AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE

TOWARZYSTWO NAUKOWE

Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę...

  

  

Tomasz Naruszewicz

  

Rok 1939 w okolicy Rospudy

cz. 1 z 2

  

  

Rospuda płynie przez zachodnią część Suwalszczyzny. Tuż za rzeką biegnie granica między Suwalszczyzną a Mazurami. W tym samym miejscu przed wybuchem drugiej wojny światowej owa granica oddzielała Polskę od Prus Wschodnich.

Podział ten został ustalony w XV wieku. W 1422 roku nad jeziorem Melno podpisano traktat między Krzyżakami a Litwinami, na mocy którego Rospuda stała się rzeką graniczną 1. Od tego czasu tu kończyło się lub zaczynało państwo polsko-litewskie. Tu też (po stronie litewskiej) w XVI wieku założono trzy miasteczka: Raczki, Bakałarzewo i Filipów.

Raczki i Bakałarzewo były początkowo własnościami szlacheckimi i pełniły funkcję ośrodków poszczególnych dóbr. Filipów lokował król Zygmunt August. Po stronie pruskiej również zakładano miasta. Olecko lokowano jako odpowiednik dla Raczek i Bakałarzewa, a Gołdap – dla Filipowa i dalej położonej Przerośli.

Mimo że Raczki, Bakałarzewo i Filipów wchodziły wówczas administracyjnie w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego, to osiedlająca się tu ludność pochodziła głównie z Mazowsza. Od początku swego istnienia miasta te były ostojami polskości i chroniły jednocześnie przed bezkarnym zapuszczaniem się w głąb Rzeczypospolitej Prusaków. Po roku 1795 miasta te znalazły się w granicach Prus, ale już od 1815 włączono je do Królestwa Polskiego. W 1870 roku pozbawiono je praw miejskich. Od tego czasu nosiły one status osad miejskich bądź miasteczek. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości weszły w skład nowo powstałego województwa białostockiego. Bakałarzewo i Filipów przynależały do powiatu suwalskiego, a Raczki – do augustowskiego. W Polsce międzywojennej były siedzibami gmin. Raczki były stolicą gminy Dowspuda, Bakałarzewo – Wólki, a Filipów – gminy o tej samej nazwie.

Sytuacją pogranicza polsko-pruskiego w okresie tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej zajmował się Jarosław Szlaszyński. W swej cennej pracy Pogranicze przed wybuchem 2 przedstawił sytuację i nastroje panujące w tym czasie w północno-wschodniej części województwa białostockiego. Jednak z powodu objęcia zasięgiem badawczym dużego obszaru, interesujący nas teren omówiony został dość pobieżnie. Dlatego ten artykuł ma na celu szczegółowe ukazanie przebiegu 1939 roku w okolicy tych trzech miasteczek. W pracy tej przedstawiono losy mieszkańców pogranicza polsko-pruskiego, ich nastroje i postawy.

Praca ta głównie opiera się na materiałach znajdujących się w Archiwum Państwowym w Suwałkach i Białymstoku, Archiwum Obwodowym w Grodnie oraz Muzeum Okręgowym w Suwałkach. Z archiwum suwalskiego szczególnie istotne informacje zaczerpnięto z zespołów: Starostwo Powiatowe Suwalskie 1919–1939 i Policja Powiatowa w Suwałkach. W białostockim archiwum nieocenionym zespołem jest przedwojenny Urząd wojewódzki białostocki. W Archiwum Obwodowym w Grodnie zachowały się nieliczne materiały dotyczące ziem polskich, jednak i wśród nich jest kilka dokumentów pochodzących z interesującego nas obszaru. Z Muzeum Okręgowego w Suwałkach wykorzystane zostały znajdujące się w nim relacje uczestników walk obronnych z 1939 roku. Wiele cennych informacji pochodzi też z opracowań Zygmunta Kosztyły, Waldemara Monkiewicza i innych badaczy. Ponadto wartościowe są relacje świadków tych dni, które często rzucają inne światło na omawiane w artykule zagadnienia.

Podstawowym źródłem utrzymania mieszkańców omawianych gmin było rolnictwo. Rzemiosłem oraz drobną przedsiębiorczością zajmowała się niewielka część ludności Raczek, Bakałarzewa i Filipowa. We wszystkich tych trzech ośrodkach organizowane były targi i jarmarki, które przyciągały również i mieszkańców pobliskich wsi niemieckich. Przybysze zza granicy od wieków przybywali do tych miasteczek w celu zaopatrzenia się głównie w żywność, która była tu znacznie tańsza niż na terenie Prus. Z Niemiec natomiast sprowadzano sacharynę, spirytus i inne towary, tzw. luksusowe. Handel przygraniczny był korzystny dla obu stron. Sprawiał, że polskie karczmy i gospody zawsze były pełne gości. Ludność się bogaciła. Następowała też wymiana kulturalna. W czasie dni handlowych na ulicach tych miasteczek spotykało się obok siebie Polaków, Żydów, Niemców, Mazurów, czasem także Rosjan i Litwinów. Nie odnotowywano żadnych groźnych konfliktów.

Większość ludności zamieszkującej ten teren była wyznania rzymskokatolickiego. Znaczny jednak odsetek stanowili żydzi i ewangelicy. Ponadto znajdowali się tu mariawici, prawosławni, grekokatolicy oraz staroobrzędowcy. W przekonaniu,,prostych” ludzi, wyznanie określało narodowość danej osoby. Istniał stereotyp – Polak to katolik. Osoby innego wyznania często traktowano jako ludność niepolską. Szczególnie dotyczyło to ewangelików, których jednoznacznie utożsamiano z niemieckością. Dla „przeciętnego” mieszkańca tych stron trudno było przyjąć do wiadomości, że są też Polacy niekatolicy. Było to bardzo krzywdzące podejście, gdyż większość niekatolików po polskiej stronie granicy czuła się Polakami. Na przykład w ówczesnej gminie Wólka, na stu mieszkających tam ewangelików, wszyscy deklarowali się Polakami.

  

  

Tabela 1. Ludność gmin i osad nad Rospudą według spisu z 1921 roku

  

Nazwa gminy

lub osady

Liczba

ludności

Wyznanie

Narodowość

katolicy

prawo-

sławni

ewangelicy

żydzi

inni

Polacy

Niemcy

Żydzi

inni

Bakałarzewo 705 560 3 141 1 703 2
gm. Wólka 4261 4001 3 100 152 5 4258 3
Filipów 1554 1015 6 97 280 156 1268 8 276 2
gm. Filipów 2381 1819 9 103 280 170 2095 8 276 2
Raczki 1558 980 5 21 533 19 1020 17 506 15
gm. Dowspuda 6037 5405 11 52 537 32 5478 23 510 26
  

Źródło: Skorowidz miejscowości Rzeczypospolitej Polskiej. T. 5: Województwo białostockie. Warszawa 1924 s. 2–3, 82, 88.

  

  

We wszystkich trzech omawianych miasteczkach działały przed wojną organizacje, mające na celu wychowywanie swych członków w duchu przywiązania do Rzeczy- pospolitej. Wyróżniał się wśród nich Związek Strzelecki, czyli piłsudczycy 3, który starał się przejąć tradycje dawnych legionistów. Uczono w tej organizacji, która była prorządowa, posługiwania się bronią. W podobny sposób działali peowiacy oraz harcerze.

Ważną rolę odgrywała też Ochotnicza Straż Ogniowa. Poza podstawową rolą gaszenia pożarów miała też duże znaczenie społeczne. Komendanci z reguły nastawieni byli prorządowo, dlatego straż stanowiła znaczne wsparcie dla władzy.

Działały też różnego rodzaju organizacje religijne, głównie katolickie. Praktycznie były one całkowicie kontrolowane przez miejscowych proboszczów.

Działały też partie opozycyjne. Zaliczyć do nich należy: Polską Partię Socjalistyczną (PPS) i Stronnictwo Ludowe (SL). PPS nie miała dużego poparcia społecznego, gdyż na tych terenach nie było większych zakładów przemysłowych. Znaczące wpływy posiadało natomiast Stronnictwo Ludowe. Ludowcy popularni byli w kręgach wiejskich, ponieważ reprezentowali racje rolników. W wielu wsiach istniały wówczas koła terenowe tego ugrupowania. W samych miasteczkach jednak ludowcy nie mieli dużego posłuchu. Przykładem jest gmina Wólka, gdzie w drugiej połowie lat trzydziestych siedzibą zarządu gminnego SL była wieś Malinówka, a nie osada Bakałarzewo.

Aneksja Austrii, zajęcie części Czechosłowacji i coraz śmielsze poczynania Hitlera na arenie międzynarodowej utwierdziły Polaków w przekonaniu, że Niemcy stawały się coraz bardziej zaborcze i mogą w przyszłości dążyć do uzyskania korzyści terytorialnych kosztem Rzeczypospolitej. Jednak władze polskie czyniły usilne starania, aby w kraju nie wybuchła panika. Dlatego w środkach masowego przekazu propagowano, że nasza armia jest silna. Próbowano dementować pogłoski o nieuchronności wybuchu wojny. Działania te przynosiły pewne skutki, gdyż na początku 1939 roku mieszkańcy Suwalszczyzny nie przejawiali jeszcze zbyt dużego niepokoju. Na przejściach granicznych nie odnotowano znaczącego wzrostu liczby podróżujących. Nawet wśród przemytników nie odczuwało się szczególnego ożywienia aktywności 4.

Mimo to do zadań policjantów należały kontrole powracających z pracy sezonowej w Niemczech polskich robotników pod kątem oddziaływania propagandy hitlerowskiej. Komendant posterunku policji w Filipowie Piotr Delekta, w raporcie z 11 stycznia 1939 roku stwierdzał, że nie odnotował żadnych zmian poglądów ludności na swym terenie 5. Komendant sąsiedniego posterunku w Bakałarzewie Jakub Achenbach pisał: „Robotnicy, którzy powrócili z robót sezonowych z Niemiec, obecnie zachowują się bez zarzutu i stale narzekają na Niemców za gnębienie ich pracą” 6. Ogólnie w styczniu 1939 roku sytuacja wydawała się być dość niegroźną.

W omawianym okresie napięte stały się stosunki polsko-żydowskie. Działające w miasteczkach sklepy, prowadzone przez spółdzielnie spożywców, konkurowały z kramami starozakonnych. Niektórzy chrześcijanie nakłaniali do bojkotu tych sklepów. W Filipowie były też osoby, które je pikietowały. Jednak nie zanotowano używania w stosunku do Żydów terroru.

W Bakałarzewie, według raportu z 16 lutego 1939 roku, mieszkało już tylko dziesięć rodzin żydowskich 7. Spowodowane to było bliskością granicy oraz konkurencją gospodarczą miejscowych spółdzielni prowadzonych przez chrześcijan. Według bakałarzewskiej policji, miejscowi Żydzi zachowywali się bez zarzutu i nie organizowali się w żadne organizacje. Dzieci żydowskie wspólnie z katolickimi uczęszczały do szkoły powszechnej. Mimo wzrostu nieufności, żadnych większych konfliktów na tle religijno-narodowościowym w tym czasie nie odnotowano.

Pewne zamieszanie wśród mieszkańców pogranicza spowodowały pogłoski o likwidacji na granicy z Niemcami Korpusu Ochrony Pogranicza. Hitler już w 1938 roku mocno naciskał rząd polski, aby to uczynił. Straszył srogimi konsekwencjami, jeśli Polacy będą się opierać. Rząd polski ustąpił i w marcu 1939 roku KOP w tych stronach ostatecznie przestał pełnić służbę 8.

Ludność z wielkim żalem i smutkiem żegnała żołnierzy tych jednostek. ,,Kopiści” dawali mieszkańcom poczucie bezpieczeństwa i wiarę, że w razie konfliktu będą przez nich bronieni. Dowód ogromnego przywiązania do żołnierzy KOP-u dali filipowianie 9, którzy 29 stycznia zorganizowali w miejscowej remizie Straży Ogniowej uroczyste pożegnanie. Jeden z mieszkańców, Stanisław Filipkowski, wygłosił płomienną mowę, w której podkreślał zasługi oficerów i żołnierzy. Stwierdził, że bez nich nie będzie już tak bezpiecznie jak dotychczas. Po południu odbyła się w domu parafialnym tzw. herbatka, gdzie zebrali się: starosta suwalski oraz delegacja dwóch oficerów z baonu KOP Suwałki, przedstawiciele miejscowych organizacji, nauczyciele, księża katoliccy oraz około 150 mieszkańców. Według świadków „nastrój był ożywiony i wesoły”, nawet tańczono10.

Miejsce KOP-u zajęła Straż Graniczna. Jej placówka powstała m.in. w Bakałarzewie.

Znacznie więcej, bo aż około 300 osób zebrało się 10 lutego w filipowskiej remizie Straży Ogniowej w celu uczczenia 19. rocznicy odzyskania przez Polskę dostępu do morza11. Jednym z organizatorów tej uroczystości była działająca w Filipowie Liga Morska i Kolonialna, licząca około 50 członków12.

Interesujące wydarzenie odnotowano 14 lutego w Raczkach. Zatrzymano tam Jaharda Paula Parplesa, który zamierzał przez Polskę wyjechać do Rosji. Swój zamiar tłumaczył tym, że nie odpowiadał mu ustrój hitlerowski oraz że chciał uniknąć służby wojskowej. Parples był dwudziestoletnim, urodzonym w Królewcu ewangelikiem13. Nie wiadomo, czy mówił prawdę, czy był szpiegiem. Strona polska zdecydowała się jednak przekazać,,podróżnika” Niemcom.

Na przełomie lutego i marca komendanci posterunków policji w Filipowie i Bakałarzewie meldowali, że znacznemu zmniejszeniu uległa liczba niemieckich funkcjonariuszy straży granicznej, a patrolowanie granicy przez Niemców odbywa się bardzo rzadko. Ponadto z tego czasu pochodzi informacja, iż w pruskiej wsi Borawskie „dało się wyczuć przygnębienie wśród miejscowej ludności”14.

W omawianym okresie ludność Suwalszczyzny nie wykazywała szczególnie dużego niepokoju. Poza likwidacją placówek KOP-u nic nie wskazywało, aby Polska była zagrożona wojną. Życie codzienne mieszkańców tych stron w pierwszych miesiącach 1939 roku toczyło się bez większych zakłóceń.

Zmiany nastąpiły w marcu 1939 roku, gdy Niemcy zajęli litewską Kłajpedę. Nastroje ludności zaczęły się wówczas diametralne pogarszać. Stawało się wówczas oczywiste, że następnym celem agresji III Rzeszy może być Polska. Szczególnie mocno odczuwała to napięcie ludność przygraniczna, która w chwili wybuchu konfliktu zawsze pierwsza doświadcza skutków działań zbrojnych.

Administracja państwowa Rzeczypospolitej na terenie Suwalszczyzny coraz więcej czyniła starań, aby zapanować nad wzrostem napięcia wśród ludności cywilnej. Posterunki policji z Raczek, Bakałarzewa i Filipowa zobowiązane były do meldowania komendom powiatowym o wszelkich niepokojących zajściach na ich terenie, jak też o tym, „czy po stronie niemieckiej odbywają się posunięcia, ruchy bądź gromadzenia wojsk niemieckich w pobliżu granicy polskiej, czy nie są prowadzone jakieś roboty ziemne, nie buduje się umocnień, fortyfikacji15. Wszystkie osoby przekraczające granicę były szczegółowo rozpytywane o sytuację w Niemczech. Policjanci z nadgranicznych miasteczek musieli codziennie składać telefoniczne raporty o sytuacji na pograniczu komendantom powiatowym. Raporty te przekazywano od godziny 8.00 do 17.00, jednak w razie nagłych wypadków należało telefonować o każdej porze dnia i nocy.

Na podstawie jednego z takich raportów wiadomo, że 23 marca z cmentarza ewangelickiego w Borawskich obserwował przez lornetkę polską granicę jeden z niemieckich strażników granicznych. Znajdował się on naprzeciwko polskiego Urzędu Celnego w Bakałarzewie. W tym samym czasie inny Niemiec, w pobliżu Nowopola, również wykonywał tę czynność. Przerwał dopiero, gdy zobaczył zbliżającego się polskiego strażnika16.

3 kwietnia posterunek Policji Państwowej w Raczkach otrzymał informację od przebywającego na miejscowym jarmarku obywatela polskiego, od 1914 roku zamieszkałego w Prusach Wschodnich, o tym, że w Ełku odbyło się zebranie członków Związku Szewców, na którym stwierdzono, że Niemcy muszą uzyskać od Polski tzw. korytarz. Ponadto w Ełku zgromadzono dużo hitlerowskiego wojska, a stosunek Niemców do mieszkających na tym terenie osób pochodzenia polskiego był wrogi17.

Od starostów wymagano zaangażowania w przygotowania kraju do obrony. Na przykład 22 kwietnia starosta suwalski zarządził w przygranicznych gminach: Koniecbór, Wólka, Filipów, Pawłówka, Przerośl i Wiżajny utworzenie cywilnych grup wartowniczych. Miały one za zadanie obserwację granicy z Niemcami. W przypadku wystąpienia jakichś podejrzanych działań po stronie pruskiej, wartownicy bezzwłocznie musieli informować o nich polską policję lub inne organy Rzeczypospolitej. Starosta poinstruował, aby nie wyznaczać na wartowników starców ani kobiet, ponieważ osoby takie mogłyby nie sprostać powierzonym im obowiązkom. Najlepiej gdyby byli nimi mężczyźni w „sile wieku”, gdyż tylko oni w chwili zagrożenia mogli stawić czynny opór wrogowi. Wartownicy mieli nawet prawo posiadać broń oraz środki łączności, aby utrzymywać ścisły kontakt z placówkami Straży Granicznej18.

4 maja 1939 roku komendant powiatowy policji w Suwałkach nakazał dowódcom komisariatów w terenie sporządzić wykazy osób z kategoriami A, B i C oraz stowarzyszeń kwalifikujących się do zawieszenia działalności na wypadek mobilizacji. Zwracano jednak uwagę, że wcześniej zdarzały się wypadki wskazywania niewinnych osób, a wielu groźnych osobników pominięto. Dlatego listy miały być dokładnie sprawdzane, aby nie wystąpiły żadne pomyłki19. W odpowiedzi komendant Delekta w Filipowie wymienił 11 osób, które „pogłębiają zainteresowanie sytuacją polityczną. Mają krewnych i dobrze znajomych za granicą w Prusach, toteż mogą być szkodliwi na wypadek konfliktu z Niemcami i mogą służyć informacjami. Daje się też wyczuć ich przychylność do Rzeszy Niemieckiej”20. Wszyscy wspomniani byli ewangelikami. Poza tym Delekta wymienił sześć innych osób (katolików) „poglądów skrajnie lewicowych”, które „pochwalają rządy ZSRR. Ustosunkowują się nieprzychylnie do obecnego rządu, nie uznają religii i Kościoła, i na wypadek mobilizacji mogą być szkodliwi i niebezpieczni”. Komendant z Filipowa proponował, aby internować tych ludzi w głąb kraju, gdyż mieszkali zbyt blisko granicy z Niemcami. Łącznie na terenie posterunku w Filipowie 49 osób było inwigilowanych, m.in. przez sprawdzanie zawartości korespondencji.

Hitlerowcy dokładali w tym czasie wiele starań, aby zdyskredytować polskie władze. Rozpowszechniano na przykład informacje o prześladowaniach w Polsce mniejszości religijnych i narodowych. Były to przeważnie wiadomości nieprawdziwe, choć w napiętej sytuacji, w jakiej znalazła się wtedy Polska, zdarzały się akty nieufności do przedstawicieli innych narodowości.

W tym czasie już było niemal pewne, że wojna wybuchnie. Świadczą o tym następujące słowa: „Opierając się na zasadzie, że obecny okres wobec wypowiedzenia Polsce przez Niemcy paktu o nieagresji z jednoczesnym wysunięciem żądań natury terytorialnej, może być przez sąd poczytany za okres grożącej ewentualnie wojny”21.

Według planu alarmowego dla policji z 31 marca 1937 roku, pierwszą czynnością, którą należało wykonać, było powiadomienie o zagrożeniu Policję Powiatową. Szeregowi powinni też informować o miejscach swego pobytu, nawet wtedy, gdyby znajdowali się na przepustce. Po ogłoszeniu alarmu, każdy policjant musiał mieć przy sobie karabinek z bagnetem i czterdziestoma nabojami, rewolwer lub pistolet z 35 nabojami, pałeczkę do kierowania ruchem ulicznym, granat gazowy, opatrunek indywidualny, hełm, furażerkę, kajdanki, lampę elektryczną, gwizdek, ołówki, pióro wieczne, notatnik służbowy, znaczek ewidencyjny, odpowiednie druki (protokoły rewizji), torbę służbową (ewentualnie plecak i chlebak), przynajmniej pięć złotych gotówką oraz – w szczególnych wypadkach – maskę przeciwgazową. Do obowiązków komendanta należało zapewnienie transportu (mógł nawet zarekwirować pojazd cywilny) swym podwładnym oraz sprawdzenie uzbrojenia.

W każdym z przygranicznych posterunków był przygotowany na wypadek rozruchów plan łączności telefonicznej z dowództwem w Suwałkach. Policjanci z Filipowa, podobnie jak w innych miejscowościach, posiadali plan działania w razie awarii jednego z aparatów. Jeśli uszkodzony byłby aparat telefoniczny w miejscowym komisariacie, należało dzwonić z Agencji Pocztowej lub z Urzędu Gminy. Jeśli i tam telefony nie działałyby, należało wykorzystać aparat w placówce Straży Granicznej. Gdyby również Straż Graniczna pozbawiona była łączności, najbliższy telefon znajdował się w komisariacie w Bakałarzewie i budynku Agencji Pocztowej w Pawłówce. Ostateczną formą kontaktu z Policją Powiatową było wysłanie specjalnych kurierów.

Kurierami były osoby odpowiedzialne i patriotycznie nastawione do Polski. W Filipowie wyznaczono dziesięciu takich gońców. Wśród nich był jeden motocyklista, sześciu rowerzystów oraz trzech właścicieli koni22. W Bakałarzewie było ośmiu kurierów. Żaden z nich nie posiadał mechanicznego środka lokomocji. Pięciu z nich miało używać do poruszania się rowerów, pozostali – koni23.

Dużą uwagę przywiązywano w tym okresie do odpowiedniego zabezpieczenie w komisariatach tajnych rozkazów i innych ważnych dokumentów. Wcześniej zdarzały się wypadki zagubienia kluczy czy matryc urzędowych, dlatego władze zwierzchnie szczególnie mocno wyczulały na tę sprawę podwładnych. Klucze od szaf żelaznych, gdzie znajdowały się m.in. pisma policyjne, powinien nosić przy sobie szef posterunku w sposób uniemożliwiający ich zgubienie. Klucze umieszczał na kółku i łańcuszku przymocowanym do spodni. Matryce do plombowania trzeba było nosić w specjalnych, skórzanych torebkach24.

Władze powiatowe zakazały przebywania osobom z zewnątrz w pobliżu Rospudy. Rzeka ta znajdowała się bowiem w strefie nadgranicznej i z tego powodu całkowicie zakazano turystom korzystania z niej. Przebywanie w okolicy Rospudy wymagało specjalnego zezwolenia starostwa. Zakaz obejmował też przygraniczne jeziora: Dowspudę (Rospudę), Matłak (chyba Gacne), Garbaś, Sumowo, Okrągłe i Bolesty25. Zakaz ten spowodował znaczne obniżenie dochodów właścicieli przygranicznych karczem, gospód oraz kwater dla turystów przybywających tu wcześniej z Polski.

Napięte stosunki polsko-niemieckie uaktywniły działalność różnych organizacji i partii politycznych na tym terenie. W marcu swą agitację polityczną nasilili komuniści. Nadawali nawet audycje radiowe26, które były słuchane przez niektórych mieszkańców, ale raczej tylko z ciekawości. Nie dawano bowiem wiary komunistom. Wielu z mieszkańców tych ziem walczyło w wojnie bolszewickiej, więc pamiętano o wrogim stosunku Sowietów do Polski i Polaków. Również w tajnych źródłach z tego okresu brak jest informacji o szerszej działalności na tym terenie komunistów.

Spośród tzw. partii postępowych działali tu jedynie socjaliści i ludowcy, którzy zdecydowanie odcinali się od komunistów.

Cechą pozytywną większości ówczesnych partii politycznych w Polsce była umiejętność wspólnego działania w tym trudnym okresie. Politycy z różnych ugrupowań zdawali sobie sprawę z tego, że w tak wyjątkowej sytuacji, w której znalazła się Rzeczypospolita, spokój wewnętrzny jest najistotniejszy. Dlatego możliwy był i spotkał się z aprobatą m.in. apel instruktora Stronnictwa Ludowego, wygłoszony 21 maja w Filipowie, o składanie ofiar na dozbrojenie polskiej armii27. Również ludowcy z gminy Wólka głosili potrzebę współdziałania. 2 lipca w Malinówce (gm. Wólka) odbyło się zebranie miejscowego koła Stronnictwa Ludowego, na które przybyło 20 osób. Podczas spotkania jego prezes Michał Giegienio odczytał z,,Rolnika Polskiego” ustawę o stanie wyjątkowym i wojennym, zebranych przekonywał o potrzebie jej uchwalenia i apelował o poparcie. Wzywał też zgromadzonych do współdziałania z rządem w sprawie zwalczania tzw. karteli oraz do współpracy z władzami państwowymi w zwalczaniu szpiegostwa, defetyzmu i innych przejawów działalności antypaństwowej.

Mieszkańcy pogranicza polsko-niemieckiego z coraz większym zainteresowaniem i obawą obserwowali rozwój wydarzenia. Ogromny niepokój wzbudził przelot w okolicy Bakałarzewa niemieckiego samolotu 27 marca28.

Po dojściu Hitlera do władzy, w dniu urodzin wodza Rzeszy, organizowano w Niemczech huczne uroczystości. 20 kwietnia 1938 roku w pruskiej wsi Borawskie, leżącej blisko Bakałarzewa, palono ogniska, wystrzeliwano rakiety i wznoszono głośne okrzyki na cześć führera. W tym dniu na polach nie było widać żadnego pruskiego rolnika, bo każdy świętował. Polacy spodziewali się, że i w 1939 roku odbędą się takie festyny. Jednak nie odbyły się. Nikt nie wznosił toastów, nie było fajerwerków, a chłopi, jak każdego dnia, pracowali29. Wydawało się, że sytuacja się stabilizuje. Jednak była to tylko cisza przed burzą.

Od 1935 roku (12 maja) obchodzono w Polsce rocznicę śmierci Józefa Piłsudskiego. Działające na omawianym terenie oddziały Związku Strzeleckiego również i w maju 1939 roku chciały uczcić w uroczysty sposób pamięć o Marszałku. Napięte stosunki z Niemcami skłoniły władze polskie do wydania rozporządzenia, aby na terenach przygranicznych owym świętowaniem nie prowokować Niemców. Dlatego komendant garnizonu suwalskiego zakazał palenia ognisk w pobliżu granicy z Niemcami. Nie brały też udziału w tych obchodach oddziały Wojska Polskiego30.

W niepewnej sytuacji coraz większą uwagę zwracano na możliwość działania na terenie Rzeczypospolitej niemieckich szpiegów. Ponieważ granica była często nielegalnie przekraczana przez przemytników, mogli znajdować się wśród nich. Dlatego też każda podejrzana osoba miała być bacznie obserwowana. Dotyczyło to też turystów oraz przedsiębiorców niemieckich. Do poszukiwania osób związanych z niemieckim wywiadem próbowano też angażować miejscową społeczność. Władze polskie wypłacały znaczne kwoty pieniężne każdemu, kto pomógł w ujęciu „agenta wywiadu obcego”. Suma ta uzależniona była od rangi zatrzymanego szpiega. Natomiast jeśli okazywało się, że schwytano osobę trudniąca się tylko przemytem, to nagrody w ogóle nie wypłacano. Czasami w takich sprawach komendant powiatowy policji mógł przyznać jakąś nagrodę, ale praktykowano to rzadko31.

Społeczeństwo coraz wyraźniej okazywało swoje zaniepokojenie zaistniałą sytuacją. 18 czerwca 1939 roku Obóz Zjednoczenia Narodowego zorganizował wiec w Bakałarzewie, na który przybyło około 1500 osób. Było to najliczniejsze spotkanie OZN-u w tym czasie w województwie białostockim32. Podczas wiecu przemówienie wygłosił poseł Michał Pankiewicz. Wzywał zebranych do jedności narodowej w obliczu zagrożenia hitlerowskiego. Dodawał też otuchy i nawoływał do zachowania nieugiętej postawy wobec Niemców. Nakłaniał do pilnowania granicy oraz obserwowania poczynań podejrzanych osób.

Prawdopodobnie 29 czerwca 1939 roku także w Bakałarzewie odbyła się następna (a może chodzi o tę samą uroczystość) patriotyczna manifestacja33. Inspiratorem jej był miejscowy proboszcz Romuald Jałbrzykowski. Po mszy, w czasie której duchowny wygłosił patriotyczne kazanie, licznie zgromadzeni w kościele ludzie pomaszerowali długim korowodem w kierunku granicy z Niemcami. Na czele pochodu szła orkiestra Ochotniczej Straży Ogniowej z Bakałarzewa. Korowód zatrzymał się tuż przy przejściu granicznym niedaleko pruskiej wsi Borawskie. Śpiewano pieśni religijno-patriotyczne. Wznoszono okrzyki, „nie damy nawet guzika od munduru”. Na transparentach widniał napis: „Nie damy morza, precz od Bałtyku”. Płomienne przemówienie wygłosił ks. Jałbrzykowski oraz Edward Chlebus. Atmosfera była podniosła. Świadkowie tych wydarzeń twierdzą, że obserwujący tę manifestację Niemcy byli bardzo zdenerwowani i mieli nawet wycelowane karabiny maszynowe w stronę zgromadzonych34. Udział w tej demonstracji wzięli prawie wszyscy mieszkańcy parafii oraz wiele osób spoza jej obszaru. Był to bezprecedensowy przykład odwagi i przywiązania tutejszej ludności do Polski.

Kolejne zebranie Obozu Zjednoczenia Narodowego odbyło się 23 lipca 1939 roku w Raczkach, w którym wzięło udział około 500 osób35. Uroczystość miała podobny charakter jak w Bakałarzewie. Apelowano do Polaków, aby byli silnymi w tym trudnym okresie i zwracali szczególną uwagę na podejrzane osoby.

Mieszkańcy pogranicza często współdziałali z władzami. Choćby w Małych Raczkach, gdzie 1 lipca sołtys zatrzymał niejakiego Szymulasa, który nielegalnie znalazł się na terenie Polski i twierdził, że przed aneksją Kłajpedy był litewskim policjantem, następnie został aresztowany przez Niemców i skazany na dwa lata przymusowej pracy, a teraz chciałby przedostać się na Litwę. Sprawę Szymulasa przekazano do rozpatrzenia przez sąd36.

Na obszarze działań policji z Bakałarzewa było w tym czasie aż 57 tajnych informatorów37. Byli to ludzie zaufani, którzy zobowiązali się zgłaszać wszystkie niepokojące wydarzenia stróżom prawa. Również swoich informatorów miał posterunek policji w Filipowie. Jednak liczba ich była znacznie niższa, bo tylko 17 osób38.

Zagrożenie ze strony Niemiec wzbudzało w społeczeństwie polskim coraz większą nienawiść do wszystkiego co niemieckie. W przekonaniu wielu osób Niemiec to ewangelik, a ewangelik to Niemiec. Dlatego zdarzały się przypadki szykanowania protestantów. Często nazywano ich obraźliwie „flukami”. Byli podejrzewani o kontakty z nazistami i sprzyjanie polityce Hitlera. Mimo iż wielu z mieszkających na Suwalszczyźnie protestantów mówiło po polsku i czuło się Polakami, to byli traktowani jako „niepewni” i „obcy”, nawet jeśli osoba taka była wcześniej ogólnie znaną i szanowaną. Dotychczasowi przyjaciele często stawali się wrogami.

Przedstawiciele władz starali się zapobiegać temu zjawisku. Starosta powiatu suwalskiego listem z 10 lipca 1939 roku skierowanym do wójtów i komendantów terenowych posterunków pisał, że „przy zrozumiałym w obecnych warunkach podniesieniu nastrojów patriotycznych i zaognionym uprzedzeniu do Niemców, występują niekiedy fakty nieuzasadnionego utożsamiania [osób] wyznania ewangelickiego z niemieckością, co w ogóle jest błędne, a czasami szkodliwe”. W dalszej części listu dodawał, że na terenie powiatu suwalskiego mieszka około 5 tys. ewangelików, którzy mówią w domu po polsku, słuchają nabożeństw po polsku, czyli Polaków. Dlatego nie ma żadnego powodu, aby wątpić w ich przywiązanie do Polski i w ich patriotyzm. Starosta pisał też, że szykanując ewangelików, daje się tym samym Niemcom powód do przedstawiania Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej jako kraju nietolerancyjnego. Zwracał też uwagę, że na terenie Prus Wschodnich mieszka znaczna grupa Polaków ewangelików, którzy na wieść o prześladowaniach ich współwyznawców w Polsce, mogą odciąć się od polskich korzeni39.

Latem coraz częściej pojawiały się pogłoski o zbliżającej się wojnie. Powszechnie dawało się już wyczuć niepokój. Zdarzały się przypadki, że niektórzy publicznie głosili hasła proniemieckie. Często krytykowano rząd Polski za jego politykę w stosunku do III Rzeszy. Policja zobowiązana była do badania nastrojów społecznych. Osoby ulegające defetyzmowi bądź przejawiające postawy defetystyczne miały być obserwowane, a nawet aresztowane.

Za osobę „siejącą defetyzm” uznano jednego z mieszkańców wsi Jemieliste, który miał powiedzieć, że „głupi ten, kto daje na dozbrojenie Wojska Polskiego”, ponieważ to Polska dąży do wojny. Ów mieszkaniec wychwalał ustrój państwowy w Niemczech, twierdząc, że są tam „lepsze porządki jak w Polsce”40. Według świadków, chwalił nie tylko Niemcy hitlerowskie, ale też Rosję Sowiecką. W jednej z rozmów miał powiedzieć, że jeśli „wybuchnie wojna, to żadne państwo nie może zwyciężyć, a tylko zwycięży komunizm”41.

Inny mieszkaniec ze wsi Chachłuszka (gmina Filipów) powiedział, że „Hitler gospodarzy dobrze, że przegłosowali za nim w Czechach, w Austrii, w Polsce dobrze by było, gdyby rząd tak nie zdzierał i patrzył swoich brzuchów oraz gdyby w Polsce głosowali, to też na pewno głosowaliby za Hitlerem. (…) w Niemczech ma lepiej robotnik, jak w Polsce gospodarz, bo w Niemczech to Hitler daje na utrzymanie i wychowanie dzieci, a w Polsce tego nie ma, a rząd tylko zdziera i pasie sobie brzuchy”42.

Do obrony terenów Rospudy wyznaczono 41. Pułk Piechoty stacjonujący w Suwałkach. Miał on za zadanie przygotowanie zalewów wodnych, rowów, stanowisk obserwacyjnych i ogniowych, schronów dowodzenia oraz wykonanie robót minerskich. Budowę drugiej linii obronnej powierzono 3. Pułkowi Szwoleżerów w rejonie wsi Orłowo i na przesmyku między jeziorami Okmin i Taciewo. Koło Orłowa wykopano ciąg okopów, a w okolicy jezior Okmin i Taciewo zaplanowano wykopanie rowu przeciwczołgowego oraz ustawienie tzw. kozłów hiszpańskich43. Suwalscy kawalerzyści prowadzili prace fortyfikacyjne pod pozorem ćwiczeń. W pracach tych brali też udział cywile. Za swą pracę otrzymywali wynagrodzenie.

Pobudowany wtedy system umocnień miał wiele istotnych wad. Główną było przystosowanie tej linii do odparcia ataku nieprzyjaciela nacierającego wprost. Ewentualne oskrzydlenie polskich pozycji przez nacierających zdezorganizowałoby obronę44.

Obszar Filipowa miał zabezpieczać 2. Pułk Ułanów. Tereny znajdujące się na południe od Bakałarzewa osłaniały oddziały 41. Pułku Piechoty i 29. p. artylerii lekkiej. Między 20 lipca a 13 sierpnia przeprowadzono dokładne rozpoznanie terenu. Zlokalizowano najdogodniejsze stanowiska dla dowództwa i broni maszynowej. Zorientowano się też, którędy będzie można najsprawniej przeprowadzić ewakuację ludności. Ważną kwestią było też rozpoznanie terenu w celu utrzymania łączności z poszczególnymi jednostkami. Prace te jednak przerwano 14 sierpnia w związku z koniecznością powrotu pułku do koszar45.

17 sierpnia dowództwo postanowiło zwiększyć liczebność pułku o jedną trzecią. Nowi żołnierze pochodzili z częściowej mobilizacji rezerwistów. Konie otrzymano m.in. ze szwadronu zapasowego z Grodna. W ciągu kilku następnych dni wyposażano i w trybie przyspieszonym szkolono nowych rekrutów – głównie doskonalono jazdę konną i strzelanie z broni. 22 sierpnia o godz. 23.00 postawiono w stan alarmu 3. szwadron pod dowództwem rtm. Jerzego Krzyszkowskiego oraz 1. pluton karabinów maszynowych por. Tadeusza Krzyszkowskiego. Otrzymali oni rozkaz marszu po osi Suwałki – Filipów do miejscowości Turówka Stara, gdzie powinni byli zająć stanowiska. W wypadku natarcia Niemców ich zadaniem było opóźnianie przemieszczania się nieprzyjaciela; o wszystkim nakazano informować dowództwo. Czas wolny należało przeznaczać na doskonalenie jazdy konnej oraz innych umiejętności wojskowych. Szwadron wyruszył w następującym składzie: dowódca rtm. Jerzy Krzyszkowski, szef szwadronu wach. Stefan Mazur, 1. pluton – wach. podchor. Aleksy Z. Piątkowski, zastępca kpr. Z. Przybyła; 2. pluton – ppor. Edward Kłosiński, zastępca wach. podchor. rezerwy Kacper Rogowski; 3. pluton – ppor. rez. Marian Kamil Dziewianowski, zastępca plut. W. Jabłoński; pluton ckm – por. Tadeusz Krzyszkowski, zastępca kpr. Z. Scierzchała.

  

ciąg dalszy

  

  

  


  

do spisu treści

następny artykuł