AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE TOWARZYSTWO NAUKOWE
Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ... |
Andrzej Matusiewicz: Polskie Towarzystwo Krajoznawcze 1907–1950. Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze 1950–2007 w Suwałkach
Suwałki: Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze Oddział w Suwałkach 2010 – s. 204, il.
W 2010 roku ukazał się tom autorstwa Andrzeja Matusiewicza: Polskie Towarzystwo Krajoznawcze 1907–1950. Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze 1950–2007 w Suwałkach. Jest to kompendium wiedzy o krajoznawstwie w Suwałkach w granicach stu lat, publikacja tyleż solidna, co i dobrze zredagowana, ciekawa, wzbogacona o aneksy i dobrze dobrane ilustracje. Mam jednak na wstępie lekką pretensję do autora, że w tytule zasugerował istnienie dwu towarzystw, co jest oczywistą nieprawdą. Polskie Towarzystwo Krajoznawcze miało burzliwą historię, na stulecie jego powstania pozwoliłem sobie sprostować kilka błędów dotyczących okresu narodzin, ze wskazaniem również na dokonania suwalczanina Kazimierza Kulwiecia 1. Po kilku zaledwie latach istnienia PTK wybuchła I wojna światowa, rozproszyli się działacze, pociski zryły szlaki, doszło do zniszczenia zbiorów, czego przykładem są także losy eksponatów muzealnych gromadzonych w rejonie Ostrołęka – Łomża. Również w okresie odrodzonej Rzeczypospolitej zdarzały się załamania w rozwoju strukturalnym Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, doskwierały kryzysy finansowe, dochodziło do sporów programowych. Dobrze obrazuje to biografia Mieczysława Orłowicza (1881–1959), napisana z polotem przez Tomasza Kowalika 2. Tragedią okazała się II wojna światowa, choć godzi się zauważyć, że okupanci nie zdołali całkowicie wyeliminować pragnienia wędrówek, tym razem i z myślą o pozyskiwaniu pożywienia. Entuzjazm krajoznawców po przejściu frontu trwał, niestety, niezbyt długo, tzw. władza ludowa obawiała się środowisk kultywujących postawę czynną, kreatywną, z wielkimi oporami przystosowujących się do sztucznych granic i zakazów administracyjnych. Doszło więc do odgórnego, formalnego „wygaszenia” owianego legendą PTK i posadowienia w to miejsce „postępowego” PTTK. Zmieniono liderów (niektórzy sami się wycofali z działalności oficjalnej), wprowadzono hasła nasycone propagandą, cały ruch poddano starannej kontroli. A jednak poznawanie kraju (z wyjazdami zagranicznymi było znacznie gorzej) siłą rzeczy kojarzyło się z refleksją historyczną, której nie dawało się w praktyce ograniczyć do wydarzeń rewolucyjnych i sprawiedliwych buntów społecznych. Podziwianie przyrody musiało pobudzać do przywoływania mocy niebiańskich, było swoistą odtrutką na nachalną indoktrynację. Z wielu innych jeszcze powodów w PTTK odżywały „stare” nawyki, z tą korzystną zmianą, że przybywało osób młodych, z rodowodem autentycznie ludowym. Nie było to więc całkiem nowe towarzystwo, a od połowy lat pięćdziesiątych XX wieku – coraz bardziej świadome ciągłości dziejów polskiego krajoznawstwa. I stało się tak, że po kolejnych „zakrętach historii”, nawet po powrocie do w pełni wolnej Rzeczypospolitej, nie postulowano powrotu do pierwotnej nazwy. Andrzej Matusiewicz trochę ułatwił sobie pracę tworząc dwa pierwsze rozdziały określone datami 1907–1950, 1950–2007, a kolejne poświęcając na omówienie Zarządu Wojewódzkiego PTTK w Suwałkach 1975–1990, Regionalnego (Suwalsko-Mazurskiego) Ośrodka Programowego w Suwałkach (1991–1992), Regionalnej (Wojewódzkiej) Pracowni Krajoznawczej w Suwałkach (1984–2007) oraz Oddziału PTTK „Jaćwież” 1990–1997. Wszystkie rozdziały zostały wypełnione rzetelnym opisem struktur organizacyjnych, bogactwem nazwisk, charakterystyką programów, relacjami o ważniejszych wydarzeniach. Nie zabrakło także opinii. Pożyteczne są tabele, a dzięki przypisom czytelnicy mogą dotrzeć do interesujących ich szczegółów. Bardzo ważne okazały się również aneksy, w tym słownik biograficzny prezesów i władz oddziałów, członków koła przewodników oraz pracowników. Całość zwieńcza indeks nazwisk. Chwalić można tę publikację na różne sposoby, bo na to zasługuje. Zadaniem recenzenta jest jednak wskazanie braków. Nie znalazłem istotnych błędów, więc przejdę do przejawów niedosytu. Przede wszystkim, jako krajoznawcy brakuje mi mapki ze szlakami i co ważniejszymi obiektami. Mile są też widziane w takich encyklopedycznych wydawnictwach portreciki liderów, zatem nie tyle urzędujących prezesów, dyrektorów i kierowników, co wyróżniających się pasjonatów, zapaleńców, miłośników, strażników ducha PTK/PTTK, idei i wartości. Czytelnicy, zwłaszcza ci czynni niegdyś i obecnie wędrowcy, oczekują też elementów gawędy okraszonej anegdotą, wplecenia w tekst tzw. szczególnych przypadków, scen dobrze charakteryzujących kolejne epoki, tendencje. Ja jeszcze bym się upomniał, tu i ówdzie, o akcenty komparatystyczne, o wskazanie na odrębności oddziału suwalskiego, co można było uzyskać i dzięki rozleglejszej kwerendzie „Ziemi” oraz materiałów z kolejnych kongresów krajoznawczych. Wreszcie na koniec wspomnę o marzeniu, temacie na kolejną książkę. Rzetelność nakazuje, by monografie krajoznawcze ujmowały nie tylko działaczy, ale także korzystających dzięki nim z uroków krain, w tym Suwalszczyzny. Krajoznawstwo to ruch, który trzeba inspirować, wspierać (organizować), wzbogacać, popularyzować, na koniec uwieczniać, by tworzyć sprzyjającą aurę. To piękny trud społeczników (momentami i urzędników lub osób łączących oba statusy), którzy zasługują na wdzięczność i powinni trafić na karty opracowań. To wspaniały przykład profesjonalnych wędrowców dających przykład, krzewiących szlachetne i przydatne obyczaje, tworzących aurę tajemniczości, pobudzających wyobraźnię. Ale to także – nie twierdzę, że przede wszystkim – rzesze przybyszów, niekiedy przypadkowych, z nakazu lub przypadku, z których wielu połknęło potem bakcyla wędrowania. Przyznaję, że kiedy myślę o Suwalszczyźnie, to chronologicznie najpierw przypomina mi się studencki spływ kajakowy, rozpoczęty na przystani PTTK w Augustowie. Kto więc napisze książkę, już może nie tak perfekcyjną pod względem warsztatowym, o wycieczkowiczach, wczasowiczach, turystach, łazikach i krajoznawcach z klasą, którzy wpisali się w krajobraz Suwalszczyzny, ale także ten urokliwy region wpisali w swoje życiorysy? Ten ktoś, nim siądzie do pisania, będzie musiał staranie przestudiować anonsową książkę Andrzeja Matusiewicza.
Adam Cz. Dobroński
|