AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE

TOWARZYSTWO NAUKOWE

Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ...

  

  

Artur Ochał

Batalion Korpusu Ochrony Pogranicza „Suwałki” 1927–1939

  

Suwałki: Muzeum Okręgowe w Suwałkach, 2009 – s. 383 [1] s., tab., il.

  

  

  

W 2009 roku, po dłuższej przerwie, na rynku wydawniczym pojawiły się dwie publikacje poświęcone batalionom Korpusu Ochrony Pogranicza dyslokowanym w Iwieńcu i Suwałkach. W związku z tym, że miałem już przyjemność zrecenzować (na etapie przygotowania do druku) Zapomniany garnizon. Oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza w Iwieńcu w latach 1924–1939 autorstwa Tomasza Głowińskiego (książka została wydana we Wrocławiu), chciałem podzielić się z czytelnikami „Rocznika” uwagami dotyczącymi książki Artura Ochała – Batalion Korpusu Ochrony Pogranicza „Suwałki” 1927–1939.

Niewątpliwie, jest to publikacja ważna i potrzebna w polskiej historiografii, i to nie tylko z powodu badań regionalnych nad dziejami suwalskich jednostek Wojska Polskiego, ale chyba jeszcze bardziej w związku ze znaczną luką badawczą w zakresie funkcjonowania poszczególnych oddziałów KOP rozrzuconych wzdłuż wschodnich granic Drugiej Rzeczypospolitej (z Niemcami – tylko fragmentu, Litwą, Łotwą, Związkiem Sowieckim oraz Rumunią – znów tylko fragmentu). Bez analizy na poziomie poszczególnych batalionów KOP, utrudnione jest opracowanie dziejów jego wyższych jednostek – pułków i brygad, nie wspominając o monografii całej formacji, której próby tworzenia nie wyszły dotychczas poza sztywny gorset zagadnień związanych z genezą, organizacją i dyslokacją formacji, służbą graniczną czy działaniami zbrojnymi w 1939 roku. Należy też wspomnieć, że dotychczas, stale i chyba nadmiernie, wykorzystywano tylko wąską bazę źródłową, pozostawiając bez większego echa cały szereg materiałów zdeponowanych w Centralnym Archiwum Wojskowym w Warszawie i w Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie (oraz kilku innych). Dlatego już na wstępie recenzji warto zaznaczyć, że Autor znacznie poszerzył zakres wykorzystanych materiałów. Co więcej, odstąpił od utartych schematów i zaprezentował KOP w sposób odmienny – z perspektywy życia codziennego. Co odróżnia książkę Artura Ochała od publikacji Tomasza Głowińskiego czy Włodzimierza Kowalskiego 1, to opis innego typu batalionu KOP. Ten, dyslokowany w Suwałkach, na granicy z Niemcami (Prusy Wschodnie) miał charakter „mieszany” – odwodowo-graniczny, zaś bataliony w Iwieńcu i Sejnach pełniły wyłącznie funkcje graniczne. Pod tym względem pracę Artura Ochała uważam za istotną, ponieważ dzięki niej uzyskujemy interesujące porównanie.

Recenzowana książka składa się z 22 rozdziałów o różnej objętości: 1) Plany utworzenia i formowanie batalionu, 2) Nazwa, struktura, podległość, 3) Umundurowanie, 4) Koszary batalionu i dowództwa, 5) Kompania „Filipów” i strażnice graniczne, 6) Oficerowie batalionu, 7) Korpus podoficerski, 8) Strzelcy suwalskiego batalionu, 9) Kompania szkolna-strzelecka. Szkoła podoficerów niezawodowych Brygady KOP „Grodno”, 10) Ćwiczenia i koncentracje KOP, 11) Życie sportowe i batalionowy Wojskowy Klub Sportowy, 12) Pas Graniczny Przysposobienia Wojskowego KOP „Suwałki”, 13) Uroczystości, 14) Życie religijne, 15) Orkiestra, 16) Spółdzielnia Spożywców „Czata”, 17) Posterunek Żandarmerii przy Batalionie KOP „Suwałki”, 18) Zwalczanie przemytu i przestępstw skarbowych, 19) Oficer wywiadowczy przy 29 Batalionie KOP w Suwałkach (1927–1929) i Placówka Wywiadowcza KOP nr 1 „Suwałki” (1929–1934), 20) Zwierzęta w służbie, 21) Na asystencji w Oddziale wydzielonym KOP „Lwów”, 22) Rozformowanie. Ich układ uważam za dość logiczny, chociaż niektóre partie materiału, np. Posterunek Żandarmerii…, Zwalczanie przemytu…, czy Oficer wywiadowczy..., powinny znaleźć się wcześniej od innych, na pewno przed rozdziałami dotyczącymi życia codziennego czy gospodarczego. Wydaje się, że stworzenie bardziej pojemnych rozdziałów pozwoliłoby Autorowi na pogrupowania zagadnień. Ze smutkiem należy jeszcze podkreślić, że kilku zagadnień w pracy zabrakło, jak choćby nakreślenia szerszego tła historyczno-geograficznego oraz społeczno-narodowościowego regionu suwalskiego, uzbrojenia i wyposażenia oddziałów KOP, a także omówienia roli batalionu w przygotowywanych planach mobilizacyjnych i operacyjnych 2. Ta absencja kontrastuje szczególnie z rozdziałami poświęconymi umundurowaniu KOP czy orkiestrze batalionu (por. s. 235–245). Osobny problem, jaki zauważyłem, to brak podsumowania stanowiącego rekapitulację tez zaprezentowanych na łamach książki czy weryfikację postawionych hipotez. Zakończenie powinno stanowić jeden z kluczowych elementów publikacji. W wypadku pracy Artura Ochała tak się nie dzieje, zamiast tego mamy kontynuację narracji, tym razem odnoszącą się do wojennych i powojennych losów żołnierzy oraz budynków koszarowych KOP w garnizonie suwalskim (s. 351 i n.).

Znacznym ułatwieniem w poruszaniu się po tekście książki jest indeks osobowy, choć jednocześnie brakuje równie potrzebnego indeksu geograficznego. Niewątpliwie pracę uświetniają dziesiątki zdjęć z prywatnej kolekcji Artura Ochała, zaprzyjaźnionych z nim osób prywatnych oraz różnych placówek archiwalnych.

Zasadniczo nie wnoszę uwag do wykorzystanego zasobu źródłowego oraz literatury problemu. W pracy monograficznej za budzące wątpliwość należy jedynie uznać odwołanie się Autora do podręczników akademickich (s. 281) czy artykułów prasowych (s. 9) w wypadku omawiania dobrze znanych w historiografii zagadnień, jak choćby wojny celnej z Niemcami. Dla zrównoważenia tego sądu muszę dodać, że w moim przekonaniu szczególnej wartości nabierają zebrane przez Autora i cytowane (we fragmentach) relacje mieszkańców Suwalszczyzny odnoszące się do okresu Drugiej Rzeczypospolitej, a szczególnie KOP (przykładowo s. 70). Podnosi to walory poznawcze książki, pozwalając odnieść się do opinii i wspomnień odchodzącego pokolenia.

Po lekturze książki nasunęło mi się kilka szczegółowych przemyśleń. Są to raczej sugestie niż uwagi krytyczne, które mogą zostać wykorzystane przy jej drugim wydaniu. Po pierwsze, na stronie redakcyjnej zabrakło informacji, kto przygotowywał recenzję wydawniczą. Dalej, zastanawiam się nad sensem odwoływania do historiografii we fragmencie wstępu odnoszącym się do materiałów źródłowych wykorzystanych przy pisaniu książki. Jeśli jednak Autor chciał wskazać Czytelnikowi publikacje odnoszące się do badań źródłoznawczych (oraz historiograficznych), powinien uczynić przegląd bardziej szczegółowym3a 3b.

We wstępie pojawiają się zupełnie zbędne tytuły naukowe (s. 7–8), które prowadzą do nieporozumień, bo jak odczytać zapis „opracowania prof. Henryka Dominiczaka, Marka Jabłonowskiego, Jerzego Prochwicza”? Henryk Dominiczak i Marek Jabłonowski uzyskali tytuł profesora, zaś Jerzy Prochwicz aktualnie posiada stopień doktora. W podobne pułapki Autor wpada w przypadku stopni oficerskich, wymieniając je w wypadku płk. dr. Ryszarda Techmana, płk. Włodzimierza Kowalskiego, ale już o innych, np. Andrzeju Krzaku czy Andrzeju Pepłońskim, nie pamięta. Nie pamięta w dwójnasób – ani o stopniach oficerskich, ani o stopniach i tytułach naukowych. To groźna pułapka, ale może i zbędna kurtuazja.

Mój zdecydowany sprzeciw budzi sposób zapisu nazw geograficznych. Jeśli już Autor chciał podawać niemieckie nazwy przedwojenne (endonimy, czyli oryginalne nazwy urzędowe), to powinien to zrobić wyłącznie w nawiasach, jako informację dodatkową. W polskiej historiografii używa się formy Gdańsk a nie Danzig (s. 280), Olecko a nie Margrabowa (s. 16), Margrabowa czy Treuburg (s. 60, 66), Plewki a nie Plöwken (s. 65), Cimochy a nie Czymochen czy Reuss (s. 59, 60), Borawskie a nie Borawsken (s. 64, 280), Mieruniszki a nie Mierunsken (s. 66, 67), Gołdap a nie Goldap (s. 66). Użycie nazw niemieckich, brak map Suwalszczyzny i Prus Wschodnich (nie można do nich zaliczyć Schematu rozmieszczenia strażnic i pododdziałów ze s. 27 czy mapy Szlaków i kierunków przemytu ze s. 288) oraz dla porównania aktualnej mapy tych terenów, ponadto brak indeksu geograficznego, może ograniczać orientację przestrzenną Czytelnika niezaznajomionego z problematyką regionu. Poza tym, nieporozumieniem jest określanie granicy Polski z Niemcami na odcinku Prus Wschodnich mianem granicy polsko-pruskiej (s. 211).

W rozdziale o Oficerach batalionu Autor stwierdził: „Kadra oficerska batalionu, podobnie jak i innych jednostek KOP, nigdy nie miała charakteru jednolitego i skonsolidowanego. Przypadkowość w przydzielaniu oficerów, z reguły krótki okres służby w jednostce oraz pełnienie jej w rozproszeniu (w dwóch garnizonach – Suwałki i Filipów oraz dwóch kompleksach koszarowych) nie sprzyjała konsolidacji. Z tego powodu charakter kadry był pośrednio wypadkową osobowości poszczególnych oficerów, ich doświadczenia życiowego i wojskowego oraz starań ze strony dowódcy batalionu. Można też przyjąć, że ze względu na świadomość czasowego przydziału do KOP, pamiętając o macierzystych oddziałach, oficerowie nie starali się tworzyć tzw. esprit de corps, co miało miejsce w jednostkach wojska, a zwłaszcza w pułkach podkreślających swoje tradycje i odrębność” (s. 89). Nie mogę zgodzić się z tą tezą, tym bardziej, że nie jest ona podbudowana jakimikolwiek odwołaniami do materiału źródłowego czy literatury (zob. przypis 9). Co więcej, należy podkreślić, że właśnie esprit de corps był czymś zadziwiającym ówczesnych inspektorów armii odwiedzających jednostki KOP. Gen. dyw. Kazimierz Sosnkowski, jeden z najbardziej surowych „lustratorów” Wojska Polskiego, w swoich opiniach jako Inspektor Armii nie szczędził pochlebnych opinii o KOP, pomimo zauważonych licznych niedociągnięć i zaniedbań. O kadrach Korpusu stwierdził: „zetknięcie się z KOP-em utwierdziło mnie w przekonaniu, że stosowana przy przeniesieniach z armii do KOP-u staranna selekcja [nie] poszła na marne, jeśli chodzi o wysoko rozwinięty, istniejący bezsprzecznie w KOP-ie »esprit de corps«, oraz chęć robienia jak najlepiej, która »Kopistom« zarówno oficerom jak i szeregowym z oczu patrzy. Odrębne pod każdym względem i znacznie trudniejsze w porównaniu z krajem warunki bytu, konieczność stałego pokonywania przeszkód wszelkiego rodzaju, stwarzają dla natur energicznych duże pole do popisu, a dla ogółu są doskonałą szkołą życia, wytwarzającą w związku ze swoistym urokiem naszych kresów pewnego rodzaju miejscowy »patriotyzm Kopowy«, który potrafił dotrzeć, jak się przekonałem, nawet do tak wybitnie ekskluzywnych pod tym względem ludzi jak poznaniacy. Jest to niechybnie, zjawisko miłe i dodatnie” 4. Co więcej, nawet w ramach jednego pułku Wojska Polskiego oficerowie znajdowali się w stanie stałej, nieprzerwanej fluktuacji. Wynikało to z ustawicznego procesu szkolenia indywidualnego oficerów, zespołowego oddziałów, wreszcie hierarchicznej struktury, w której systematycznie następował proces promowania osób zdolnych (lub protegowanych), przy jednoczesnym „degradowaniu” tych, którzy sobie nie radzili. A więc, podążając tokiem rozumowania Autora, niemożliwym byłoby budowanie i tam „ducha oddziału”. Identyfikacja w stosunku do jednostek Wojska Polskiego miała miejsce wobec tych z tradycjami, ale dlatego że oficerowie walczyli w ich szeregach. Później miało to charakter raczej stricte prestiżowy. Odnosząc się do przykładu częstszego bratania się oficerów batalionu KOP z kadrą 41. Suwalskiego Pułku Piechoty, niż 2. Pułku Ułanów Grochowskich, należy stwierdzić, że wynikało ono przede wszystkim z poczucia przynależności do jednego korpusu – piechoty (s. 89–90).

W tym miejscu należy wyrazić żal, że w pracy zabrakło zestawienia oficerów całego Batalionu KOP „Suwałki”, podczas gdy zostały przygotowane wykazy oficerów, podoficerów kompanii granicznej i żandarmerii oraz elewów orkiestry (s. 56 i n., 255 i n., 237 i n.). Doskonale znane Autorowi listy płac 29. Batalionu KOP/Batalionu KOP „Suwałki”, rozkazy dzienne Dowództwa KOP, 6. Brygady KOP, Brygady KOP „Grodno”, 29. Batalionu KOP/Batalionu KOP „Suwałki” (zdeponowane w ASG w Szczecinie) pozwalają z dokładnością do 1–2 miesięcy ustalić obsady znacznej części stanowisk zajmowanych przez poszczególnych oficerów. Zestawienie takie w znaczny sposób ułatwiłoby poruszanie się Czytelnikom po wydanym równolegle do recenzowanej monografii Słowniku oficerów i chorążych Korpusu Ochrony Pogranicza w Suwałkach (1929–1939) 5 autorstwa Artura Ochała. Ujęcie tych danych w tabelę pozwoliłoby na wyciągnięcie o wiele bardziej precyzyjnych wniosków, dotyczących choćby okresu służby w batalionie, zamiast spekulacyjnego sformułowania „z reguły krótki okres służby w jednostce” (s. 89). Jednocześnie chciałbym dowiedzieć się, na czym polegał fenomen „wyraźnie legionowego i piłsudczykowskiego charakteru batalionu suwalskiego w okresie sprawowania dowództwa przez ppłk. Bogusława Kunca, mjr. Jana Krausa, ppłk. Adama Borkiewicza oraz mjr. Michała Osmolę”. Czy tylko na tym, że dowódców tych łączył legionowy epizod służby w okresie walki o Niepodległą i jej granice, czy może jakiś szczególny sposób odwoływania się do tradycji legionowych? Kult Marszałka Józefa Piłsudskiego, będącego dla wielu środowisk symbolem walki o niepodległość, po 1926 roku stał się nierozerwalnym elementem życia wewnętrznego wszystkich oddziałów Wojska Polskiego i KOP, a także pracy wychowawczej prowadzonej wśród żołnierzy armii polskiej. A może ów „charakter legionowy i piłsudczykowski” ujawnił się w jakiejś innej formie, np. dyskryminacji oficerów i podoficerów wywodzących się spoza klucza legionowego lub prezentujących odmienne poglądy (polityczne?)?

Negatywną ocenę wystawioną oficerom służącym w KOP odczytuję jako podbudowę oryginalnej tezy autora, według której kośćcem formacji mieli być „podoficerowie KOP” [podkreślenie – P.S.]. To podoficerowie „zżywali się z Suwalszczyzną”, zawierali małżeństwa, kupowali ziemię, budowali domy. Jawią się oni w opisie Artura Ochała jako zupełne przeciwieństwo oficerów wyalienowanych zarówno z Korpusu, jak i regionu, w którym przyszło im służyć (s. 126). Z całym szacunkiem dla patriotyzmu i zaangażowania podoficerów w KOP, ale stali oni, niestety, (jak to podoficerowie) na niższym szczeblu hierarchii w systemie dowodzenia, a ich realny wpływ na formację był mniejszy, przynajmniej w głównym zakresie jej działania – bezpieczeństwa publicznego na Kresach i wyszkolenia, choć, co należy podkreślić, niepozbawiony istotnej wagi, szczególnie w sensie bezpośredniej ochrony granicy czy kontaktów z ludnością pogranicza. Na pewno lepiej potrafili informować o swoim zaangażowaniu i roli, np. poprzez tygodnik „Wiarus”, a czego z pewnością nie czynili (na tak dużą skalę) oficerowie służący w KOP. Poza tym formułowanie wniosku, iż istniała specjalna kategoria „podoficerów KOP” wydaje się zbyt daleko idącą konkluzją. Z pewnością pozostawali oni nadal w myśl przepisów wojskowych podoficerami korpusu piechoty, kawalerii, saperów, żandarmerii etc.

Za duży plus pracy należy uznać przedstawione w książce szczegółowe informacje biograficzne dotyczące poszczególnych dowódców 29. Batalionu KOP/Batalionu KOP „Suwałki” – ppłk. Bogusława Kunca (tekst główny s. 90 i ramka s. 13–14), ppłk. Edwarda Banaszaka (s. 90 i 18–20), mjr. Jana Krausa (s. 90–91 i 77, 79), mjr. Wacława Zdrojewskiego (s. 91–92 i tamże), ppłk. Adama Borkiewicza (s. 92–93 i 93–94), ppłk. Jana Światkowskiego (s. 94 i 155–157) oraz mjr. Michała Osmolę (s. 94–95 i 340–341). Uważam jednak za zbędne przywołanie biogramów tych oficerów zarówno w tekście głównym, jak i w ramkach. Tym bardziej, że znalazły one także swoje miejsce we wspomnianej już, odrębnej publikacji Słownik oficerów i chorążych Korpusu Ochrony Pogranicza w Suwałkach (1929–1939). Podobnie zbędne powtórzenia można odnaleźć i w innych fragmentach książki, np. dotyczących śmierci żołnierzy KOP, które raz omówione w tekście głównym zostały powtórzone w tabeli (s. 148–149).

W informacjach o dowódcach kompanii KOP „Filipów” można zauważyć dysproporcje przy omówieniu losów poszczególnych oficerów, szczególnie w wypadku kpt. Antoniego Marcińca (niemal jedna kolumna, s. 56–57), podczas gdy o innych można znaleźć tam zaledwie pojedyncze wzmianki. Być może wynika to ze znacznej fragmentaryczności dokumentacji wykorzystanej przez Autora.

We fragmencie książki odnoszącym się do zmian personalnych podoficerów batalionu suwalskiego KOP, aż prosi się o zamieszczenie tabeli. Dzięki temu zabiegowi Autor uniknąłby wyliczanki (s. 115–116). Podobnie jak w wypadku (brakującej tabeli) oficerów, usystematyzowałoby to wiedzę na temat pełnionych przez nich funkcji i okresu służby.

W rozdziale Kompania „Filipów” i strażnice graniczne zabrakło informacji o wojennych dziejach budynków KOP. Informacje na ten temat, nienaturalnie oddzielone, zostały zamieszczone dopiero w zakończeniu książki. Za niezręczne należy uznać zamieszczone tam sformułowanie: „Większość strażnic oraz budynków koszarowych zajmowanych przez Batalion KOP Suwałki, a następnie przez Straż Graniczną, podzieliła losy polskiej armii” (s. 355).

Zastanawiające jest podejście Autora do opisanych wypadków przestępstw oraz wykroczeń popełnionych przez podoficerów i szeregowych. Niekiedy podaje on nazwiska winnych przestępstw pospolitych (s. 127 i 144–146), natomiast kiedy indziej używa jedynie enigmatycznego określenia „podoficer” lub tylko jego stopnia, gdy chodzi o złamanie tajemnicy wojskowej czy niesubordynację. Może wynika to z braków w materiale źródłowym, ale Autor nie odnosi się do tego choćby w przypisie.

W rozdziale Ćwiczenia i koncentracje KOP Artur Ochał stwierdził: „Najważniejszym sprawdzianem umiejętności strzelców i sprawności batalionu były koncentracje (manewry) letnie i zimowe KOP oraz uczestnictwo w ćwiczeniach wielkich jednostek armii. Udział w nich był nierozerwalnie związany z planami wykorzystania Korpusu w ewentualnych działaniach wojennych na kierunku wschodnim” (s. 164). Zastanawiam się, skąd u Autora pojawia się ten kategoryczny wniosek. Rozumiem, że o ile chodzi o przygotowania mobilizacyjne Brygady KOP „Grodno” (w tym Batalion KOP „Suwałki”) z drugiej połowy lat dwudziestych, to dotyczyły one konfliktu z ZSRS (przynajmniej tylko tego dotyczą dokumenty zdeponowane w ASG w Szczecinie) 6. Natomiast w latach późniejszych należy również zauważyć zainteresowanie kierunkiem niemieckim i litewskim, co doskonale ilustruje Raport z inspekcji Brygady KOP „Grodno” i CSP KOP „Osowiec” przeprowadzonej przez gen. bryg. Franciszka Kleeberga, dowódcę Okręgu Korpusu nr III w Grodnie w 1937 roku. W niniejszym dokumencie Kleeberg stwierdził: „Przeprowadziłem dwa graniczne ćwiczenia: jedno wypad niemiecki po osi Puszcza Romincka–Szypliszki (wzdłuż granicy niemieckiej), drugie – działanie dywizji litewskiej po osi Orany–Werenów, z dziewięciokrotną przewagą wobec Ba[tali]onu KOP »Orany«. W jednym i drugim ćwiczeniu początkowo chciano schematycznie odchodzić z opóźnianiem szufladkowym, bez analizy, co właściwie zamierza n[ie]p[rzyjacie]l i bez znajomości terenu poza strefą ściśle graniczną. […] Wnioski: […] ba[tali]onowi „Suwałki” (najsilniejszemu) dać całą Suwalszczyznę tak od strony litewskiej, jak i niemieckiej, zachowując odwód w Suwałkach” 7. Puszczając wodze fantazji można się nawet zastanawiać, czy Batalion KOP „Suwałki” mógłby, gdyby tylko nie został rozformowany na początku 1939 roku, wesprzeć elewów Centralnej Szkoły Podoficerskiej KOP w Osowcu dowodzonych przez kpt. Władysława Raginisa w ich heroicznej walce pod Wizną.

Za eufemizm należy uznać stwierdzenie Autora, „że wyniki strzelań nie zadowoliły dowódcy i kadry batalionu” (s. 179). Słabe wyniki w strzelectwie, podstawowym z działów wyszkolenia, zawsze prowadziły do poważnych reperkusji ze strony niezadowolonych przełożonych.

W rozdziale poświęconym obchodom uroczystości Artur Ochał poświęcił obszerny fragment kultowi Józefa Piłsudskiego: „Suwalszczyzna w okresie międzywojennym szczególnie silnie związana była z Marszałkiem Józefem Piłsudskim. Społeczeństwo regionu widziało w nim nie tylko niezłomnego wodza armii polskiej, twórcę państwa, ale również przywódcę, który kierując walką zbrojną Polaków wywalczył granice i – co najważniejsze – włączył Suwalszczyznę w skład II Rzeczypospolitej. […] Także KOP, jako formacja zorganizowana i kierowana przez oficerów wywodzących się ze środowisk niepodległościowych, silnie związany była z Marszałkiem. W jednostkach formacji kultywowano jego legendę jako »wskrzesiciela państwa polskiego, twórcy i wodza armii polskiej«.” (s. 211). Rozumiem, że środowisko piłsudczyków przypisywało sobie niemal wszystkie sukcesy związane z odbudową państwa polskiego i wytyczeniem granic Niepodległej, poprzez uproszczenia, a nade wszystko zmitologizowany kult marszałka Józefa Piłsudskiego. Przyświecał temu dobrze skalkulowany cel, jakim było przejęcie władzy w kraju, a nic tak dobrze do tego nie legitymizuje jak sukces militarny. Rozumiem, że takimi uproszczonymi schematami próbowano, często w nachalny sposób, agitować rodaków. Rozumiem, że wielu Polaków ulegało tej agitacji. Jednak – czy w podobny sposób myśli Autor? Czy nie dostrzega, iż problem ten jest skomplikowany bardziej niż pozwalają o tym sądzić źródła o charakterze propagandowym? O ile mam zastrzeżenia do sposobu opisu kultu Marszałka na Suwalszczyźnie, a nade wszystko dokonanej przez Autora zbyt jednostronnej oceny uczestnictwa mieszkańców Suwalszczyzny w tym kulcie (co zapewne wynika z charakteru wykorzystanych źródeł i braku przeciwstawnych opinii), to jednocześnie doceniam wkład i charyzmę Józefa Piłsudskiego w odzyskanie niepodległości oraz walki o granice Polski, szczególnie wojny polsko-sowieckiej 1919–1921. Dlatego mój zdecydowany sprzeciw budzi użycie w tekście określenia „cud nad Wisłą” (s. 218), sformułowanego przez Stanisława Strońskiego i rozpowszechnionego przez przeciwników Piłsudskiego. Pomimo użytego przez Autora cudzysłowu i zastosowania tego określenia w formie zamiennika, wciąż sugeruje ono, iż wygrana w bitwie warszawskiej w sierpniu 1920 roku była nie tyle efektem racjonalnego planu Naczelnika Państwa i działania jednostek Wojska Polskiego, co raczej szczęśliwego zbiegu okoliczności lub bożej opatrzności.

W rozdziale poświęconym Posterunkowi Żandarmerii KOP należało podkreślić, że żandarmi wykonywali przede wszystkim służbę wojskowo-policyjną. Twierdzenie Autora, iż „Normalna służba żandarmów KOP polegała na patrolowaniu granicy [podkreślenie – P.S.] i kontroli pełnienia służby przez patrole graniczne ze strażnic”, a następnie podanie przykładów zatrzymania przemytników, jest dość niefortunne, ponieważ żandarmi podczas „patrolowania granicy” nie byli nastawieni na celowe łapanie przemytników, tylko na kontrolę żołnierzy KOP. Jeśli już zatrzymali kogoś innego niż żołnierza Korpusu, to zapewne z przypadku. Świadectwem tego jest tylko śladowa liczba aresztowanych w ten sposób przestępców granicznych (s. 259). W rozdziale tym można zauważyć zbędne powtórzenia, tym razem dotyczące informacji personalnych żandarmów, zamieszczonych najpierw w tekście głównym, powtórzonych w tabeli i rozwiniętych do pełnych biogramów w przypisach (s. 255 i n., 274–275, 276–279).

W rozdziale poświęconym Zwalczaniu przemytu i przestępstw skarbowych Autor w skrótowy sposób informuje o warunkach terenowych, gospodarczych i społeczno-narodowościowych na terenie Suwalszczyzny. Ale po pierwsze – jest to tylko zasygnalizowanie problemu, a po drugie – nie ma ono charakteru naukowego, ponieważ nie odwołuje się do jakichkolwiek materiałów źródłowych, czy historiografii. Dlatego, z punktu widzenia Czytelnika, może być to odczytane jako subiektywna ocena Autora. Co więcej, Artur Ochał nie zauważa, że funkcjonowanie suwalskiego fragmentu granicy polsko-niemieckiej było już niejako utrwalone w świadomości i praktyce życia codziennego mieszkańców tego regionu, ponieważ granica istniała tutaj przez niemal cały okres zaborów (od Kongresu Wiedeńskiego). Inny problem to kwestia Mazurów, zamieszkujących według Artura Ochała po obu stronach granicy (s. 280). Już w kolejnym rozdziale poświęconym zagadnieniom wywiadowczym nie ma na ich temat ani słowa. Wręcz przeciwnie, oficer wywiadowczy batalionu przedstawiając charakterystykę miejscowych twierdzi, że „ludność zamieszkała w pasie granicznym przeważnie polska wyznania rzymskokatolickiego, w rejonie Rakówka ludność niemiecka wyznania ewangelickiego” (s. 297). Podobnie jest w wypadku opisu terenu sporządzonego przez oficera Placówki Wywiadowczej nr 1 w Suwałkach (s. 312). Takie niespójności dotyczące regionu stanowią dodatkowy argument dowodzący potrzeby dodania oddzielnego, wstępnego rozdziału omawiającego te zagadnienia.

Po lekturze rozdziału poświęconego zagadnieniom przemytu zastanawiam się, dlaczego w Niemczech istniało zapotrzebowanie na pochodzące z Polski produkty spożywcze. Czy głównym czynnikiem wpływającym na popyt była ich cena, czy może jakieś inne elementy (s. 280 i n.)? Poza tym należy zauważyć, że we wszystkich wypadkach przemytu spirytusu z Niemiec, zawsze pojawiał się on w związku frazeologicznym z przymiotnikiem „skażony”. Jednak – czy tak rzeczywiście było, czy może należy to traktować jako zabieg propagandowy, mający na celu zniechęcenie ludności pogranicza do alkoholu przywożonego nielegalnie zza granicy? Na to pytanie Autor nie udziela odpowiedzi.

Na koniec warto poświęcić kilka słów kwestiom edycyjnym. W rozdziale drugim istnieje problem z numeracją przypisów. W tekście głównym rozpoczyna się ona od numeru 2 (od s. 23), zaś w odwołaniach już poprawnie od numeru 1 (od s. 32). Nie wiadomo, czy jest to błąd, czy też może nieświadome wykasowanie pierwszego odwołania. Nieadekwatnym do treści tekstu głównego jest rozmieszczenie schematów organizacyjnych (s. 25 i 26). Skoro najpierw Autor omawia strukturę organizacyjną drużyny dowódcy batalionu (s. 24–25), a dopiero później samego batalionu (s. 25) i poszczególnych kompanii (s. 25–26), to logicznym następstwem takiej prezentacji powinna być następująca kolejność schematów: najpierw Schemat organizacyjny drużyny dowódcy batalionu KOP, 1927 rok, a później Struktura organizacyjna 29 Batalionu KOP, 1927 rok. Przy okazji warto zwrócić uwagę na niejednolity zapis tytułów schematów oraz brak ich spisu. W wypadku Schematu rozmieszczenia strażnic i pododdziałów (s. 27) zabrakło legendy, która pozwoliłaby nawet laikowi rozróżnić strażnicę KOP (np. Lipówka, Bakałarzewo) od posterunku stałego (Witówka, Karolin).

Podczas lektury zauważyłem kilka drobnych usterek redaktorskich, np. niekonsekwencję w zapisie stanowisk, np. szef Sztabu KOP, II wiceminister Spraw Wojskowych a nie „II Wiceminister Spraw Wojskowych” (s. 16). Zastanawiająca jest także przyjęta przez Autora (ewentualnie redaktora) formuła zastosowania wielkich i małych liter w nazwach jednostek wojskowych. Od początku wydawała się ona trudna do obrony w konfrontacji z zasadami ortografii języka polskiego, nakazującymi stosować wielką literę w wypadku nazwy własnej, a za taką należy uznać pułk piechoty z kolejnym numerem porządkowym. I tak w pracy można odnaleźć przykładowy zapis dokonany wielkimi literami dla „41 Suwalskiego Pułku Piechoty”, ale już małymi w wypadku „41 pułku piechoty”. Oczywiście można to tłumaczyć tym, iż wielkie litery zastosowano w wypadku pełnej nazwy, a małe w formie skrótowej, ale jak wytłumaczy to Autor dla „17 Pułku Piechoty z Rzeszowa” (i małymi literami przy zapisie „17 pułk piechoty”, s. 135) czy „25 Pułku Piechoty z Piotrkowa Trybunalskiego” (i jednocześnie „25 pułku piechoty”, s. 135). Wszak w tym wypadku miejscowość stacjonowania pułku nie jest elementem nazwy własnej. Zgodnie z przyjętą zasadą, Autor powinien był dodać w wypadku „29 Pułku Artylerii Polowej” miejscowość „Grodno” lub zapisać nazwę małymi literami, a tak nie czyni, choćby w zdaniu: „Według rozkazu komendanta garnizonu z 1929 roku, w nawie głównej kościoła ustawiały się oddziały 41 pułku piechoty, w prawej nawie 2 pułku ułanów i 3 pułku szwoleżerów, a w lewej żołnierze 29 Batalionu KOP, 4 DAK i I dywizjonu 29 Pułku Artylerii Polowej” (s. 228). Omawiając to zagadnienie warto jeszcze poruszyć sprawę wstawiania kropek po liczbach porządkowych. Znów dla Autora książki wyznacznikiem powinny być zasady polskiej ortografii, a nie przyzwyczajenia czy praktyka kadry oficerskiej Wojska Polskiego, na które częstokroć powołują się historycy wojskowości.

Artur Ochał wręczając mi książkę Batalion Korpusu Ochrony Pogranicza „Suwałki” 1927–1939 dokonał na stronie tytułowej wpisu: „Szukajmy prawdy naszej historii, bo tylko prawda jest ciekawa”. Ufam, że słowa krytyki Autor odczyta jako pomoc w poszukiwaniu prawdy, o której pisze. Wiem, że publikację przygotowywał przez kilka lat, analizując i zbierając różnego rodzaju materiały archiwalne, artykuły prasowe z okresu Drugiej Rzeczypospolitej, relacje rodzin żołnierzy KOP, w końcu jeżdżąc na Suwalszczyznę i odnajdując pozostałości kultury materialnej w postaci dawnych budynków koszarowych czy zarysu dawnej granicy państwowej w terenie. Jego praca nie poszła na marne. Odnoszę się do niej z szacunkiem i podziwem, a przygotowaną książkę uznaję za znaczący sukces Autora i Wydawców.

Na koniec raz jeszcze należy podkreślić, że książka Artura Ochała Batalion Korpusu Ochrony Pogranicza „Suwałki” 1927–1939 to publikacja dobra. Jej mocną stroną jest szeroka baza źródłowa wykorzystana przez autora. Podobnie ma się rzecz z opracowaniami monograficznymi dotyczącymi Drugiej Rzeczypospolitej, Wojska Polskiego czy KOP. W prowadzonej przeze mnie bibliografii Korpusu nie odnajduję takiego, które zostałoby niesłusznie pominięte. Autor na łamach książki porusza tematy będące dotychczas białymi plamami w historii Korpusu, szczególnie w zakresie życia codziennego formacji – jak praktykę służby i szkolenia, umundurowanie, przebieg uroczystości państwowych, życie religijne i inne, a których nie sposób przywołać ze względu na nieobszerny charakter recenzji. Publikacja, co należy szczególnie podkreślić, została ubogacona licznymi zdjęciami żołnierzy KOP z terenu Suwalszczyzny, co zapewne wywoła szybsze bicie serca niejednego badacza. Warto, aby recenzowana książka wpisała się na trwałe do dorobku polskiej historiografii poświęconej dziejom wojskowości Drugiej Rzeczypospolitej. Czego Autorowi i Wydawcom serdecznie życzę.

  

Paweł Skubisz

 

 

 


 

do spisu treści

następny artykuł