AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE TOWARZYSTWO NAUKOWE
Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ... |
Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski Polskie szlaki żeglowne.
„Gospodarka Wodna” 2007, nr 11–12, 2008, nr 1–12 1
cz.2 z 3
3. Przenoszenie stanu dzisiejszego w przeszłość. Niezrozumienie dawnych realiów. Anachronizmy Jeden przykład „grubego” anachronizmu podałem na początku. Oto następne. Autor barwnie opisuje moment rozpoczęcia prac przy Kanale w 1826 roku, posługując się wyłącznie wyobraźnią ograniczoną dzisiejszymi realiami. Już sam wybór śluzy Dębowo na opis takiego wydarzenia nie jest szczęśliwy, bo był to trzeci w kolejności stawiania tego typu obiekt. Jednocześnie rozpoczynano prace przy budowie śluz w Przewięzi, Swobodzie oraz Gorczycy, a kończono w Augustowie i Białobrzegach. Autor „widzi”, jak zjawiają się na uroczystym, jego zdaniem, rozpoczęciu prac „wójtowie ze Sztabina, z Goniądza i z Jaświł”54. Pomińmy uroczystości, o których w źródłach nie ma wzmianek. Sęk w tym, że w 1826 roku w ogóle takich wójtów nie było. W tamtych latach mieli oni kompetencje inne niż obecnie, także sądowe, mniej administracyjne. Na ogół wójtami gmin bywali właściciele największych dóbr, dominujących na ich obszarze. Ci, do spełniania powinności urzędowych i oficjalnych, najczęściej powoływali zastępców, zatwierdzonych przez władze zwierzchnie. Obszary gmin dostosowywano wręcz do stosunków własnościowych i układów towarzyskich pomiędzy ziemianami. Nierzadkie było zjawisko szachownicy, bo właściciel odleglejszej enklawy dołączał ją do „swojej” jednostki, w której spełniał funkcję wójtowską55. Najbliższym terytorialnie, którego jurysdykcją objęty był teren śluzy, był wójt gminy Dębowo – Stanisław Andracki, dodajmy posiadacz folwarku emfiteutycznego Dębowo, położonego w odległości niecałych 2 km od śluzy. Wójt gminy sztabińskiej mieszkał w Cisowie, stamtąd ewentualnie mógł przyjechać. Nasuwa się tylko pytanie: po co, skoro to nie było terytorium jego administracji? Paradoksalnie, akurat w tym przypadku, publicysta może być bliski prawdy. Zastępcą wójta był wówczas jednocześnie komisarz dóbr hrabiego Karola Brzostowskiego – Ludwik Szyłkowski i w jego kompetencjach znajdowały się sprawy gospodarczo-handlowe56. Obecność wskazanego przez autora samego Karola Brzostowskiego jako antreprenera dostaw żelaza lanego i kutego również była możliwa, ale jedynie wówczas, gdy na rozpoczęcie prac przybyły ważniejsze osoby, jak np. dyrektor gen. bryg. Jan Chrzciciel Malletski, szef rachunkowości – płk Jan Krysiński albo pełniący obowiązki szefa robót (pod nieobecność przebywającego w areszcie Prądzyńskiego) – kpt. Jerzy Arnold. Te osoby zostały przez autora jednak pominięte. W Jaświłach gminy nie było. Łąki biebrzańskie, na których została posadowiona śluza Dębowo i osada strażnika śluzowego należały do dóbr goniądzko-knyszyńskich hrabiego Zygmunta Krasińskiego (władanych przez ojca – Wincentego), którego plenipotent mógł się zjawić, aby zaprotestować, bo teren został zajęty na budowę bez uzgodnień, a formalności z wykupem gruntu zostały załatwione dopiero w 1843 roku57. Kolejnym przykładem anachronizmu było rzekome wygłaszanie „referatów”58. Linde w ogóle nie zna takiego słowa, a więc nie było w tamtych czasach stosowane. Oczywiście, można założyć, że była jakaś mowa powitalna, ale wydaje mi się, że nie trawiono czasu. Poświęcano go od razu na omawianie spraw praktycznych. Ppor. inżynierów Michał Przyrembel umawiał się z antreprenerami i majstrami co do zakresu i koordynacji działań, i potem już tylko „dozierał” postępu robót. Kwestia doboru robotników i płacenia im za pracę należały wyłącznie do gestii tych ostatnich. Wiemy, że gdy robotnik przychodził z własnym narzędziem pracy, płacono mu półtora złotych za dniówkę (czyli 45 groszy), natomiast gdy korzystał z narzędzi dostarczonych przez antreprenerów – 35 groszy. Antreprenerów „na cząstkowe roboty” wyłaniały przetargi nazywane „licytacjami in minus”. Cząstkowe – bo odrębnych antreprenerów wyłaniano na odmienne zakresy prac: dostawy materiałów, prace przy kopaniu, murarkę, konkretne roboty ciesielskie (np. wykonywanie mostów), darniowanie, a nawet zaopatrzenie w materiały biurowe. Zdaniem autora „płacił za roboty” – przypomnijmy: w 1826 roku – „Bank Polski”59, dodajmy: założony dopiero w 1828 roku60. Bank zajął się Kanałem dopiero po powstaniu listopadowym, w latach 1833–1844. Wcześniej sprawy finansowe załatwiała specjalnie powołana „Kassa przy Kanale Nawigacyjnym”61 w ramach rachunkowości Korpusu Artylerii i Inżynierów, której płatnikiem był podpułkownik artylerii Jan Płonczyński. Źródłem finansowania był budżet Komisji Rządowej Wojny, pozostający pod opieką wielkiego księcia Konstantego, więc w żadnym stopniu niekontrolowany przez instancje cywilne. W podanych kosztach62 nie została uwzględniona wartość drewna, wydawanego nieodpłatnie przez leśnictwa. Szacuje się łączny koszt budowy na prawie 14 milionów złotych63. Według autora na budowie pojawili się „saperzy”64. I to też jest przykład rozumowania dzisiejszymi kategoriami. Był w Królestwie Polskim batalion saperów, ale rozmieszczony w rozmaitych miejscach, głównie przy twierdzach i w Warszawie65. Przy budowie Kanału nie było ich na pewno, bo w żadnym materiale źródłowym nie znalazłem śladu udziału tej formacji w budowie. Byli za to żołnierze z kompanii rzemieślniczej z Korpusu Artylerii, zajmujący się warsztatami, podlegli kapitanowi artylerii Antoniemu Kochowi. Zapewne do pilnowania porządku przysłano kilku weteranów z 8. kompanii66. Za literaturą popularną autor wywodzi genezę miasta Augustowa od karczmy „Netta” (ściślej: Meta), niesłusznie widząc jej założyciela w Piotrze Chwalczewskim67, który jeżeli w 1526 roku już żył, to koszulę w zębach nosił. Starostą knyszyńskim został w 1553 roku68. Karczmę Meta (Netta) zbudował Jan Radziwiłł i to zapewne nie na swoim terenie, skoro wyprosił zezwolenie u króla Zygmunta I Starego. Należy sądzić, że znajdowała się ona poza granicą dóbr radziwiłłowskich, którą stanowiła rzeka Netta, czyli poza obszarem, na którym organizowało się miasto. Na mapie z połowy XVI wieku karczma Meta jest oznaczona ponad lewym brzegiem rzeki. Po 1536 roku część dóbr radziwiłłowskich stała się osobistą własnością króla Zygmunta Augusta, stąd okazywane zainteresowanie władcy. Tym większe, że leżała na pograniczu polsko-litewskim. Wedle autora „Augustów wchodził do powiatu knyszyńskiego”69. Znamienna to pomyłka. Knyszyn nigdy nie był siedzibą powiatu. Istniało natomiast starostwo knyszyńskie, z którego wydzielono augustowskie. Wygląda na to, że pisarz dał się zwieść dzisiejszemu znaczeniu słowa starostwo, które w XVI wieku znaczyło zupełnie coś innego. Dla porządku wypada wyjaśnić, że Augustów z ziemiami starostwa augustowskiego wchodził do powiatu tykocińskiego i do ziemi bielskiej województwa podlaskiego70.
4. Mylne interpretacje faktów i nieprecyzyjności sformułowań Pada stwierdzenie, że Lubecki „zaprojektował drogę wodną Wisła-Niemen-Bałtyk”71, a był autorem raczej luźno zarysowanej koncepcji, notabene zapożyczonej od uczestników obiadów czwartkowych króla Stanisława Augusta Poniatowskiego (np. Józefa Wybickiego lub Jana Ferdynanda Naxa za pośrednictwem Tadeusza Mostowskiego). Przedstawiony jest jako właściciel dóbr na „dalekiej Białorusi”72. Tymczasem Czerlona, jego największy majątek znajdował się na dzisiejszej Grodzieńszczyźnie. U Ludwika Wolskiego w „Bibliotece Warszawskiej” z 1849 roku znajduje się zdanie, że na potrzeby budowy pracowała huta żelaza w „Krasnymborze”, co wówczas oznaczało nie tyle nazwę wsi, ile dobra zwane krasnoborskimi albo sztabińskimi. Początkowo działała tylko gisernia (odlewnia żeliwa) w Janówku, prowadzona przez majstrów Gize, sprowadzonych z Prus. W 1825 roku hrabia Karol Brzostowski zbudował wielki piec i odlewnię w osadzie Nowa Huta, dziś Huta Sztabińska. Po zakończeniu budowy Kanału uzupełnił ją o zakłady mechaniczne produkujące maszyny rolnicze. U pana Kuczkowskiego w kontekście wypowiedzi73 wygląda to na nazwę miejscowości. Podając informacje o zakładach pracujących na rzecz budowy Kanału autor wymienia tylko „wapienniki”74, czyli piece do wypalania wapna, ale wyraźnie myli je z wapielniami, pod którym to określeniem rozumiano zakłady produkujące sztuczne wapno hydrauliczne systemu Vicata, odmianę cementu. Notabene myli to określenie z popularnym dziś wapnem hydratyzowanym75. „Dom administratora Kanału”, tj. siedziba nadzorcy, w Dębowie został zbudowany około 1910 roku, a więc w wieku dwudziestym, gdy autor pisze o „XIX”76. Pan Kuczkowski znalazł w „monografii” Wiesława Wszelaczyńskiego77, w tabeli przy śluzach Borki i Sosnowo, w rubryce „lata budowy” dwie daty – drugą po myślniku, stąd wyciągnął wniosek, że zostały zbudowane w ciągu lat piętnastu [!], co dało asumpt do utyskiwań na inżynierów lat powojennych78. Tymczasem śluzy te zostały zbudowane w ciągu dwóch lat, tj. 1947–1948. W 1963 roku przeprowadzono ich modernizacje (zapewne mechanizmów otwierających wrota i samych wrót), wystawiono także małe pawiloniki na podręczne biura dla śluzowych (istotnie, ich forma jest fatalna). Wedle autora „granica wzdłuż Biebrzy” (raczej po Biebrzy) „nie stanowiła specjalnego problemu”79, ujmuje on jednak sprawę schematycznie. Działały bowiem służby pograniczne i celne. Prądzyński, aby ustawić znaki pomiarowe, musiał uzyskać od administracji Obwodu Białostockiego specjalne zezwolenie na przekraczanie granicy. Nie ma podstaw, aby uznać, że „Wirtemberski sprzyjał Lubeckiemu”80. Śluzy Białobrzegi nie „zniszczono” w czasie wojny81. Została rozebrana w latach 1962–1963, gdy w odległości 200 m od niej w górę wybudowano nową – żelbetową. Różnie mówiło się na temat przyczyn rozbiórki i budowy nowej. Podawano względy wojskowe, strategiczne – śluza i most nie powinny być w jednym punkcie. Słyszałem też wersję, że grunt śluzy był zbyt słaby, ze względu na tąpnięcia od wybuchów. Była też koncepcja wykonania połączenia Kanału Augustowskiego z jeziorem Sajno, w miejscu obecnego jazu Sajownica. Być może przemieszczenie śluzy było z tym związane. Zdaniem śluzowego, śp. Władysława Prymaki, stara śluza była w całkiem dobrym stanie. Nieścisłe jest nazywanie obwodu białostockiego „gubernią”82. Autor przedstawia inżyniera Michała Straszkiewicza wyłącznie jako budowniczego gmachu Zarządu Wodnego (tzw. pałacyk służby wodnej) i jazu Sajownica83. Jak wyjaśnia Pamiatnaja kniżka suvalskoj gubierni, inżynier Michaił Lwowicz Straszkiewicz (Rosjanin, wyznania prawosławnego) był naczelnikiem Wiślańsko-Niemeńskiej Drogi Wodnej i kierującym techniczno-żeglowną inspekcją systemu augustowskiego, w randze radcy dworu. Od końca lat osiemdziesiątych XIX wieku, przynajmniej do 1907 roku mieszkał w Wołkuszku. W 1910 roku Pamiatnaja kniżka suvalskoj gubierni podawała nieco inną tytulaturę: „Zaliczony do Ministerstwa Komunikacji w obowiązkach starszego pomocnika inspektora żeglugi i kierujący techniczno-żeglowną inspekcją augustowskiego systemu, radca stanu”. Mieszkał już wówczas w Augustowie. Wygląda więc na to, że pobudowany dla niego gmach powstał dopiero w 1908 roku. Straszkiewicz modernizował wiele obiektów – nie tylko jaz Sajownica, ale również m.in. upusty Kurzyniec, Spichlerzysko, a także Augustów, Dąbrówkę i Suchą Rzeczkę. To wtedy jazy otrzymały kamienne albo betonowe przyczółki, które wcześniej były tylko drewniane. Pobudowano kilka murowanych strażnicówek. Wtedy też powstały betonowe słupy nośne mostów podnoszonych, z których po polskiej stronie zachowały się tylko w Kurzyńcu, a po białoruskiej – w Dąbrówce84. Trudno uznać Bazylikę Najświętszego Serca Jezusowego w Augustowie za „budowlę neoklasyczną”85. Jest to typowy eklektyzm, w którym elementy romańskie mieszają się z barokowymi, a klasycyzmu akurat nie uświadczysz. W literaturze popularnej dotyczącej powstania listopadowego przyjęło się pisanie o „ukaraniu miasta Augustowa” spaleniem zabudowań86, stąd autor ujmuje to w formie nakazu spalenia zabudowy87. Tymczasem ówczesne pożary były zbiegiem okoliczności. 29 maja 1831 roku pożodze uległ dworek Prądzyńskiego (już wówczas własność płk. Jana Płonczyńskiego, płatnika Kasy Kanału Augustowskiego) razem z innymi peryferyjnymi zabudowaniami, bo kozacy z ariergardy korpusu generała Sackena starali się opóźnić marsz grupy pościgowej korpusów generałów Giełguda i Dembińskiego, więc podpalili zabudowę. Rosjanie wycofywali się po nieszczęśliwej dla nich bitwie pod Rajgrodem i mieli zbyt mało sił, by blokować działania Polaków. Nikt nikogo nie karał. Centrum miasta uległo zniszczeniu w nocy z 17 na 18 czerwca 1831 roku w dość dziwnych okolicznościach, bo nie było wówczas chyba w mieście wojsk, może jakaś szczupła załoga. Chyba iskra z jakiegoś komina padła na gont albo strzechę i nieszczęście było gotowe. Mieszkańcy obciążali oddział płk. Ołfieriewa, ale może ze zwykłej chytrości, aby odszkodowanie było większe. Nie zgadza się data pogorzeli z terminem przemarszu brygady. 4 września partia kpt. Stanisława Bagieńskiego (vel Bagińskiego), podległa Mirskiemu, zamknęła załogę rosyjską na placu pomiędzy śluzą a jazem przy dzisiejszej ulicy 29 Listopada, zmuszając ją do kapitulacji. Spalenie miasta nastąpiło więc wcześniej niż starcia bojowe. W posiadaniu Polaków miasto pozostawało do 12 września, gdy stało się jasne, że Warszawa padła. Ziemianie, którzy podejmowali się antrepryz wcale nie byli „nieliczni”88; odwrotnie – wielu spośród nich podejmowało się przedsięwzięć. Inna rzecz, że mogli tylko pośredniczyć, by odstąpić je osobom mniej godnym zaufania szefostwa robót. O takim procederze mówią zachowane akta notarialne. Kanał Augustowski nigdy nie był „własnością Banku Polskiego”89, można co najwyżej mówić o zarządzaniu, a nawet swoistej formie dzierżawy. Podpis pod zdjęciem pomnika: „Kaci NKWD wymordowali wszystkich więźniów wzdłuż całej ówczesnej granicy niemiecko-radzieckiej”90, to duża przesada! W Zarządzie Wodnym w Augustowie mieściła się placówka straży granicznej, przy której znajdowała się komórka zajmująca się rozpracowywaniem szpiegów. Aresztowani przy granicy w różnych okolicznościach traktowani byli z góry jako agenci i trzymano ich w barakach, drewnianych domkach i piwnicach Zarządu Kanałowego. Kiedy uderzyli Niemcy, najprawdopodobniej grupa likwidacyjna NKWD pośpiesznie rozstrzelała więźniów w celach. Naprawdę nie wiemy, ile było ofiar. Mówi się o ponad dwudziestu. Znanych jest z dziesięciu ocalałych ze strzelaniny. Sprawa nie jest wyjaśniona do końca, bo już po dwóch godzinach mord w Zarządzie Kanałowym zaczęli wykorzystywać Niemcy do prowokacji antyżydowskiej. Wykonali nawet stosowną inscenizację z podcięciem piersi kobiet i wykłuciem bagnetami gwiazd na plecach ofiar. Potem żandarmi zwoływali mieszkańców Augustowa, by oglądali to „co zrobili Żydzi”. Dlatego kursowała też i inna pogłoska, że zbrodni dokonała przebrana w radzieckie mundury niemiecka grupa dywersyjna. Wiadomo o podobnym incydencie: 22 czerwca 1941 roku żołnierze z grupy dywersyjnej „Brandenburg” (w mundurach radzieckich) rozstrzelali mieszkańców Siółka gm. Lipsk (tu mamy pewność). Nie zginęli więźniowie innych komórek enkawudowskich (aresztu miejskiego w ratuszu i w samej głównej siedzibie NKWD przy ulicy 3 Maja), może przez zbieg okoliczności. Nie zginęli także przewiezieni podczas fali aresztowań augustowiacy w Grodnie, bo uwolnili się podczas bombardowania miasta91. Autor myli się także, gdy wiąże z Augustowem rozmowy o zawarciu paktu o nieagresji z Niemcami92. Jak wiadomo, ustalenia zapadły zanim Oficerski Jacht Klub oddano do użytku latem 1935 roku. Oczywiście nie wyklucza to jakichś dyskretnych, dyplomatycznych spotkań z innych okazji. Z pamiętników wiadomo mi o tajnych naradach Becka i wiceministra Starzeńskiego z ministrami rumuńskimi. Gmach odegrał dużą rolę zwłaszcza w przygotowaniach do nawiązania stosunków politycznych między Polską a Litwą. Właściciel auta Zasztowt, notabene Jan, nie był „adwokatem”93, a inżynierem drogowym. Nie wiem, czy wizyta latem 1938 roku hrabiego Maurycego Zamoyskiego, ordynata na Zamościu, eks-ministra i kandydata na Prezydenta RP w 1922 roku, miała coś wspólnego „z promocją lotnictwa”94. Mocno wątpię. Przyleciał własnym prywatnym samolotem do syna Andrzeja, który jako podchorąży rezerwy po szkole w Grudziądzu odbywał staż w 1. Pułku Ułanów Krechowieckich. Jazda luxtorpedą z Warszawy poprzez Białystok i Grodno, jak wynika z rozkładów, trwała cztery, nie „dwie godziny”95. To i tak wynik imponujący (dzisiaj pociąg pośpieszny znacznie krótszą trasą jedzie pół albo i godzinę dłużej). Zastanowiła mnie legenda, że „1 Pułk Ułanów Krechowieckich wygrał wiele starć z Niemcami” w 1939 roku96. Jak ogólnie wiadomo, kampania wrześniowa, pomimo przejawów niewątpliwego bohaterstwa i ofiarności, była dla jednostki niefortunna. Autor zastanawia się: „Nie wiadomo, dlaczego wigierscy kameduli zabrali obraz ze Studzienicznej”97. Odpowiedź prosta: bo stanowił konkurencję dla ich świętego obrazu. Notabene, nie uczynili tego kameduli, a dziady wigierskie. Jan Szostak podczas obławy lipcowej 1945 roku nie był „szefem”98, a zwykłym funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Był gorliwy po to, aby ukryć swą wcześniejszą przynależność do AK. Szefem PUBP nigdy nie był, bo miał zbyt małe kwalifikacje. Zastępcą pełniącym obowiązki szefa Powiatowego UBP [!] w Augustowie został dopiero 1 września 1947 roku i to na krótko. Miał „niefart”. 1 listopada 1948 roku został wyrzucony ze służby za nadużycie władzy w stosunku do powinowatego ówczesnego wicepremiera RP Hilarego Minca. Szefem Powiatowego UB był podczas opisanej obławy ppor. Aleksander Kuczyński99. Jak wynika z ustaleń IPN, podczas obławy lipcowej aresztowano 1878 mieszkańców wyłącznie powiatu augustowskiego, nie licząc suwalskiego, sejneńskiego i skrawka sokólskiego (miejscowości w okolicy Kamiennej Nowej i Starej), z nich zostało zgładzonych i zakopanych (może zatopionych?) w niewiadomym miejscu około 600100. Aresztowano więc dużo więcej niż podaje autor i znacznie więcej zaginęło101. Duża część z wymienionych oddziałów AKO nie „dotrwała do grudnia 1945 roku”102. Oddział sierż. Władysława Stefanowskiego „Groma” (notabene śluzowego z Perkucia) został praktycznie rozstrzelany przez wojska radzieckie nad jeziorem Brożane 12 lipca 1945 roku. Poprzez pierścienie obławy udało się przedrzeć towarzyszącemu mu oddziałowi Józefa Sulżyńskiego „Brzozy”, który w następnym miesiącu skorzystał z tzw. amnestii „pułkownika Radosława”. Mamy ciekawe zjawisko rozmnażania oddziałów leśnych. „Skała” to drugi pseudonim „Sęka” – Wacława Sobolewskiego, zamordowanego w lipcu 1945 roku w Osowym Grądzie podczas konwojowania przez funkcjonariuszy NKWD. Jego oddział przed obławą przeszedł pod rozkazy „Groma”. Patrol „Snopa” – Jana Szumskiego wszedł do oddziału „Skiby” – Edwarda Wawiórki, któremu udało się ujść przed obławą, po czym został rozwiązany. „Klon” i „Wierny” to także jedna osoba – Stanisław Siedlecki, który przejął rozbitków z innych oddziałów i działał obok „Bębna” – Aleksandra Kowalewskiego również po grudniu 1945 roku103. Zniszczenie w maju 1831 roku mostu w Gorczycy było raczej nie tyle „wynikiem walki”104, ile próby jej uniknięcia. Po prostu, po wymianie ognia spalili go i nie „krakusi” (jak mylnie napisałem w przewodniku – to była jazda), a „strzelcy” (piechota) Wincentego Szarkowskiego. Chodziło o zatrzymanie silniejszej kolumny nieprzyjaciela. Nie na wiele się to zdało, bo Rosjanie szybko odbudowali most i wkrótce otoczyli kryjówkę powstańców. Sam Szarkowski wpadł w ich ręce i został stracony na rynku w Sopoćkiniach. Tablica pamiątkowa śluzy Gorczyca „zginęła”105 wraz ze ścianą przedkomórka i częścią głowy śluzy. Nie celowano w nią specjalnie. Śluza Gorczyca była po wojnie kilkakrotnie remontowana. Co pomija autor, także w latach 1954–1955, oraz niedawno – w latach 1998–2004. Cmentarzysko w pobliżu tej śluzy okazuje się (wbrew wstępnemu rozeznaniu) nie z epoki żelaza106, a nowożytne – pocholeryczne. Parafia nie była w „Mikaszewie”107, a od 1907 roku w Mikaszówce. Wcześniej nie było parafii w „Płaskiej”, a okolice Mikaszówki należały do Lipska. Granica pomiędzy Rzeszą Niemiecką a ZSRR nie szła Kanałem a rzeką Wołkuszanką. Tylko w rejonie Kurzyńca przebiegała około 1 km nurtem Kanału i to po osi północ-południe. Tymczasem pan Kuczkowski zaznacza, że na „północ od kanału była pod Niemcem, a po stronie południowej pod «Ruskiem»”108. Autor z emfazą nazywa jaz w Rygolu „dziełem sztuki inżynieryjnej Teodora Urbańskiego”109. Budowle piętrzące były wznoszone jako całkowicie drewniane, stąd nie mogły być trwałe. W związku z następstwami przepływu ogromnych mas wody wymieniano je kilkakrotnie. Oryginalny jaz Urbańskiego był dużo mniejszy niż obecny. Dzisiejszy żelazo-betonowy został wybudowany w latach 1947–1948. Kierownikiem robót był świeżo przybyły z łagrów w Kalininie i Riazaniu inż. Czesław Grajewski, wsławiony jako por. „Wirski”, podczas okupacji niemieckiej dowódca kompanii dywersyjnej augustowskiego obwodu Armii Krajowej. Jego osobistym śladem jest wotum za ocalenie – stojąca przy samym jazie gustowna betonowa kapliczka. Kłusownik z Rygoli nie zastrzelił „oficera”, a leśniczego110. Zdaniem autora, przy budowie śluzy w Tartaku używano piaskowca ze „Zbożennej”111. Śluza ta była budowana w latach 1837–1838, za cywilnej administracji budowy kanału. W gestii Banku Polskiego znajdowały się wówczas kamieniołomy w Kunowie nad Kamienną. Ze Zbożennej (dóbr generałowej Malletskiej) transportowano materiał przed 1830 roku (za dyrekcji generała Malletskiego). Podpis pod zdjęciem sugeruje, że „tablicę autorską” w Kudrynkach „wykonała Pracownia Konserwacji Zabytków w Toruniu”112. Placówka ta zajęła się wyłącznie jej renowacją. Chyba niewłaściwie jest określać majątek Szeffera mianem „podaugustowskiego”113. Przejął on po żonie folwark Świack-Kułakowszczyzna położony, co prawda, w dawnym powiecie augustowskim, ale około 50 km na wschód od miasta. Dziś miejsce to znajduje się na Białorusi. Autor przejmuje również rolę językoznawcy. Tłumaczenie nazwy „Kudrynki” jest zapewne zupełnie inne, niż on podaje – od rosyjskiego „kudravoj” = kędzierzawy114. Językoznawca prof. dr hab. Michał Kondratiuk wyjaśnia, że w rejonie Łoździej i Olity istnieje gwarowe litewskie określenie „kudrynas” dla naturalnej sadzawki, bagienka, pojedynczego lasku lub kępy drzew na wilgotnym polu lub bagnie. Na szerszym obszarze Litwy i Białorusi używany był w tym samym znaczeniu termin „kudra”115.
5. Informacje nieaktualne Opisując Necko autor dostrzegł „motorówki ciągnące narciarzy wodnych”116, a głośnego wyciągu nie zauważył. Szkoła w Serwach nosiła, a nie „nosi” imię Marii Iwanickiej „Małgorzaty”117, bowiem od kilku lat już nie istnieje. Na jej miejscu znajduje się obecnie Pensjonat „Pro Serwy”. „Mazurskiej Fabryki Tytoniu”118 nigdy nie było. Za PRL pracowała Mazurska Wytwórnia Tytoniu Przemysłowego, którą w latach 90. przejął koncern British American Tobacco i pod tą nazwą fabryka funkcjonuje do dziś. „Bagienko Zdrojki” nad jeziorem Studzienicznym119 z cennymi roślinami chronionymi zostało zasypane przez przedsiębiorczego inwestora, notabene bez protestu ekologów. Na śluzie Swoboda nie ma „wrót drewnianych”120, bo w 1966 roku podczas remontu śluzy zostały wstawione stalowe. Inna rzecz, że poruszane są one dyszlami, które wprowadzono na życzenie ówczesnego śluzowego, mającego dość męczenia się z wcześniej zamontowanym mechanizmem korbowym. Opisując rejsy Żeglugi Augustowskiej do Paniewa121 pan Kuczkowski opiera się na moim przewodniku, napisanym w 1993 roku122. Wówczas rzeczywiście prowadzona była regularna linia do Paniewa, lecz już bez przerw na posiłek. Wkrótce, chyba z przyczyn ekonomicznych, zawieszono ją i to na stałe. Obecnie rejsy do Paniewa organizowane są sporadycznie na zasadzie czarteru, a klienci zazwyczaj zapewniają sobie katering na statku. W tym czasie nastąpiła zmiana właściciela karczmy „Starożyn”. Nie ma już egzotycznych poroży i skór zwierząt afrykańskich. Wiszą skóry dzików, jeleni, łosi. Kolekcję uzupełnia wypchany bóbr. Przed kościołem w Mikaszówce nie „stoi żeliwna figura”123 pochodząca z Huty Sztabińskiej. Wykonany z żeliwa pomnik nagrobny Wasilewskich (o formie charakterystycznej dla tzw. „sztabinów”, a wykonany zapewne w odlewni na tzw. Pieci pod Tartakiem) z dziesięć lat temu został usunięty za kościół, by oddać miejsce gipsowej figurze Matki Boskiej. Od 2006 roku figurze towarzyszy okazały granit z tablicą upamiętniającą pobyty Karola Wojtyły, po latach Jana Pawła II, któremu pomimo wielokrotnie ujawnianych życzeń, podczas posługi papieskiej nie udało się odwiedzić tej miejscowości. Obiekt pokazuje zdjęcie na stronie 387. Most przez Czarną Hańczę „kolejki leśnej obecnie funkcjonującej jako atrakcja turystyczna z Płociczna Tartaku przez Bryzgiel, Gulbin do Zelwy”124 to zamierzchła przeszłość. Fakt: Wigierska Kolej Wąskotorowa, a jakże – funkcjonuje i ma się nieźle. Tyle, że kończy się w Kruszniku, 10 km od Płociczna. Na odcinku od mostu w Gulbinie do Zelwy, nieczynnym od połowy lat 80. XX wieku, w 1992 roku nastąpiła rozbiórka szyn. Nie pamiętam, by od Krusznika do Zelwy kolejka kiedykolwiek była turystyczną. Najwyżej zdarzało się sporadyczne wykorzystanie do tych celów wąskotorówki towarowej. W Perkuciu nie ma już „gajówki”125. „Bar na pomoście nad lustrem wody w rzece” we Frąckach126 po podpaleniu nie istnieje już ze trzydzieści lat.
|