesiące od zakończenia działań wojennych w Europie, za sprawą jednostek 50.Armii 3. Frontu Białoruskiego oraz jednostek wojsk wewnętrznych ZSRR. Badania prowadzone zarówno przez organizacje społeczne (Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w Lipcu 1945), jak i poszczególnych historyków, a także Instytut Pamięci Narodowej, wyjaśniły już sporo, ale nadal nie wiadomo, ile osób zaginęło i jaki był ich los po zabraniu z punktów filtracyjnych. Wiedza ta jest w archiwach rosyjskich, a być może także białoruskich i, co najbardziej prawdopodobne, w ziemi znajdującej się poza granicami Polski. Myślę, że byłoby dobrze, gdyby pan prezydent Bronisław Komorowski przy najbliższym spotkaniu ze swym rosyjskim odpowiednikiem podarował mu książkę pani Maciejowskiej i poprosił o pomoc w wyjaśnieniu losów swoich obywateli. Dobrze by było także, gdyby pan Andrzej Wajda, po zapaleniu 1 listopada zniczy na grobach żołnierzy sowieckich, użył swojego autorytetu i zwrócił się ze stosownym apelem do ludzi kultury rosyjskiej albo jeszcze lepiej nakręcił film o obławie i ludziach w niej zaginionych – tym bardziej, że obaj panowie związani są z Suwalszczyzną i obaj wielokrotnie deklarowali zainteresowanie sprawą oraz pomoc w jej rozwiązaniu. Takie działania przyniosłyby może wreszcie rozwiązanie tej tajemnicy. Praca Alicji Maciejowskiej to 413 biogramów opisujących sylwetki, życiorysy i losy 491 osób zatrzymanych w obławie. Sporządzono je na podstawie ankiet personalnych i relacji wypełnianych oraz składanych przez ich rodziny i znajomych. Biogramy, tam gdzie to możliwe, opatrzone są fotografiami. Poprzedza je krótka przedmowa, napisana przez dr. hab. Cezarego Kuklę – byłego dyrektora Oddziału IPN w Białymstoku, dwa rozdziały wyjaśniające dzieje poszukiwań zaginionych, a także historię powstania pracy, metodykę przyjętą przez współdziałający z autorką zespół, warunki, w jakich był gromadzony materiał, sposoby jego weryfikacji i liczne problemy, z którymi przyszło borykać się wszystkim twórcom tej książki (od kłopotów z funkcjonariuszami państwa komunistycznego, poprzez weryfikację nazwisk, miejscowości i osób, do kłopotów z prokuratorami IPN). Pracę wieńczy lista ofiar obławy, zatytułowana Zaginieni w czasie Obławy Augustowskiej w lipcu 1945. Wspomniałem już wcześniej, że książkę uważam za dobrą i opartą na żmudnej pracy, mam jednak kilka zastrzeżeń, na które muszę zwrócić uwagę. Po pierwsze, wspomniana powyżej lista. Jej tytuł może sugerować, zwłaszcza osobom, które nie są obeznane z tematem lub z takich czy innych względów nie czytają wstępów, że jest to pełna lista.A to nieprawda. Dlatego myślę, że bardziej adekwatny byłby tytuł „Ustaleni zaginieni” lub „Zaginieni w czasie Obławy Augustowskiej w lipcu 1945 wg danych zespołu poszukiwawczego Alicji Maciejowskiej”. Z tego samego względu, choć rozumiem, a nawet podzielam niechęć autorki do niektórych pracowników „pionu śledczego” IPN za ich zbyt małe zaangażowanie w prowadzone sprawy, przedmiotowe i beznamiętne traktowanie ofiar oraz świadków zbrodni komunistycznych, za – delikatnie mówiąc – słabe rozeznanie kontekstu historycznego prowadzonych spraw, to nie mogę zgodzić się z jej tezą, którą według mnie założyła, że prokurator Kamiński i jego poprzednik z Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich – Monkiewicz działali w złej wierze lub zbyt nonszalancko, zawyżając liczbę ofiar obławy. W świetle badań prowadzonych od lat kilku oraz na podstawie dostępnych dokumentów należy przyjąć, że obława tylko po polskiej stronie Linii Curzona pochłonęła więcej ofiar niż sądzono dotychczas. Dzięki pracy zespołu Alicji Maciejowskiej mamy 491 osób ustalonych z imienia i nazwiska. Do tej liczby niewątpliwie należy dołączyć żołnierzy Armii Krajowej Obywatelskiej ze zgrupowania Władysława Stefanowskiego ps. „Grom”, poległych 1 w bitwie nad jeziorem Brożane 12 lipca 1945 roku lub schwytanych w trakcie jej trwania i po jej zakończeniu 2, a także nieznaną liczbę osób, których nazwisk z różnych przyczyn jak na razie nie ustalono. Należy pamiętać, że sporo osób wyjechało z Augustowskiego w latach 1945–1947, a były wśród nich także osoby, których bliscy zostali porwani przez Sowietów. Ofiarami obławy padli także Polacy, którzy znaleźli się w 1945 roku poza granicami Polski. Część z nich po przejściu granicy dołączyła do miejscowej partyzantki i być może weszła w skład rozbitego oddziału „Groma”. Inni osiedli głównie na terenie gminy Lipsk, ale nikt ich tu nie znał, nikt nie mógł o nich nic powiedzieć, zaświadczyć o ich nazwiskach. Być może np. Kazimierz Bednarski, Hricinia Kosowa, Stanisław Kukowski, Władysław Łukowski, Stefan Sachajdak, Czesław Ślużyński, których nazwiska figurują w jednym z dokumentów znajdujących się w zasobach IPN w Białymstoku 3 z adnotacjami: „aresztowany w 1945” lub „zaginął w ZSRR”, są także ofiarami obławy lipcowej. Ujawniona zaś niedawno przez prof. Nikitę Pietrowa w książce Według scenariusza Stalina notatka Abakumowa z 21 lipca 1945 roku mówi o 592 aresztowanych „bandytach” i 828 osobach zatrzymanych, podlegających jeszcze sprawdzeniu i to wszystko jeszcze na tydzień przed zakończeniem działań. Wydaje się więc, że prokuratorzy nie wzięli liczby zatrzymanych „z kapelusza”, że raczej liczbę tę zaniżyli niż zawyżyli. Drugą sprawą, do której mam zastrzeżenie, jest nierówność biogramów. Jedne z nich są opracowane bardzo starannie i wnikliwie, inne, jak mam wrażenie, trochę „na odczepnego”. Mam świadomość, że w stosunku do pewnych osób dysponowano lepszym materiałem i informacjami, lecz także z rozmowy z autorką wiem, że część pracy po prostu ktoś „zawalił”. Rozumiem, że ciężko było potem rzecz całą naprawić i poszerzyć materiał. Należało jednak spróbować za wszelką cenę, a mam wrażenie (być może się mylę), że nie zrobiono tego ze względu na brak czasu i goniące terminy. Szkoda, bo te braki i różnice są widoczne. Po trzecie, niedobrze, że autorka nie powstrzymała się od osobistej oceny, czym poczuła się urażona jedna z osób bardzo mocno zaangażowanych w wyjaśnienie losu zaginionych w obławie. Niedobrze, że nie potrafiła z nią dojść do porozumienia, bo sprawa toczy się w sądzie, a wydawca wstrzymuje z tego powodu wznowienie książki, której nakład wyczerpał się już jakiś czas temu. Cytując klasyk filmowy, pytam: „Kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy… Społeczeństwo” i jednocześnie apeluję do wszystkich stron o zawarcie porozumienia, połączenie sił i stworzenie jeszcze lepszych Przerwanych życiorysów, bo jest to pozycja, którą warto i należy poznać.
Bartłomiej Rychlewski
|