AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE TOWARZYSTWO NAUKOWE
Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ... |
Tomasz Strzembosz, Rafał Wnuk: Czerwone Bagno.
Konspiracja i partyzantka antysowiecka w Augustowskiem Gdańsk – Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar, 2009. – 211 [1] s., tabl., il.
Okiem sceptyka
Historyków zajmujących się okresem drugiej wojny światowej szczególnie frapowały – jako najbardziej obrosłe legendą – losy konspiracji i partyzantki powrześniowej. Dla Tomasza Strzembosza, znakomitego znawcy podziemnego życia Warszawy, a zwłaszcza środowisk młodzieżowych, w końcowym okresie życia najważniejszym stało się zadanie wypełnienia ogromnych luk historii ruchów konspiracyjnych funkcjonujących na obszarach okupacji radzieckiej. Ambicją profesora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i jego asystenta, a potem następcy – Rafała Wnuka, stało się pełne ujawnienie najbardziej tajemniczej, a zarazem dyskredytowanej w okresie Peerelu 1, bardzo aktywnej „partyzantki” – „samoobrony” na obszarze Kotliny Biebrzańskiej i Puszczy Augustowskiej. W ramach serii wydawniczej Muzeum II Wojny Światowej ukazała się książka Czerwone Bagno. Konspiracja i partyzantka antysowiecka w Augustowskiem wrzesień 1939 – czerwiec 1941 2. Jest to podsumowanie niemal trzydziestu lat badań. Punktem wyjścia do poszukiwań stał się raport Jana Organisty, byłego policjanta z Tajna Podjeziornego, który złożył obszerną relację Komisji Weryfikacyjnej przy 2. Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa tuż po zakończeniu wojny. W niełatwych latach stanu wojennego profesor Strzembosz, korzystając z rozmaitych rekomendacji, głównie osób duchownych, podjął benedyktyński trud zebrania relacji, przełamując nieufność miejscowej ludności, powodowanej do milczenia nie tylko doświadczeniami historycznymi, aktualną sytuacją 3, ale także względami etycznymi (np. kwestią złamania przysięgi o nieujawnianiu tajemnic organizacji). Najważniejszym problemem było wymieranie uczestników wydarzeń. Wielu ludzi, którzy mogli wyjaśnić sprawy bliżej, już nie żyło. Pod wpływem przejść, żyjący często zamykali się na otoczenie, dotykały ich też ułomności wieku 4. Bohaterowie pierwszego planu zginęli w zawierusze drugiej wojny światowej – część z nich zlikwidowały służby radzieckie, część niemieckie. Inni polegli w bezpośredniej walce. Byli i tacy, którzy ukryli tożsamość, znikając z oczu zarówno ścigającego ich aparatu represyjnego okupantów, PRL, jak też i współtowarzyszy broni 5. Specyfika badań ankietowych powodowała, że historyk musiał się spotkać z przejawami konfabulacji, a nie mając właściwego materiału weryfikacyjnego, był wobec nich praktycznie bezbronny. Regułą było to, że obcował z ludźmi, którzy w czasie wojny mieli kilkanaście, maksymalnie dwadzieścia kilka lat. Ich pole obserwacji, a także interpretacji zdarzeń, było ograniczone, a wyobrażenia zmieniały się wraz z rozwojem sytuacji społecznej i politycznej. Zasługą Profesora jest nie tylko bardzo dokładne wyszukanie w dokumentacji poakowskiej zachowanej w zbiorach zachodnich, najdrobniejszych nawet wzmianek na ten temat, często korespondujących z informacjami z relacji, czasem sprzecznych (bywa, że pozornie), ale także dotarcie do zbiorów NKWD, dzięki otwarciu archiwów rosyjskich w dobie jelcynowskiej. Nieocenioną rolę przy pogłębianiu poszukiwań odegrał jego uczeń. Zapewne sporo materiałów z archiwów wschodnich pozostaje nieznanych. Jak wiadomo, w wielu przypadkach wymuszane zeznania były preparowane do celów procesowych i także nie budzą pełnego zaufania. Zaprezentowany w omawianej książce materiał został ujęty w kompozycję przejrzystą i uzasadnioną. Podzielony jest na dziewięć rozdziałów: 1. Charakterystyka mieszkańców i terytorium; 2. Kampania wrześniowa; 3. Sowiecki system okupacyjny; 4. Związek Walki Zbrojnej; 5. Oddział ppłk. Jerzego Dąmbrowskiego; 6. Polska Armia Wyzwolenia; 7. Partyzantka; 8. Inne organizacje konspiracyjne (omówiona jest tu Polska Organizacja Powstańcza vel Polska Organizacja Wojskowa, Związek Wolnych Polaków, Dywersyjna Organizacja Wojskowa, grupa por. „Jarząbka”, Legion Śmierci); 9. Grupy przetrwania i ich otoczenie. Systematyka ma to do siebie, że zderza się z bardziej pogmatwanym życiem. Zdarzało się, że organizacje zazębiały się, trudno też wydzielić co było, a co nie było grupą przetrwania. Nie jestem recenzentem najbardziej kompetentnym. Historią najnowszą w zasadzie się nie zajmowałem. Okazjonalnie publikowałem luźne uwagi, bez głębszego wchodzenia w problem. Od dokładnego badania tego okresu odstręczyło mnie przekonanie, że nie ma prawdy obiektywnej, że celowa dezinformacja występuje wielostronnie, zarówno od strony tych, którzy dawniej, jak i tych, którzy dzisiaj mają patent na słuszność (oczywiście w różnym stężeniu). Znając osobiście niektórych informatorów profesora Strzembosza, mam duże wątpliwości, a nawet zastrzeżenia, co do wiarygodności ich przekazów. Odczuwali to również sami autorzy, którzy zauważali sprzeczności z realiami, ale nawet w tej sytuacji informacji uzyskanych z relacji nie odrzucali, montując bardziej lub mniej przekonujące usprawiedliwienia. Byłbym ostrożny na przykład w odniesieniu do stwierdzeń m.in. Melanii Ruckiej (w przeciwieństwie do bardzo konkretnej i rzeczowej, ostrożnej w komentarzach siostry – Zofii Choroszewskiej), Ireny Cudnik i Larysy Kuźmicz (nieobecnej w Augustowie w czasie wydarzeń, a więc dysponującej przekazami z drugiej ręki). Nie ma podstaw, aby podważać dobrą wolę tych informatorek, warto jednak pamiętać, że miały one tendencję do zniekształcania i wzbogacania wyobraźnią faktów. W świadectwach Stanisława Szumskiego (zamieszkałego na kolonii Dolistowo, z dala od miejsc wydarzeń, np. s. 79), na których mocno opiera się rekonstrukcja historyków, wiele niezgodności z realiami wytknął Józef Janewicz, znający go od dziecka jako „fantastę”, kreującego się na przywódcę całej organizacji (czego prócz jego wspomnień nie potwierdzają inne źródła). Na pewno nie był, jak piszą autorzy, żołnierzem, tym bardziej oficerem, 110. Pułku Ułanów, bo był za młody i nigdy nie służył w wojsku. Dowodem na tę konstatację jest skład Polskiej Armii Wyzwolenia (ujawniony w spisanych przez Zygmunta Kosztyłę wspomnieniach), ograniczający się wyłącznie do najbliższej okolicy Dolistowa, a więc kierowanej przez niego komórki. Ilustracją dla mnie znamienną jest traktowanie jako w pełni miarodajnej relacji por. Władysława Roszkowskiego, który ukrywał się w Sosnowie gm. Sztabin (czyli pod okupacją radziecką), a podawał informacje o tym, co działo się pod okupacją niemiecką. Przykładem tego mogą być wiadomości dotyczące mitycznej radiostacji pułkownika Dąmbrowskiego w okolicach Mikaszówki, który to przekaz osłabiają sami autorzy innymi przesłankami (s. 62). Informacja ta powinna być z gruntu odrzucona, gdyż jest sprzeczna z podstawową wiedzą o wyposażeniu wojsk polskich w wojnie obronnej 1939 roku. Autor relacji miał zapewne mgliste wyobrażenia o przejętej przez organizację radiostacji przeznaczonej dla niemieckiej komórki wywiadowczej, co miało miejsce prawie rok po wyjeździe ppłk. Dąmbrowskiego. Zaufania do tej relacji nie podważyły nawet niezgodne z rzeczywistością informacje o obecności ppłk. Dąmbrowskiego na Augustowszczyźnie do marca 1940 roku, podczas gdy sami autorzy przekonywająco dowiedli, że na Litwie był internowany już na przełomie października i listopada 1939 roku. Bezkrytyczne oparcie się o wywody Aleksandra Omiljanowicza powoduje m.in. stwierdzenie, że Diaczenko walczył w 1939 roku z Niemcami nad Niemnem (s. 138), podczas gdy wojska niemieckie w rejon Niemna w ogóle nie dotarły. Jeżeli walczył, to tylko przeciwko wojskom radzieckim wraz z 103. Rezerwowym Pułkiem Szwoleżerów, w którym przebył kampanię w ramach GO „Wołkowysk”. Omiljanowicz w PRL nie mógł napisać tego z powodów cenzuralnych, więc wpisał Niemców. W ten sam sposób markował o starciach mjr. Henryka Dobrzańskiego „Hubala” (musiał przemilczeć ppłk. Dąmbrowskiego) z czołgami radzieckimi Zygmunt Kosztyła. Czasem zdumienie budzi brak korelacji we własnych ustaleniach autorów. Na stronie 86 narrator zastanawia się, kim był współpracownik komendanta obwodu PAW o pseudonimie „Pająk”, natomiast na stronach 77, 88, 109 i innych, mówi się o aktywności noszącego ten pseudonim Wacława Wnukowskiego, odpowiedzialnego za rejon Sztabina (? – chyba raczej gminy Dębowo). Autorzy nie podjęli trudu porównania swoich ustaleń z ujawnioną, późniejszą historią Armii Krajowej. Inaczej nie spychaliby do odnośnika (przyp. 31 na s. 162) wzmianki o nauczycielach, którzy jako oficerowie lub podchorążowie rezerwy musieli brać czynny udział w konspiracji już w okresie radzieckim. Nauczyciel Markiewicz w Biernatkach to Michał Merkiewicz, późniejszy zastępca komendanta obwodu ZWZ-AK (s. 162). Warakomski, wymieniony wśród szeregu osób współpracujących z PAW – to Stanisław Warakomski z Bargłowa Kościelnego, o przeszłości peowiackiej, aktywny działacz społeczny (m.in. założyciel doskonale prosperującej spółdzielni mleczarskiej), bez wątpienia mający w środowisku odpowiedni autorytet, by pełnić rolę przywódczą, w konspiracji dowódca rejonu, rozstrzelany za swoją działalność w 1943 roku (jego brat Zygmunt, nauczyciel w Augustowie został aresztowany już w końcu 1939 roku). Tymczasem autorzy doszukują się centralnej roli Mieczysława Borkowskiego, który jako uczeń liceum augustowskiego badał temat peowiacki, mógł więc być co najwyżej łącznikiem międzypokoleniowym 6. Nie Wiewiórko, a Edward Wawiórko z Bargłowa Dwornego musiał należeć do tego grona, bo potem był dowódcą kompanii AKO. Aktywny w tym czasie był Czesław Janiszewski, kierownik szkoły z Tajna Starego, którego autorzy nazywają Edwardem, nie łącząc go z placówką oświatową (s. 77, 90). Wątpliwe jest, aby już wówczas w konspiracji uczestniczył Franciszek Niedźwiecki. Tu wymieniony jako działacz na terenie Rajgrodu (s. 89) w rzeczywistości pracował w szkole w Bargłowie, gdzie przybył jesienią 1940 roku z Polesia, skierowany przez kuratorium oświaty. Był absolwentem grodzieńskiego seminarium nauczycielskiego, gdy większość kadry nauczycielskiej stanowili wychowankowie szkoły augustowskiej. Nie miał więc, jak inni, powiązań koleżeńskich. Musiało minąć trochę czasu, aby uzyskał zaufanie środowiska. Wypada zwrócić uwagę, że sporo nauczycieli z powiatu augustowskiego zostało zesłanych na Syberię, część z nich być może za kontakt z organizacją Związek Wolnych Polaków, bardziej polityczną niż wojskową, powstałą z inicjatywy Franciszka Przyrowskiego, dość wcześnie wykrytą i zlikwidowaną przez władze radzieckie. Wśród nich byli Helena i Stanisław Czarneccy z Białobrzeg, Józef Dajkow z Krasnoborek, Stanisław Dyczewski z Chomontowa, Janina Huszcza z Augustowa i Zygmunt Huszcza z Krasnegoboru, wspomniany już Czesław Janiszewski z żoną Marią z Tajna Starego, Franciszek i Monika Kossakowscy z Dębowa, Józef Taraszewski z Kolnicy, Lucjan Wójtowicz z Janówki, Remigiusz Krzywiński z Netty. Byli to zarówno doświadczeni pedagodzy, jak i młodzi, absolwenci, a nawet uczniowie liceum 7. Wśród innego rodzaju nieścisłości można wytknąć autorom „administracyjną” kwalifikację obszaru, który wchodził w skład powiatu augustowskiego i został włączony do Rzeszy (s. 22). Nie była nim cała gmina Dowspuda, a jedynie jej większa część (w skład Białoruskiej SRR weszły Chomontowo, Grabowo, Janówka, większa część Pruski, Topiłówka i Mazurki). Również gmina Szczerbo-Olszanka nie została włączona do Rzeszy w całości, gdyż poza nią pozostała Szczebra I i prawie cała Strękowizna. Pod okupacją niemiecką znalazła się też niewielka część terenu gminy Lipsk (okolice Gruszek i Mikaszówki) oraz Wołłowiczowce. Czasem, gdy prowadziłem wywiady terenowe na zupełnie inne tematy, docierały do mnie informacje, o których w książce nie znalazłem wzmianki. Ludwik Frąckiewicz z Ponizia wspominał o centralnej roli, jaką pełnił Piotr Wójcik w okolicach Kolnicy i Białobrzeg, potem aktywny w konspiracji akowskiej, w pierwszym etapie okupacji niemieckiej współpracujący przy demaskowaniu „agentury komunistycznej” 8. W działalność konspiracyjną w Augustowie zaangażowani byli urzędnicy Wydziału Finansowego, tzw. Rajfo, często wyjeżdżający w teren. Szczegół dość istotny: jeden z nich – Tadeusz Zawistowski, aktywny przed wojną członek Związku Strzeleckiego, ostrzeżony przed aresztowaniem znalazł schronienie u rodziny Osewskich w Gliniskach. Działał więc jakiś system przerzucania zagrożonych z miasta w teren 9. Autorzy nie dotarli do materiałów, które ujawniłyby rolę Stanisława Cieślukowskiego „Pioruna”, zrzutka z Moskwy na przełomie 1941 i 1942 roku. Symptomatyczne, że nosił on pseudonim Antoniego Połubińskiego, który – zdaniem autorów – dowodził Polską Armią Wyzwolenia po śmierci „Dawera” – pchor. Edwarda Stankiewicza. Połubiński, podobnie jak Cieślukowski, ujęty przez wojska radzieckie, po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej miał także otrzymać tajną misję od NKWD10. Jest to typowe dla gier operacyjnych prowadzonych przez wywiad ZSRR11. Niewykluczone, że wycinkowe materiały, do których dotarli autorzy, nie ilustrują dostatecznie problemu i że pod osobę Połubińskiego (dziwne jest, że nie występuje potem na naszym terenie – być może został stracony albo zamęczony w którymś z łagrów?12) podstawiono „urobionego” (chyba pozornie) Cieślukowskiego. Zresztą, nawet w organizacji akowskiej występowało przejmowanie pseudonimów. Przykład najbardziej oczywisty: Albin Drzewicki przyjął miano „Konwa” od Jerzego Pociejki, nauczyciela z Macharc, aresztowanego w 1940 roku i zamordowanego w obozie koncentracyjnym. Pseudonim „Wierny” przybrał nie tylko Władysław Cich z Białobrzeg ale i pochodzący z Balinki Stanisław Siedlecki. Wydaje mi się, że niewykorzystaną bazą źródłową (przy wyżej wspomnianych zastrzeżeniach) są materiały ze śledztw prowadzonych w latach 40. i na początku 50. przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, a przechowywane w IPN w Białymstoku. Sprawą zupełnie pominiętą są powiązania wynikłe ze wspólnych szkoleń członków Związku Strzeleckiego i Przysposobienia Wojskowego (PW) na obozach w Grandziczach. Wydaje się, że zawarte wówczas znajomości i kontakty koleżeńskie musiały owocować w konspiracji. Dlatego też młodzież augustowska impulsy do działalności podziemnej czerpała z Grodna. Zjawiskiem, obok którego trudno regionaliście przejść obojętnie, jest nagminne przekręcanie nazwisk, pseudonimów, a bywa że i nazw miejscowości. Część z tych pomyłek, która dotyczy informatorów, mogła być wynikiem niedokładnych odcyfrowań notatek z wywiadów terenowych, bo występuje we wcześniejszych pracach Strzembosza. Ich duża liczba w książce wskazuje jednak na kopiowanie błędów z materiałów proweniencji enkawudowskiej (zapewne powstały one w wyniku niechlujstwa funkcjonariuszy podczas maszynopisania zeznań lub korespondencji). Czasem wychodzą z tego i przekłamania merytoryczne, np. zjawisko „wskrzeszania” lub „rozmnażania” osób zaangażowanych w prace konspiracyjne. Zdarza się, że we wcześniejszych pracach, tych pisanych przed dostępem do materiałów rosyjskich, profesor Strzembosz używa nazwiska prawdziwego, tu zaś „poprawia się” na formę niewłaściwą. Najbardziej spektakularny przykład to przemianowanie inspektora szkolnego Franciszka Przyrowskiego w Przyworskiego (s. 156–157). Inny to zmiana nazwiska naczelnika NKGB w Augustowie Dmitrija Żadowskiego w Żadkowskiego (np. s. 93, 116). Jak daleko idą przeinaczenia widać na przykładzie kaprala Straży Granicznej, założyciela organizacji w Rajgrodzie, którego autorzy nazywają Mieczysławem Baucem (chyba na podstawie zachowanych dokumentów osobistych – s. 59, 92, 97, 98, 133), przytoczone przez Michała Gnatowskiego dokumenty radzieckie – Mieczysławem, a nawet Wieńczysławem Bucem, a Jan Orzechowski, który znał go chyba osobiście – Mieczysławem Bucą13. Wskazane wyżej aspekty nie zwalniają od finalnej odpowiedzialności współautora książki i zarazem jej redaktora, bowiem właśnie na to niebezpieczeństwo zwracaliśmy uwagę dr. Wnukowi na długo przed opublikowaniem pracy, w trakcie spotkania z Klubem Historycznym im. Armii Krajowej w Augustowie. Jego tajemnicą pozostaje fakt, że nie skonsultował tekstu z miejscowymi historykami, do których miał udostępnione kontakty. Wśród dostrzeżonych błędów, nieścisłości i przeinaczeń wymienię te, które wychwyciłem sam lub zwrócili na nie uwagę moi znajomi14. Niewłaściwe nazwiska bohaterów wydarzeń: Aleksander Kumowski miast Kumkowski (s. 60); w Kopytkowie jest rodzina Krysztopów a nie Krzysztoporów oraz Haraburda a nie Hałaburda (s. 80, 88); komendantem PAW-ZWZ w Bargłowie był chyba nie Michał Głębicki, a Jan Gołębicki ps. „Ryś”, przed wojną komendant „Strzelca” (s. 88, 114); w Dębowie – Mieczysław Gadamer a nie Gachonier (s. 88, pod właściwym nazwiskiem wymieniony na s. 108), który później występuje jeszcze jako Hodomek (s. 133); w Brzozówce – raczej Suryn niż Sturyn; w Tajnie Starym – Czarniecki nie Czerniecki (s. 88); w Brzozówce niespotykane jest nazwisko Wamper; w Jaziewie nie Matyszkieło a Matyskieła, nie Antoni Ondrak a Andraka, z konspiracją miał kontakt Edward Waszkiewicz a nie Józef; w Kopytkowie – Feler a nie Felerewski; nie w okolicach Pruski a w Tajenku był Zajkowski – nie Zajakowski (s. 89); nie jest mi znane nazwisko Sulejski (s. 89) o pseudonimie „Zagłoba”; w Polkowie był Polkowski a nie Polskowolski i Sieńko a nie Sienkiewicz (s. 108); Panek z Bargłówka występuje jako Panak (s. 115) i Panko (s. 128, 137); Uklejewska – nie Oklejewska (s. 120); Ignacy Pawełko a nie Pawełek (s. 131); Stanisław Berc przypomina mi znane u nas nazwisko Bierć (s. 127); Oskrobo – Oskroba; Litwajtis – Łatwajtys (s. 128, 131); Karpo – Karpio (s. 131); Aleksander Znarowski to Znorowski; Kwiaczyński Czesław – czy to nie Kwieciński z Bargłowa Kościelnego ? (s. 136); Władysław Czych to oczywiście Cich (s. 137, 146); raczej Kołhan niż Kołgan; nie Kumarek a Kumorek (s. 146); w Polkowie nie było ani Wawrzkiewiczów, ani Wawszkiewiczów – a może chodzi o Waszkiewiczów? (s. 147); w Woźnejwsi i jej najbliższych okolicach mieszkali Leon Czajko a nie Gajko, Edward Pietrzeniec a nie Pietmieniec, Jan Sienkiewicz a nie Simkiewicz i Jan Strzałko a nie Szało (s. 148); z Lucjanem Mrozem kontaktował się raczej por. Szumski (s. 164) a nie Szubski (s. 151, na pewno nie jest tożsamy ze Stanisławem Szumskim z Dolistowa); bracia Józef i Ryszard Przyczołkowie to zapewne Pryczkatowie (s. 151), ten drugi występuje jeszcze jako Orczykat (na s. 163 podane jest nazwisko właściwe); Czarnecki to Czarniecki, zresztą Jan a nie Czesław; podobnie zaangażowany w konspirację harcerską Laskowski miał na imię Wiktor a nie Witold; Zygmunt Kielnik (nazwisko nie występowało w Augustowie) przypomina mi Zygmunta Kielmela, skazanego za konspirację wraz z Jerzym Jaworowskim (s. 155); Władysław Cich nosił pseudonim „Wierny” a nie „Ważny” (s. 159, tym drugim posługiwał się Izydor Malinowski z Żarnowa); Piotr Choroszewski (tu Horoszewski) nosił pseudonim „Polny” (od ulicy, przy której mieszkał) a nie „Dolny” jak chcą autorzy (s. 161), jego brat Antoni był urzędnikiem w magistracie i aktywnie działał w Straży Ogniowej; Jan Rudzki pisał się Rucki; jak już wcześniej wspomniałem, nauczyciele: Markiewicz to Michał Merkiewicz, Wiewiórko to Edward Wawiórko (s. 162); Kazimierz Dyduch przypomina mi Tadeusza Denocha, organizatora konspiracji harcerskiej15, w ogóle w książce nie wymienionego (s. 163); bracia Włodzimierz i Zbigniew, synowie nauczyciela, nosili nazwisko Dryla a nie Dryl; Jerzy Moldengrawer to bez wątpienia Moldenhawer (syn notariusza, s. 163)16; garncarz Wygnanowski to Wyganowski (s. 173); willa Laury (od Laura) a nie Laurego (s. 41). Nazwiska informatorów: Melania Rucka a nie Ruchla lub Rudzka (s. 99, 100, 173); Zofia Choroszewska nie Horoszowska vel Horoszewska (s. 100, 179, 180); odmiana nazwiska Luba to Luby (ten Luba a nie ta Luba) a nie Lubej (s. 78); Genowefa Karp albo Karpowa widnieje w bibliografii jako Karpo (s. 189). W podpisie pod zdjęciem 1. Helena Mikołajewska podana jest jako Halina. Zdjęcie 12. Stanisława Cieślukowskiego pochodzi ze zbiorów Izydora a nie Jana Bronakowskiego. Złe nazwy miejscowości: nie Kociowce a Kodziowce (s. 61); nie Kraszówka a Kroszówka (s. 89); mylony jest Bargłówek z Bargłówką (s. 108, 125, 130, 131, 134); Bargłów Dworny a nie Dolny (s. 109); nie Grabowe Grądy a Gabowe Grądy (s. 90, 116); nie Gliniszki a Gliniski (s. 105, 106); Dębowo a nie Dębowa (s. 122); w Suwałkach była ulica Filipowska a nie Filipkowska (s. 141); w Woźnejwsi – ulica Matyniak a nie Matniak (s. 59); Bargłów Nowinka to zapewne Nowiny Bargłowskie (s. 173). Autorzy indeksu pomylili osadę leśną Karpa niedaleko Bargłowa z nazwiskiem Antoniego Karpa; białoruskiego dygnitarza komunistycznego Malinowskiego z Izydorem Malinowskim z Żarnowa (s. 92). Przedstawiony na zamieszczonej w książce fotografii kościół nie jest świątynią w Bargłowie, jak twierdzi się w podpisie. Rodzina Narcyzy ze Stankiewiczów Piskorz twierdzi, że na fotografii więziennej, rzekomo ją przedstawiającej, znajduje się zupełnie inna osoba. Podsumowaniem niechlujstwa edytorskiego jest dołączona mapa, na której znajduje się ponad 90 błędów w pisowni nazw topograficznych. W co najmniej trzech przypadkach źle je zlokalizowano. Całość wydawnictwa sprawia wrażenie powstałego w zawrotnym pośpiechu. Co do warstwy merytorycznej, mój znajomy kombatant wyraża się o niej dosadnie: „garść ziarna i worek plew”. Choć najwyraźniej przesadza w krytyce, to i ja także odnoszę wrażenie, że spisana historia jest miejscami odległa od tej, która działa się realnie. Muszę przyznać, że autorzy sprawiedliwie oddali powszechność oporu społeczeństwa ziemi augustowskiej przeciwko narzuconej siłą okupacji i zarządzeń władzy radzieckiej. Bez wątpienia mają rację, gdy wiążą początki konspiracji z bytnością ppłk. Jerzego Dąmbrowskiego „Łupaszki”. Być może siła przekonania o tej zależności bardziej wynikała z legendy, jaka otaczała tę postać, niż z samej działalności organizacyjnej. Na pewno tworzył on klimat do działalności podziemnej. Autorzy przekonywająco przedstawiają rozwój organizacyjny Polskiej Armii Wyzwolenia, jej skład oraz przebieg akcji dywersyjnych i partyzanckich. Bardzo zasadne jest wiązanie jej aktywności z postępem działań kolektywizacyjnych, dokonywanych przez władze radzieckie. Ufam autorom gdy wykazują, że polska konspiracja nie była całkowicie podporządkowana Abwehrze, a jedynie przymuszona okolicznościami do ograniczonej współpracy. Niemcom zależało zapewne na efektywności działań wywiadowczych, które mogły być realizowane tylko w warunkach pełnej dyskrecji. Nie sprzyjała temu aktywność dywersji, sabotażu oraz akcje likwidowania „zdrajców”. Cechą szczególną ujawnionych przez autorów struktur konspiracyjnych jest ich niejasność programowa. W tym czasie w powiecie suwalskim powstawały organizacje wyraźnie różniące się założeniami ideowymi i celami politycznymi, które można wiązać z określonymi przedwojennymi partiami. W przypadku konspiracji augustowskiej autorzy nie wychwycili poza ZWZ (któremu prawdopodobnie podporządkowała się PAW) oraz Dywersyjnej Organizacji Wojskowej (zmontowanej w ramach dywersji pozafrontowej), innych organizacji, mających szersze niż lokalne odniesienia. Przeczy to tradycjom rodzinnym, wskazującym na rozmaite powiązania. Rodzina wachmistrza Józefa Huszczy (potem członka AK), zamordowanego w Prudziszkach w 1943 roku, była przekonana, że miał on związki z „Muszkieterami”. Stanisław Janik twierdził, że działacze SL jeszcze za okupacji radzieckiej powołali w okolicach Jaziewa i Sztabina „Chłostrę”. Słyszałem o jakiejś organizacji „Biały Orzeł”, która być może była instytucją powołaną przez Niemców jako prowokatorska. We wspomnieniach inż. Czesława Grajewskiego ps. „Wirski”, dotyczących okupacji niemieckiej, wyjaśnia on, że w 1941 roku został skierowany na Augustowszczyznę z Warszawy przez Komunistyczną Organizację Podziemną (zupełnie nieznaną w literaturze). Ponieważ wspomnienia pisane były na konkurs ZBoWiD w latach 60., autor musiał kamuflować swą przeszłość. Zwraca uwagę skrót tożsamy z organizacją wojskową Komenda Obrońców Polski (nawiązującej zresztą do skrótu Korpusu Ochrony Pogranicza). Te przykłady podaję jako analogię. Na Augustowszczyźnie musieli pojawiać się wysłannicy innych niż ZWZ organizacji konspiracyjnych, którzy wobec osłabienia aresztowaniami własnych środowisk politycznych, prędzej czy później nawiązywali kontakt z ZWZ, rozwiniętym potem w Armię Krajową. Na terenie powiatu augustowskiego, gdzie dużą rolę odgrywały sympatie proendeckie (ujawniane w wyborach), zupełnie nie odnotowano aktywności Narodowej Organizacji Wojskowej. I jeszcze jedna uwaga. ZWZ działał na Suwalszczyźnie pod kryptonimem Polski Związek Powstańczy. Niewykluczone, że podane przez autorów Polska Armia Wyzwolenia lub Polska Organizacja Wojskowa, mogą być podobnymi kryptonimami. Dla radzieckich służb śledczych było to o tyle wygodne, że mogły się chwalić likwidacją większej liczby organizacji. Rozpatrywały je w ramach odrębnych spraw agenturalno-śledczych, mających inne kryptonimy. Jak wynika z dokumentów przytoczonych przez Michała Gnatowskiego w Niepokornej Białostocczyźnie, ta sama organizacja, z taką samą ilością broni i ujawnionych członków figurowała w nich pod różnymi nazwami17. Sumując: uważam, że jest to książka ważna, cenna, ale raczej otwierająca pole do dalszych dociekań, niż je wieńcząca.
Wojciech Batura
|