AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE TOWARZYSTWO NAUKOWE
Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ... |
Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski Polskie szlaki żeglowne.
„Gospodarka Wodna” 2007, nr 11–12, 2008, nr 1–12 1
cz.1 z 3
TECHNIK PISZE HISTORIĘ
Jak zachować się ma historyk specjalizujący się w danej epoce i zagadnieniu, gdy spotka się z „poetyckim” potraktowaniem faktów historycznych w popularnej publikacji adresowanej do środowiska technicznego? Sprawa jest o tyle delikatna, że w pismach technicznych, poza biografistyką, tematy historyczne zazwyczaj nie są poruszane. W latach 2007–2008 w „Gospodarce Wodnej” ukazywał się cykl artykułów o Kanale Augustowskim napisanych przez dziennikarza i poetę Wojciecha Kuczkowskiego. Rzecz była pomyślana jako opis obiektu w ramach szerszego Szlaku Króla Stefana Batorego. Niestety, tworząc swoisty esej napisany z dużym wdziękiem i polotem, autor pokusił się o wzbogacenie opisu materią historyczną oraz szersze dywagacje i dygresje. Aż prosi się o omówienie podstawowych „grzechów” takiej twórczości.
1. Nieznajomość dotychczasowej literatury przedmiotu albo jej lekceważenie Życiorys Ignacego Prądzyńskiego jest doskonale opisany w literaturze historycznej 2. Tymczasem autor myli podstawowe fakty. Wedle niego Prądzyński zaczął studia w Szkole Aplikacyjnej Artylerii i Inżynierii „po kampanii 1809 roku” 3, a jak wiadomo, miało to miejsce trzy miesiące przed kampanią – w kwietniu 1809 roku. Wojna zmusiła go do przerwania nauki i do zakończenia jej drogą eksternistyczną. Szczegół jest dość istotny dla ukazania umiejętności samodzielnej pracy przyszłego projektanta Kanału Augustowskiego. Niewłaściwe jest też stwierdzenie, że „»szczęśliwie« przebył on kampanię z Rosją z 1812 roku” 4, skoro efektem przebytej wówczas choroby były dolegliwości, które nękały go przez całe życie. Chyba że szczęściem nazwiemy to, że w ogóle przeżył. Podpułkownikiem został nie „pod Lipskiem w 1813” 5, a półtora roku później, w momencie ogłoszenia powołania Królestwa Kongresowego. Niemożliwe, by – jak twierdzi autor – w 1825 roku po Prądzyńskiego „przybyli” „agenci Ochrany” 6 skoro instytucja ta powstała w Rosji Carskiej z okładem czterdzieści lat później 7. Również żaden „żandarm” nie pokwapił się do Augustowa. Po prostu gen. Maurycy Hauke wezwał podwładnego bezpośrednio do stolicy, powołując się na rozkaz z góry. Stało się to jeszcze w październiku. Z pewnym opóźnieniem Prądzyński miał trzy audiencje u wielkiego księcia Konstantego w Belwederze i równocześnie składał wyjaśnienia komisji śledczej, pracującej w pałacu senatora Nowosilcowa, carskiego komisarza. O areszcie w nocy z 25 na 26 lutego 1826 roku (z eseju można dowiedzieć się też, że Prądzyński był aresztowany w „sierpniu 1826 roku”) 8 przesądziły zeznania rewolucjonistów rosyjskich – tzw. dekabrystów, którzy w grudniu 1825 roku w Petersburgu i na Wołyniu wywołali nieudany pucz wojskowy. Konstanty wpadł we wściekłość, bowiem od swoich osobistych wrogów ze stolicy Rosji dowiedział się, że między działaczami polskiej konspiracji a ludźmi, którzy zamierzali wymordować jego rodzinę, były jakieś konszachty. Tymczasem, zgodnie ze swoim przekonaniem Prądzyński zaręczał, że po aresztowaniu Waleriana Łukasińskiego (za Wolnomularstwo Narodowe) Towarzystwo Patriotyczne zaprzestało działalności, co przez wielkorządcę zostało uznane za celowe wprowadzanie go w błąd. Kulisy sprawy, do których nieznajomości przyznaje sam autor eseju 9, przedstawiła prof. dr hab. Hanna Dylągowa, historyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego jeszcze w 1970 roku10. Potem pisało o tym wielu znanych publicystów, m.in. Barbara Wachowicz i Stanisław Milewski. Powstała nawet świetna sztuka na ten temat prezentowana w Teatrze Telewizji11. Prądzyński był w śledztwie słabo obciążony. W procesie występował wyłącznie w charakterze świadka. Sąd Sejmowy, powołany dzięki intrydze Lubeckiego, pod przewodnictwem nieugiętego senatora kasztelana Piotra Bielińskiego skierował „internowanego”, jak wielu innych, do natychmiastowego uwolnienia. Jednak Konstanty i Mikołaj I nie godzili się z ustaleniami sądu i przetrzymywali aresztantów. Dopiero w końcu marca 1829 roku, na podstawie amnestii wydanej z okazji koronacji cara na króla polskiego, większość osadzonych, w tym nasz bohater, wyszła na wolność. Sprawa była dla Prądzyńskiego szczególnie ciężkim przeżyciem, bowiem odwołanie z Augustowa nastąpiło w miesiącu miodowym, a aresztowanie przez żandarmów w Hotelu Wileńskim odbyło się na oczach młodziutkiej, ciężarnej żony, którą także znieważono. Później przez długi czas nie dopuszczano do widzeń, a on sam przez trzy lata przebywał w wilgotnej pojedynczej celi dawnego klasztoru Karmelitów na Lesznie. Po nadejściu wieści o wybuchu powstania, co nastąpiło dopiero wieczorem 4 grudnia 1830 roku, Prądzyński na własną odpowiedzialność pojechał do Warszawy. Nie „został odwołany z Augustowa”12. Część towarzyszących mu oficerów, po awanturze z Malletskim, została z powrotem cofnięta nad Nettę. W stolicy, tuż po przyjeździe 7 grudnia, miał mowę na pogrzebie gen. Stanisława Potockiego, zabitego przez podchorążych. W połowie grudnia 1830 roku został kierownikiem Biura Topograficznego przy dyktatorze gen. Józefie Chłopickim, a potem, po przedstawieniu niechcianych przez dyktatora planów ofensywnych, trafił do Zamościa na szefa inżynierii. W lutym następnego roku został kwatermistrzem generalnym wojsk powstańczych, wymieniając na tej funkcji Malletskiego. Większą część kampanii spędził na tym stanowisku, przedstawiając Naczelnemu Wodzowi wiele interesujących planów ofensywnych, z których kilka Sztab Główny przyjął do realizacji. Notabene podlegał mu wywiad. W ramach ofensywy wiosennej na Siedlce doszło do ciągu sukcesów, m.in. bitew pod Dębem Wielkim i pod Iganiami. Tylko w tej ostatniej Prądzyński prowadził odrębny korpus (a nie jak określa to Wojciech Kuczkowski – „grupę operacyjną”13), którego zadaniem miało być związanie bojem sił wroga. Osamotniony wskutek spóźnienia sił głównych, mając przy sobie nieporównanie słabsze od przeciwnika siły, przełamał trudną sytuację i osiągnął największe zwycięstwo kampanii. Wykazał wówczas, że jest nie tylko strategiem zza biurka, ale i świetnym taktykiem w polu. Pozostałe pomysły, w tym majową „wyprawę na gwardie” oraz czerwcową „pułapkę na Rűdigera” (operacja łysobycka) zmarnował gen. Skrzynecki. Po upadku Warszawy Prądzyński został zesłany do Wiatki, lecz na miejsce nie dotarł, gdyż choroba zatrzymała go w Jarosławiu nad Wołgą. Tam otrzymał propozycję wykonania dla innego brata cara – wielkiego księcia Michała – analizy działań bojowych wojny 1831 roku, stąd pobyt w jego rezydencji w Gatczynie. Po powrocie z zesłania początkowo mieszkał we własnym majątku w Przepiórowie pod Opatowem, a od 1843 roku w Krakowie – jedynym zakątku Polski rządzonym przez rodaków. W czasie Wiosny Ludów (1848) słał memoriały polityczne do kierownictwa sił powstańczych w Poznańskiem. Między innymi formułował ideę odbudowy Polski po Odrę i Bałtyk. 4 sierpnia 1850 roku zmarł na Helgolandzie w dramatycznych i nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Pisząc, że wiosną 1824 roku „Hauke otrzymał” od Prądzyńskiego „projekt Kanału w trzech wariantach”14, autor zupełnie pomija nowszą literaturę przedmiotu (od 1983 roku15). Wymienione alternatywy poprzez rzeki Supraśl – Świsłocz oraz Biebrza – Tatarka – Popilia – Łosośna brane były pod uwagę tylko przy rozpoczęciu rozpoznania terenu i prac pomiarowych w czerwcu 1823 roku i z obu Prądzyński zrezygnował. Z pierwszej, bo był to obszar Cesarstwa Rosyjskiego, na który nie miał wstępu. Z drugiej, już po zrobieniu niwelacji, bo miał za małą alimentację w wodę. Notabene nie było tu rzeki „Łososiny”, a Łosośna (pisana także Łososzna), dziś nazywana Łososianką. Wiosną 1824 roku Prądzyński przedstawił projekt wstępny obierający trasę przez jeziora augustowskie i Czarną Hańczę, bez szczegółowej kalkulacji, który po naniesieniu uwag przez Haukego i Malletskiego, 5 kwietnia 1824 roku powędrował do Petersburga. Tam miały miejsce „burze mózgów” wśród specjalistów Zarządu Głównego Dróg Komunikacji, którzy porównywali wstępny projekt Prądzyńskiego z już wykonanym projektem Karola Iwanowicza Reese, naczelnika Brzeskiego Okręgu Wodnego, który miał niemalże formę projektu technicznego. Uwagi były dość szczegółowe (np. o konieczności podwójnych podłóg w poszczególnych śluzach itp.). Na razie historycy dotarli do projektu Reesego ze stycznia 1824 roku. Wytyczał on trasę po linii odbiegającej od zrealizowanej. Od Białobrzeg (rzeki Netty) kierowała się na jezioro Sajno i rzeczkę Rudawkę do jeziora Serwy, a stamtąd – dość podobnie jak zrealizowana wersja (poza ujściem) – Czarną Hańczą do Niemna. Póki co, wstępny projekt Prądzyńskiego, o którym mówimy, jest nieznany. Dyskutanci wspominali tylko, że mało różni się od propozycji Reesego. Dokument, który za niego uchodził, brulion memoriału zachowany w papierach po Prądzyńskim w Bibliotece KUL16, okazał się wersją opisową projektu technicznego, sporządzonego po decyzjach Rady Administracyjnej 27 lipca 1824 roku, zapewne około 4 października tego roku. Taką datę zawiera przechowywany w Petersburgu plan ogólny Kanału wykonany bez wątpienia ręką Prądzyńskiego, a podpisany przez Malletskiego. Jest on wiernym przedstawieniem wersji memoriałowej. Od zrealizowanej różni się nie tylko korektami, o których wiadomo, że zostały wprowadzone w trakcie budowy, ale też na przykład trochę innym przebiegiem kanału działowego (pozostawiał na południu, poza systemem, Stawek Swobody, wówczas nazywany Jeziorem Czarnym). Trzy warianty, jakie rozpatrywała Rada Administracyjna 27 lipca 1824 roku, to: projekt Reesego, projekt Prądzyńskiego i wariant sporządzony przez Komisję Generalską, która w dniach od 1 do 15 lipca odbyła wizję terenową z udziałem obu projektantów (zapewne kombinacja pomysłów podwładnych). Obok Haukego i Malletskiego znajdował się w niej największy ówczesny autorytet hydrotechniczny Rosji gen. Pierre Dominique Bazaine. Rada przyjęła wersję generalską, powierzając – co jest rzeczą wymowną – sporządzenie dalszej dokumentacji m.in. anszlagów (kosztorysów) Prądzyńskiemu. Z notatek i korespondencji kierowanej do Prądzyńskiego, przechowywanych w Muzeum Ziemi Augustowskiej w Augustowie wynika, że pracował nad nimi już w drugiej połowie lipca 1824 roku. Z analizy zachowanych szczątków dokumentacji kartograficznej nasuwa się natomiast przekonanie, że jeszcze w 1825 roku Prądzyński wprowadzał dość istotne zmiany do przebiegu linii kanałowej, a później robili to też jego następcy. Przykładem mylenia pojęć jest informacja, że Mallet był „bezpośrednim przełożonym Prądzyńskiego w latach 1815–1830”17. Otóż nie był nim, bo dowodził Korpusem Inżynierów, a Prądzyński przynależał do „Sztabu Głównego części Jenerała Kwatermistrza Jeneralnego”, podległej wprost Haukemu (jednocześnie był on Kwatermistrzem Generalnym, Przewodniczącym Komitetu Artylerii i Inżynierów oraz Zastępcą Ministra Wojny). Pierwsza formacja odpowiadała za wykonawstwo i połączona była z Korpusem Artylerii. Druga, jako część składowa Sztabu Głównego – za planowanie. W połowie lipca 1824 roku Prądzyński w charakterze szefa robót został przydzielony do sztabu budowy, którego dyrektorem został Malletski. Z tego tytułu podlegał więc Francuzowi, ale wyłącznie w sprawach kanałowych (do momentu aresztowania za przynależność do Towarzystwa Patriotycznego). Nadal jednak liczył się jako oficer Kwatermistrzostwa, co dawało mu pewną niezależność (np. mógł się kontaktować z Haukem poza plecami Malletskiego). Wrócił na budowę w 1829 roku (był już w lipcu) i do grudnia 1830 roku znowu był podwładnym dowódcy inżynierów. Nie Mallet zajął więc miejsce Prądzyńskiego w 1826 roku, jak uparcie wypisują rozmaici autorzy przewodników i artykułów. Z kilkumiesięcznym poślizgiem (świadczy to, że czekano na uwolnienie aresztanta) w sierpniu 1826 roku szefem robót został ppłk inżynierów Henryk Rossmann, z pochodzenia Sas, także profesor Szkoły Aplikacyjnej Artylerii i Inżynierów. Prądzyński wykładał w niej taktykę, strategię i inżynierię wojskową, a Rossmann – budownictwo cywilne. Już wcześniej Wielkopolanin korzystał z pomocy kolegi, który podsuwał mu fachową literaturę. Nieprzypadkowo Niemiec uchodził za specjalistę. Przez rok studiował w Berlinie u takich znawców hydrotechniki jak Eytelwein i Gilly. Nic dziwnego, że podsunął przyjacielowi podręczniki właśnie swych profesorów. Muzeum nasze posiada notatki wykonane przez Prądzyńskiego i jego sekretarza, zawierające wypisy z dzieł specjalistów niemieckich – Gillego, Eytelweina, Wiebeckinga, oraz z kompendium największego autorytetu osiemnastowiecznej Francji – Belidora. Potwierdzają one słabą orientację projektanta kanału w sprawach hydrotechnicznych. Podręczniki, prawdopodobnie nawet te same egzemplarze, z których korzystał Prądzyński, po usilnych poszukiwaniach w placówkach politechnicznych znalazłem w zbiorach … Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. To właśnie Rossmann ujawnił „wyskrobanie” nazwiska na planach. Inna rzecz, że nazwisko Malleta składane było na nich wyłącznie jako zatwierdzającego, a więc zgodnie z jego kompetencjami. Już dawno zostało wyjaśnione, że Maurycy Hauke nie był „Flamandem”18, a wywodził się z mieszczan mogunckich, do Polski przybył z Saksonii, był więc autentycznym Niemcem. Potem skoligacona z dworem angielskim rodzina stworzyła legendę narodową i szlachecką. Herb Bosak otrzymał od cara i to późno – w 1826 roku19. Eseista, oczywiście, nadal postępuje utartym szlakiem. Zupełnie fałszywe jest zdanie o tym, że „niepotrzebne były wówczas przetargi”20, bo … odbywały się one co wiosnę. Nazywały się „licytacjami in minus”21. Na poważniejsze roboty odbywały się w siedzibie dyrekcji Korpusu Inżynierów w Warszawie, na mniej ważne – w Augustowie. Warunki były określane rygorystycznie, a „przedsiębierca” pewność, terminowość i solidność robót gwarantował całym swoim majątkiem. Kuriozalne jest stwierdzenie, że dane biograficzne budowniczych śluz „były trudne do ustalenia”22. Otóż w tym samym Wydawnictwie SIGMA-NOT, które wydaje „Gospodarkę Wodną”, ukazuje się cyklicznie Słownik biograficzny techników polskich, do którego materiały zbierało Muzeum Techniki NOT jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku. Współpracujący z jego redakcją, nieżyjący już inż. Bolesław Chwaściński zadbał, aby zostały w nim umieszczone całkiem wyczerpujące biogramy m.in. Michała Przyrembla, Konstantego Jodki, Wojciecha Korczakowskiego, Jana Pawła Lelewela, Augusta Szultza, Michała Horaina. Wystarczyło tylko zajrzeć do indeksu zamieszczonego przy każdym zeszycie, aby trafić na właściwe informacje. Potem ktoś wskazał panu Kuczkowskiemu mój artykuł w „Jaćwieży” nr 9 – Wpisani w dzieje Kanału Augustowskiego i odtąd w następnych odcinkach autor trzymał się literalnie tych króciutkich wzmianek. Korzystam z okazji, aby sprostować w biogramie Wojciecha Korczakowskiego nieścisłość skrupulatnego pod tym względem inż. Chwaścińskiego: inżynier kanałowy przeniósł się do Warszawy dużo później niż „w 1857 roku”23. Nie bez grzechu jestem i ja. Ukończył z odznaczeniem w 1820 roku Szkołę Kadetów w Kaliszu, a nie „Szkołę Podchorążych” (jak chce pan Kuczkowski), która była w Warszawie24. Został przyjęty do nowo utworzonej Szkoły Aplikacyjnej Artylerii i Inżynierów25 w Warszawie na pierwszy kurs od 1 grudnia 1820 do 11 lipca 1821 roku, który został przedłużony na rok następny. Był w gronie ośmiu najzdolniejszych absolwentów, którzy złożyli egzamin we wrześniu 1822 roku. Związana z tym była promocja oficerska. Wybrał Korpus Inżynierów, do którego wstąpił 11 września 1822 roku. Miał wówczas nie „29”26, a 26 lat. Porucznikiem został 19 marca 1829 roku. W trakcie wojny z Rosją, 29 marca 1831 roku, został awansowany na kapitana 1 klasy, a 3 października 1831 roku, wraz z dymisją z wojska, dano mu rangę kapitana 2 klasy (odpowiednik majora). W czasie powstania odpowiadał za prace inżynierskie przygotowujące obronę Warszawy, tzw. sekcji V, od szańca nr 30 na Powązkach do Wisły w tzw. Pólkowie. Początkowo Korczakowski figurował w aktach jako Inżenier (lub Inżynier) Kanału Augustowskiego (jeszcze 11 maja 1845 roku), potem tytułowano go Inżenierem Komunikacji Lądowych i Wodnych (1 października 1845 roku). Cały czas, w imieniu dyrekcji Kanału Augustowskiego prowadził korespondencję z burmistrzem i naczelnikiem powiatu w sprawie szkód powodziowych. W 1836 roku burmistrz nazywał go „pełniącym obowiązki Inspektora Dyrekcji Kanału Augustowskiego”. Zachowało się kilka podpisanych przez niego planów remontów obiektów kanałowych. W 1847 roku został naczelnikiem Oddziału I Dróg Bitych XIII Okręgu Komunikacji. W 1859 roku przeszedł na emeryturę. O uznaniu, jakim cieszył się w miejscowym środowisku świadczy wieloletnie zasiadanie w Radzie Parafialnej oraz to, że w październiku 1862 roku, podczas próby powołania polskiego samorządu, został wybrany do Rady Miejskiej. W Augustowie mieszkał jeszcze w 1864 roku. Zmarł u córki w Warszawie 6 czerwca 1875 roku. Odnośnie wytwórni smołowca w Starej Wólce, otwartej przez Bank Polski w 1840 roku (konkretnie przez inż. Stanisława Wysockiego), trzeba sprostować, że Korczakowski nie „zarządzał”27 osobiście „fabryką”, ale sprawował nad nią ogólny nadzór. Zarządcą „Fabryki Hasfaltu” był Apolinary Kulikowski, syn aptekarza z Pińczowa, potem Paweł Michałowski28. Wbrew zapewnieniom autora29, inny z inżynierów – Michał Horain powrócił z emigracji do kraju. Zmarł w 1867 roku wśród krewnych w Mińsku Litewskim30. Omawiając zaangażowanie strony rosyjskiej, eseista podkreśla jej „wkład jako korzystny, przede wszystkim wkład kasy Cesarstwa”31. Otóż budżet inwestycji był zatwierdzany przez cara, ale jako króla polskiego i obciążał wyłącznie skarb Królestwa Polskiego32. Budowę finansowano z nadwyżek budżetowych przekazywanych poprzez Komisję Rządową Wojny, co miało ten dodatkowy aspekt, że były to środki poza kontrolą sejmu. Po powstaniu budowę finansował Bank Polski, który zrekompensował wydatki dzierżawą lasów rządowych. Pan Kuczkowski wyobraził sobie, że „pieniądz był przelewany z Kasy Banku Rosji do kasy Banku Polskiego”33. Trochę nie tak było i z Białobrzegami34. Co prawda, w latach 90. XVIII wieku augustowianie wygrali proces z władzami leśnymi Wielkiego Księstwa Litewskiego i ekonomią grodzieńską, lecz przed rozbiorami nie udało się im wyegzekwować wyroku. I tak już pozostało – prawa część była w granicach miasta, a lewa stanowiła wieś rządową, w której z biegiem lat ulokowały się władze gminy Kolnica. W 1954 roku obie części zostały połączone w jedno sołectwo35. Autor podtrzymuje legendę „dworku Prądzyńskiego” – drewnianego domku na posesji Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, gdzie znajduje się Dział Historii Kanału Augustowskiego Muzeum Ziemi Augustowskiej, jako miejsca zamieszkania Ignacego Prądzyńskiego36. Rzecz znamienna, że nawet w okresie międzywojennym szukano domu Prądzyńskiego poza posesją Zarządu Wodnego. Legendę stworzył chyba dopiero w latach 50. XX wieku inżynier Andrzej Wyszkowski, prezes oddziału PTTK w Augustowie. Co prawda, już w 1953 roku Wojciech Trzebiński i Przemysław Szefer wskazali właściwe lokum Prądzyńskiego37. Gdzie zatem mieszkał twórca Kanału? W czerwcu 1823 roku stanął na kwaterze u Michała Czyża, komisarza delegowanego do obwodu augustowskiego, która znajdowała się przy ulicy nazywanej wówczas Krakowską albo Żupną (dziś Wojska Polskiego). W następnym roku zakupił albo pobudował w niedalekim sąsiedztwie własny dworek. Domku na posesji Zarządu Wodnego nawet nie oglądał, gdyż został on zbudowany nie za jego życia. Przez pewien czas mieszkały w nim rodziny dozorcy i operatora śluzy. Błędny jest podpis nad zdjęciem zamieszczonym w następnym numerze periodyku38. Ani to jest „dworek” – bo zbyt mały, ani „drobnoszlachecki” – raczej „urzędowy”, a Prądzyński mieszkał w Augustowie zupełnie gdzie indziej i nie w 1826 roku, bo wtedy przebywał w Warszawie (w styczniu i lutym w Hotelu Wileńskim, a potem w więzieniu na Lesznie). „Mierny”, jak określał Prądzyński swój „dworek” przy ulicy Żupnej, poza kuchnią i komorą liczył dziewięć pomieszczeń mieszkalnych, w tym trzypokojowe biuro Dyrekcji Kanałowej. Domek zajmowany przez muzeum ma dwie izby kuchenne i dwa pokoiki, łącznie poniżej 80 m kw. powierzchni39.W czasie powstania styczniowego w naszych okolicach walczyło znacznie więcej partii powstańczych niż „dwie”40. Autor myli nazwiska naczelników wojennych wojewódzkich z dowódcami oddziałów (chociaż czasem się to pokrywało), ale np. nad samym Kanałem Augustowskim, pod Polkowem formowała się partia Feliksa Szukiewicza, porucznika z artylerii rosyjskiej, która stoczyła tutaj dwie potyczki na przeprawach mostowych (zapewne w Dębowie i w Sosnowie)41. Władze województwa nie „mieściły się w Łomży”42 (bo tam były władze departamentowe w okresie Księstwa Warszawskiego), a wyłącznie w Suwałkach. Może przez rok była sytuacja przejściowa. Przemiana Królestwa Polskiego w Kraj Priwislanskij nastąpiła osiem lat po powstaniu styczniowym, w roku 1872! Gdzież mówić o latach 30. XIX wieku? „Latem 1914 roku”43 nie przetaczały się przez nasz teren działania wojenne, bo Rosjanie podjęli wielką ofensywę na Prusy. Bezirk Bialystok nie „wchodził w skład Prus Wschodnich i Rzeszy”44, do nich wszedł Bezirk Suwalki (od 1942 roku zwany Sudauen). Bialystok traktowano jako obszar poradziecki, okupowany pod zarządem tymczasowym i opieką administracji Kocha. Wydarzenia drugiej wojny światowej także nie zostały sprawdzone w dostępnej literaturze. Wśród oddziałów „walczących” podczas okupacji radzieckiej autor wymienia „Dywersyjną Organizację Wojskową”45, tymczasem jej zadaniem było głębokie wniknięcie w struktury organizacyjne wroga, była więc silnie zakonspirowaną i nie podejmowała ryzykownych akcji. Wymieniony jako „poległy Stanisław Cieślukowski” nie tylko przeżył starcie z Rosjanami, ale na przełomie lat 1941 i 1942 powrócił z więzienia moskiewskiego jako skoczek spadochronowy z bliżej nieznaną misją od NKWD. Zawiódł mocodawców, bo pozostawał w szeregach AK aż do 1947 roku. Zmarł dopiero w roku 196646. Z kolei „Józef Popławski »Józef« nie dożył wojny rosyjsko-niemieckiej”, bo wpadłszy w zasadzkę funkcjonariuszy NKWD zginął śmiercią samobójczą 24 maja 1941 roku47.
2. Brak podstawowej krytyki źródła i bezgraniczne zaufanie do tekstów powstałych kilkadziesiąt lat temu Podstawowe informacje o najstarszych dziejach Augustowa autor czerpie z przewodnika Henryka Kodzia z 1933 roku48. Cytatów nie opatruje komentarzem krytycznym. We fragmencie tekstu dokumentu nadającego prawa miejskie magdeburskie, dokonuje swoistej manipulacji, zmieniając tłumaczenie treści „miasto zaczęto zakładać” na „miasto zakładam” przez co nadaje mu znaczenie fundacyjne. Opatruje go przy tym prawdziwą datą: w Wilnie – 17 maja 1557 roku, po czym podaje dalszy tekst przywileju, jakby był to inny dokument i datuje go na „1561 rok” – jak błędnie przyjmowano jeszcze czterdzieści pięć lat temu. Tekst napisany był w języku staroruskim (tak jak inne z tego okresu), będącym językiem urzędowym Wielkiego Księstwa Litewskiego (do 1700 roku, potem używano polskiego), do którego miasto należało do maja 1569 roku. Tymczasem komentator przypuszcza, że język staroruski dlatego został użyty w dokumencie, ponieważ był adresowany do mieszkańców, z których większość stanowiła ludność ruska! Później miasto znajdowało się w obszarze województwa podlaskiego Korony Polskiej, ale okolice na północ i wschód od linii rzeka Pruska (teraz idiotycznie Kamienny Bród49) – jezioro Necko – rzeka Netta – rzeka Brzozówka nadal należały do „litewskiego” powiatu grodzieńskiego województwa trockiego. Narodowość osadników nie miała tu nic do rzeczy. Miasto nie mogło być lokowane „we wsi Knyszynie”50, a – jak podaje cytowane źródło – zostało założone w „wołości” (włości) knyszyńskiej, już niebawem nazywanej starostwem (pojęcie zupełnie odmienne od dziś stosowanego, oznaczało część królewszczyzny powierzaną na kilka lat, czasem dożywotnio, przez władcę w zarząd i dzierżawę osobom zasłużonym; wielkość bywała rozmaita). Akurat Żarnowo, Biernatki i Turówka to nie były „gajówki”, a przedmieścia, czyli wsie wchodzące w obręb miasta. W Żarnowie, zanim włączono go w obręb miasta, był folwark. Nie ma dowodów na przebywanie w Augustowie Zygmunta Augusta, chociaż nie można tej ewentualności wykluczyć. Wiadomo natomiast, że chętnie polował w okolicach Wigier i Goniądza, a potem w ulubionym Knyszynie, gdzie miał dwór myśliwski i zwierzyniec51. Niesłuszne są pretensje autora pod adresem Henryka Kodzia i autorów przewodnika Pojezierze Augustowsko-Suwalskie z 1937 roku, że omawiając walki o włączenie Augustowszczyzny do Rzeczypospolitej nie uwzględnili ułanów krechowieckich52. Jak wynika z ostatnio opublikowanych studiów Jarosława Szlaszyńskiego, 11 listopada 1918 roku doszło do powstania miejscowych oddziałków POW. Akcja rozbrojeniowa doprowadziła do oczyszczenia powiatu z wojsk niemieckich. Jednak na rozkaz Piłsudskiego działania zostały wstrzymane, a peowiaków skierowano do Zambrowa, gdzie tworzono regularne oddziały w ramach 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej. W lutym 1919 roku wojska płk. von Diebitscha wycofujące się z terenów wschodnich za zgodą rządu polskiego zajęły nasz teren, doprowadzając do likwidacji niemieckich struktur socjaldemokratycznych, przyjaźnie nastawionych do mieszkańców. Po pewnym czasie, realizując ideę wcielenia tych terenów do Litwy, rozpętały prawdziwy terror. Odpowiedzią były aktywne działania samoobrony, mające oparcie w polskich oddziałach wojskowych za kordonem. 26 lipca 1919 roku do Augustowa wkroczyły różne oddziały Wojska Polskiego, a nie tylko wspominany trochę nieściśle 41. pułk piechoty (m.in. łucki pułk piechoty). Weszły też: partyzancka partia kawaleryjska por. Antoniego Lipskiego, kompanie sztabińska i bargłowska POW, które niebawem zasiliły 1. Pułk Strzelców Suwalskich, przemianowany na 41. Suwalski Pułk Piechoty Marszałka Józefa Piłsudskiego53. Ułani krechowieccy w owym czasie walczyli na Wołyniu, w lutym 1920 roku zajmowali Pomorze, a w maju dotarli do Kijowa. Do Augustowa sprowadzili się dopiero w połowie 1921 roku, stąd w przewodniku, w opisie wydarzeń lat 1919–1920 nie ma o nich słowa. Nie decydowały więc o tym poglądy polityczne Kodzia, skądinąd rzeczywiście zwolennika sanacji.
|