AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE

TOWARZYSTWO NAUKOWE

Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ...

  

  

Tylko prawda jest ciekawa. W odpowiedzi Pawłowi Skubiszowi

  

  

  

Korzystając z przysługującego mi prawa do repliki na recenzję Pawła Skubisza chciałbym przedstawić czytelnikom kilka założeń, jakimi kierowałem się przy pisaniu książki poświęconej Batalionowi KOP „Suwałki” oraz wyjaśnić użycie niektórych sformułowań lub wyrażeń. Przede wszystkim publikacja ta powstała jako kolejna w serii poświęconej jednostkom stacjonującym w garnizonie suwalskim w okresie Drugiej Rzeczypospolitej 1, stąd konieczne było utrzymanie pewnego porządku w jej układzie wewnętrznym. Jest to monografia specyficznej jednostki wojskowej. Batalion nie miał charakteru oddziału obrony terytorialnej, dlatego nie przedstawiałem tła społeczno-narodowościowego i uwarunkowań geograficzno-gospodarczych (podobnie jak w poprzednich książkach serii). Ponadto należy pamiętać, że nie był on uzupełniany przez miejscowych poborowych. Wprowadzenie kolejnych rozdziałów (lub podrozdziałów), w mojej ocenie, tylko niepotrzebnie zwiększyłoby objętość pracy. Idąc tym tropem można by postulować dodanie innych rozdziałów, np. o relacjach polsko-niemieckich i polsko-litewskich, które dotyczyły przecież Suwalszczyzny w okresie II Rzeczypospolitej.

Układ rozdziałów w książce wynika z założenia, że pierwszeństwo mają części poświęcone strukturom i pododdziałom batalionu, a dopiero później organom przydzielonym do niego gospodarczo, tj. posterunkowi żandarmerii i Placówce Wywiadowczej KOP nr 1 „Suwałki”. Nielogiczne było jednak oddzielanie części poświęconej oficerowi wywiadowczemu batalionu od części poświęconej placówce, stąd zostały one przedstawione w jednym rozdziale. Natomiast rozdział dotyczący udziału batalionu w działaniach asystencyjnych, ze względów chronologicznych (1938–1939), musiał znaleźć się w części końcowej, gdyż rozpoczął się wówczas proces likwidacji jednostki.

Przyjęta przeze mnie forma zakończenia miała przede wszystkim umożliwić czytelnikowi zapoznanie się ze znanymi mi losami wojennymi i powojennymi niektórych żołnierzy, służących w suwalskim batalionie. Część poświęciłem także opisowi dziejów dawnych budynków koszarowych i strażnic KOP, tak aby zachęcić czytelników do odwiedzenia tych miejsc. Prawdą jest, że w zakończeniu nie ma rekapitulacji tez lub podsumowania, gdyż w trakcie pisania monografii nie stawiałem hipotez wymagających ich weryfikacji bądź wartościowania. Moim zamiarem było przedstawienie dziejów jednostki w różnych płaszczyznach funkcjonowania, bez szczegółowych ocen (przykładowo zasadności jej utworzenia, rozlokowania lub rozformowania). Taką ocenę pozostawiłem czytelnikowi, nie starając się narzucać swoich poglądów.

Jeśli zaś chodzi o używanie w pracy endonimów, to – tytułem wyjaśnienia – chciałbym jedynie wspomnieć, że podane przeze mnie niemieckie formy urzędowe pojawiają się w części dokumentów źródłowych i doniesień prasowych wykorzystanych w trakcie pisania monografii. Natomiast określenie granicy Polski z Prusami Wschodnimi jako granicy polsko-pruskiej wydaje mi się zasadne, gdyż były one prowincją i w okresie 1918–1933 miały status republiki jako kraju (Landu) Rzeszy. Posiadały własną konstytucję i organy władzy krajowej. Określenie to funkcjonuje zresztą w wielu pracach naukowych dotyczących tego regionu (m.in. Marka Góryńskiego 2) oraz świadomości mieszkańców dawnego pogranicza.

Odnosząc się do części poświęconej kadrze oficerskiej, Paweł Skubisz nie podzielił mojego poglądu co do niejednolitości kadry oficerów KOP i oczywiście miał do tego prawo. Chciałbym jednak wspomnieć, że do chwili obecnej zasadniczo nie prowadzono badań w tym zakresie, stąd niemożliwe jest odwoływanie się do literatury naukowej. Bodajże jedyną pracą poświęconą w części tym zagadnieniom jest książka Franciszka Kusiaka 3, w której autor wskazał na „dyscyplinujący” charakter przeniesień oficerów do KOP. Trudno byłoby w takich przypadkach oczekiwać, żeby utożsamiali się oni z formacją, do której zostali przeniesieni. Ponadto, u podstaw mojego poglądu (a raczej przypuszczenia) znalazło się przekonanie, że „esprit de corps” to tradycja, honor, styl życia, fason…” 4, a ocena „zewnętrznych” form utożsamiania się z formacją (np. kwestii mundurowych) nie zawsze o tym świadczy. Na zdjęciach kadry oficerskiej, jakie posiadam w moich zbiorach, można zauważyć, że niektórzy oficerowie batalionu pozują nie w „kopówkach”, a w rogatywkach lub noszą na naramiennikach numery swoich macierzystych pułków 5.

Faktycznie, w rozdziale poświęconym kadrze oficerskiej nie został zamieszczony wykaz oficerów. Chciałbym jednak wyjaśnić czytelnikom, że w pierwotnej wersji książki załącznikiem do maszynopisu monografii był spis oficerów z ich biografiami. Już w trakcie prac redakcyjnych, ze względu na dużą objętość, został wyłączony, a następnie – po uzupełnieniu – wydany w postaci odrębnej publikacji 6. Zapewniam, że użyte przeze mnie w tej części książki określenie „z reguły krótki okres służby w jednostce” nie ma charakteru spekulacji, a wynika z wyliczeń podanych we wcześniejszej części rozdziału (s. 88 i przyp. 8). Trudno bowiem uznać za długi trwający średnio dwa lata i cztery miesiące okres służby w batalionie, od którego należałoby jeszcze odjąć urlopy i szkolenia. Odpowiadając Pawłowi Skubiszowi na pytanie o „legionowy i piłsudczykowski” charakter jednostki we wskazanych okresach wyjaśnić muszę, że użyte przeze mnie określenie wynikało z analizy zachowanych dokumentów i rozkazów dziennych batalionu. Na ich podstawie doszedłem do przekonania, że w okresie dowodzenia jednostką przez oficerów wywodzących się z Legionów Polskich, częściej niż w pozostałych okresach organizowane były uroczystości poświęcone Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu, a podczas imprez (akademie, wystąpienia teatralne) częściej nawiązywano do historii legionów. Muszę też wyjaśnić, że żaden z dokumentów archiwalnych dotyczących batalionu nie wskazuje na jakiekolwiek dyskryminowanie kadry zawodowej niewywodzącej się z legionów, ani też na posiadanie przez któregokolwiek z oficerów (lub podoficerów) poglądów politycznych. Wynikało to z apolityczności wojska. Chciałbym także zapewnić recenzenta i czytelników, że w żadnym miejscu mojej książki nie oceniam negatywnie kadry oficerskiej batalionu, a podane przykłady przestępstw lub wykroczeń oficerów miały jedynie na celu pokazanie, że podobnie jak podoficerowie i szeregowi, także i oni nie byli wolni od ludzkich wad. Uważny czytelnik dostrzeże, że w tej części nie dokonuję żadnych ocen, a przedstawiam jedynie wybrane fakty i oceny przełożonych. W przypadku kadry podoficerskiej wskazuję natomiast, że ze względu na długi okres służby w batalionie byli oni bardziej z nim związani, a przez to bardziej „zżywali się z Suwalszczyzną”. Oficerowie przydzielani byli do Suwałk na krótszy czas, musieli mieć świadomość swojego tymczasowego przydziału. Nie porównuję kadry oficerskiej i podoficerskiej, gdyż obie grupy miały zupełnie inny charakter zadań. Posługując się przykładem ludzkiego organizmu można powiedzieć, że jeżeli kierujący formacją oficerowie mieli być jej głową („mózgiem”), to naturalne, że podoficerowie musieli być jej kośćcem, a szeregowi ciałem. Formacja, tak jak żywy organizm, nie mogłaby bez ich współdziałania istnieć. Chciałbym jednak dodać, że to podoficerowie mieli bezpośredni wpływ na żołnierzy. To oni byli instruktorami podczas szkolenia w kompaniach, chociaż robili to według instruktażu i pod nadzorem oficerów. To podoficerowie dowodzili większością strażnic i to oni pierwsi podejmowali decyzje, wydawali rozkazy w sytuacjach zagrożenia granicy. Byli dowódcami najmniejszych garnizonów KOP rozmieszczonych na Kresach Drugiej Rzeczypospolitej, którzy musieli współżyć z ludnością pogranicza i poprzez akcję oświatową pozyskać ją dla polskiej państwowości.

Zauważone przez recenzenta powtórzenia zdarzające się w treści książki są w części zamierzone. Przykładowo, nie wszystkie przypadki śmierci żołnierzy batalionu zostały opisane w tekście głównym. Gdybym w opisie nie podał okoliczności i daty śmierci, opowieść nie byłaby pełna. Co się tyczy tabeli na s. 148 – gdybym nie podał w niej pełnego zestawienia (powtarzając część informacji z tekstu głównego), zarzucono by mi jej niekompletność. Osobiście jestem zdania, że mniejszym złem jest powtarzalność niż niekompletność danych. Niestety, w niektórych przypadkach (m.in. kpt. Antoniego Marcińca) stan zachowania źródeł nie pozwolił na pełne odtworzenie biografii.

Odpowiadając na pytanie Pawła Skubisza dotyczące uczestnictwa batalionu w ćwiczeniach wielkich jednostek armii oraz ich związków z planami wykorzystania korpusu w ewentualnych działaniach wojennych na kierunku wschodnim, chciałbym tylko przypomnieć, że plany mobilizacyjne określają zadania dla wszystkich jednostek wojska na terytorium całego kraju – nie tylko na głównym kierunku zagrożenia wojennego, ale także na skrzydłach i tyłach głównego ugrupowania. U podstaw obowiązującego do marca 1938 roku planu mobilizacyjnego „S” leżało założenie wojny obronnej ze Związkiem Radzieckim. Dokumenty znajdujące się w Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie, pochodzące z przełomu lat dwudziestych i trzydziestych, dotyczące planów mobilizacji Dywizji KOP „Grodno”, również opierały się na powyższym planie, ale nie wyszły poza fazę projektów i studiów. W swoich planach operacyjnych Sztab Główny przewidywał dla jednostek KOP zadania osłonowe nie tylko na granicy polsko-radzieckiej, ale także na polsko-litewskiej i fragmencie granicy polsko-pruskiej. Właśnie w ćwiczeniach osłonowych (obrona na długim odcinku frontu) już od 1929 roku uczestniczył 29. Batalion KOP w Suwałkach w ramach doświadczalnych ćwiczeń narciarskich 6. Półbrygady KOP. Wzmiankowane przez recenzenta ćwiczenia w 1937 roku zorganizowane przez gen. bryg. Franciszka Kleeberga miały również na celu ćwiczenie działań osłonowych, co nie stoi w sprzeczności z faktem, że w tym czasie nadal obowiązywał plan mobilizacyjny „S”. „Poskramiając” fantazje Pawła Skubisza odnośnie tego, co mogłoby być udziałem Batalionu KOP „Suwałki” w przypadku jego nierozformowania, chciałbym wyjaśnić, że oddziały podoodcinka „Wizna” dowodzone przez kpt. Władysława Raginisa pochodziły z batalionu fortecznego Pułku KOP „Sarny”. Podoodcinek „Wizna” został podporządkowany 135. Rezerwowemu Pułkowi Piechoty, mobilizowanemu na bazie Centralnej Szkoły Podoficerów KOP „Osowiec” 7. Zgodnie z planem mobilizacyjnym „W”, Batalion KOP „Suwałki” miał mobilizować III batalion 134. Rezerwowego Pułku Piechoty. Referat brulionu mobilizacyjnego został w styczniu 1939 roku przekazany 41. Suwalskiemu Pułkowi Piechoty 8. III batalion 134. pułku piechoty we wrześniu 1939 roku brał udział m.in. w walkach o Różan.

Odnosząc się do kwestii podniesionego przez recenzenta kultu Marszałka Józefa Piłsudskiego chcę zaznaczyć, że zdaję sobie oczywiście sprawę z aspektu propagandowego wielu uroczystości, a także dostrzegam kilka skutecznych socjotechnik stosowanych wobec żołnierzy (m.in. polepszenie wyżywienia i zwiększenie racji papierosów na czas obchodów), ale – podobnie jak w całej mojej książce – opisywałem przygotowania oraz przebieg obchodów i uroczystości w formie fotograficznego opisu, ocenę pozostawiając czytelnikowi. W tym wypadku każde wartościowanie i ocenianie mogłoby budzić u czytelnika wrażenie, że autor wdał się w polityczne dywagacje „za” lub „przeciwko” Marszałkowi, czego właśnie chciałem uniknąć. Co do użytego w treści książki sformułowania „cud nad Wisłą”, to wydaje mi się, że nie powinno to budzić aż tak „zdecydowanego sprzeciwu” recenzenta, bowiem nawet najlepszy „racjonalny” plan strategiczny nie powiedzie się, gdy okoliczności („opatrzność”) mu nie sprzyjają.

Nie do końca natomiast jest dla mnie zrozumiały zarzut Pawła Skubisza odnoszący się do rozdziału poświęconego suwalskiej żandarmerii. Doświadczenie wskazuje, że podstawową formą służby żandarmów było patrolowanie granicy w celu sprawdzenia, czy i jak pełnią służbę graniczną strzelcy z kompanii granicznych. Właśnie jako „opatrolowanie granicy” (tj. kontrola podczas patrolu wzdłuż granicy) rozpisywane były polecenia wyjazdów żandarmów podawane w rozkazach dziennych batalionu. W zupełności zgadzam się z recenzentem, że zatrzymania przez nich przemytników lub sprawców innych wykroczeń (np. dezerterów wojskowych) miało charakter przypadkowy (dodatkowy), który wykraczał poza zakres ich służby. Dlatego opisane przeze mnie przypadki zostały poprzedzone zdaniem: „działalność dodatkowych patroli granicznych, złożonych z żandarmów KOP, była czasem dużym zaskoczeniem dla miejscowych przemytników”.

Myślę, że w kwestiach związanych z przemytem polskich towarów do Niemiec recenzent zasadniczo, sam sobie udzielił odpowiedzi, iż głównym i decydującym czynnikiem popytu była niska cena. Chciałbym dodać, że w przypadku przemytu towarów zazwyczaj decydujące są niska cena i dostępność za granicą, przy ich braku we własnym kraju. Używanie w tekście przymiotnika „skażony” w odniesieniu do przemycanego spirytusu nie była podyktowana kwestiami propagandowymi, gdyż faktycznie był on skażony (jako nieprzeznaczony dla celów spożywczych) i stąd jego niska cena. Obecnie stosowana nazwa to denaturat. Wtedy używano bardziej poetyckiej – „brandka” (s. 285). Wydawało mi się, że są to kwestie oczywiste i nie wymagają dodatkowego omawiania.

Co do zagadnień edycyjnych i stosowania nazw własnych oddziałów, chciałbym jedynie odnieść się do kwestii rozlokowania strażnic i posterunków na linii granicy. Nie wszystkie strażnice (np. Wierciochy), czy posterunki (np. Witówka, Rakówek) znajdowały się w pewnym oddaleniu od linii granicznej, a niektóre znajdowały się tylko 20–30 m od państwa sąsiedniego.

Na zakończenie, nie chcąc toczyć niepotrzebnego sporu i zdając sobie sprawę, że w niektórych kwestiach obaj pozostaniemy przy swoim zdaniu, chciałbym podziękować Pawłowi Skubiszowi za niezwykle wnikliwą lekturę mojej pracy, a także za kilka cennych rad i wskazówek, które niewątpliwie zostaną przeze mnie wykorzystane w kolejnych publikacjach poświęconych KOP, mam nadzieję, że także przy jego pomocy.

  

Artur Ochał

 

 

 


 

do spisu treści

następny artykuł