AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE

TOWARZYSTWO NAUKOWE

Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ...

  

  

Beata Wasilewska-Klamka

Inga Kuźma

  

Niematerialne dziedzictwo kulturowe Wigier i okolic.

Raport z badań terenowych * 

cz.1 z 2

  

  

  

Wprowadzenie

  

Raport powstał na podstawie etnograficznych badań terenowych, przeprowadzonych od 5 do 15 marca 2009 roku przez Instytut etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego na zlecenie Domu Pracy Twórczej w Wigrach. Koordynowały je Beata Wasilewska-Klamka i Inga Kuźma, a uczestnikami byli studenci I roku etnologii z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego 1.

Badania dotyczyły stanu wiedzy na temat kamedułów – twórców i pierwszych właścicieli zespołu klasztornego nad jeziorem Wigry (od lat 70. XX wieku miejsce to jest siedzibą Domu Pracy Twórczej Ministerstwa Sztuki i Dziedzictwa Narodowego), a ich celem było dokonanie inwentaryzacji dziedzictwa niematerialnego – podań, wierzeń i opowieści o kamedułach, jakie pozostały w wyobraźni i wiedzy potocznej mieszkańców Wigier i okolic dawnego klasztoru.

Badaniami terenowymi objęte zostały następujące miejscowości: Leszczewo, Leszczewek, Cimochowizna, Maćkowa Ruda, Rosochaty Róg, Żubrówka, Wigry, Magdalenowo, Bryzgiel, Krusznik, Pogorzelec, Czerwony Folwark, Mikołajewo, Jegliniec, Tobołowo, Sarnetki, Krzywe, Piertanie, Tartak, Czarna Buchta. Leżą one w obrębie Wigierskiego Parku Narodowego i jego otulinie. Większość należy do parafii Wigry, czyli do terenu kiedyś objętego wpływem klasztoru. część położona jest poza tymi – obecnie raczej umownymi – granicami kulturowymi. Tym samym, chodziło o sprawdzenie wyobrażeń o kamedułach i klasztorze, występujących w świadomości ludzi z dalszych okolic. U tej grupy rozmówców, oprócz kilku wspomnień związanych z wyjazdami na odpust Matki Boskiej Zielnej do Wigier 2, były one jednak nieliczne.

W badaniach brało udział trzynaścioro studentów, którzy zebrali ponad dwadzieścia wywiadów 3. W przeważającej mierze rozmowy prowadzono z osobami w wieku od 50 do 80 lat. Najmłodsza liczyła 46 lat, a najstarsza była przed 90. urodzinami.

Na liczbę uzyskanych wywiadów miało wpływ kilka czynników. Po pierwsze, trzeba zdać sobie sprawę ze struktury demograficznej i topograficznej objętego badaniami obszaru. Suwalszczyzna to teren, który nie tylko w okresie przed II wojną światową, w czasie wojny 4 i po jej zakończeniu, ale również obecnie, kształtowany jest w oparciu o silne migracje. Miejscowości są w większości małe, dzielą je dość duże odległości. Domostwa są w większości rozproszone, wiele jest zamkniętych (zasiedlonych sezonowo). Przybywa nowych osadników – zarówno sezonowych, jak i zamieszkałych na stałe. Są to osoby wywodzące się z innych części regionu (w tym byli mieszkańcy okolicznych miast) oraz ośrodków odległych (przede wszystkim z Warszawy). Duża część stałych mieszkańców pracuje w Suwałkach i innych miejscowościach. Stąd niektóre z badanych przez studentów miejscowości były niemal zupełnie wymarłe (zaludniają się tylko w okresie urlopów i wakacji), natomiast spotkania z obecnymi wówczas nowymi mieszkańcami nie dawały rezultatów. Nowi osadnicy wprowadzają liczne zmiany w miejscową tkankę wizualną (swoiste mody architektoniczne), ingerując w ważne elementy pejzażu kulturowego. Większość z nich nie zakorzeniła się jednak na tym terenie na tyle silnie, by przejmować jego niematerialne zaplecze kulturowe 5.

Podana liczba wywiadów odpowiada wyłącznie rozmowom zakończonym pozytywnie. Studenci dotarli do niemal każdego domu w wymienionych miejscowościach, najczęściej zastając jednak zamknięte drzwi lub równie często słysząc odmowę (biorąc pod uwagę wszystkie rozmowy, w tym zakończone negatywnie, ich liczba byłaby trzykrotnie wyższa). Odmowę wzięcia udziału w badaniu ludzie tłumaczyli głównie tym, że nie pochodzą z tego terenu (przeprowadzili się niedawno lub nawet jeśli kilka lub kilkanaście lat temu, nie interesowali się tematyką, o którą pytali studenci). Odwoływali się do „złej pamięci” czy braku wiedzy, choć część deklarowała, że wywodzi się z rodzin zasiedziałych w okolicy od pokoleń. Uzyskane wypowiedzi są często skąpe i zdawkowe, ponieważ rozmówcy przyznawali, iż przekaz opowieści legendarnych, bajkowych czy anegdot, dawniej opowiadanych przez starsze pokolenia, urwał się w pewnym momencie i już ich nie objął. Takim argumentem posługiwała się część 60-i 70-latków, czyli rozmówców, których można było uważać za „łącznik” między pokoleniem przedwojennym a młodszym. Pojawiało się także inne wyjaśnienie. Rozmówcy twierdzili, że to, o co pytają studenci, to bajki i za- bobony, i obecnie nikt tym się nie interesuje 6. Temu osądowi towarzyszyło czasami zażenowanie wynikające z tego, że dawniej „na wsi w takie głupoty wierzono, ale ludzie wtedy nie byli uczeni” (parafraza często powtarzającej się opinii miejscowych). Taka konstatacja stawia etnografa w roli „naiwnego” badacza, który idzie na wieś (współczesną), jak do „żywego skansenu” – rezerwuaru opowieści „ludowych”. część rozmówców po trosze narzucała badaczom taką rolę, ujawniając jakby kompleks pochodzenia. charakterystyczna była opinia pewnej nauczycielki, która niechęć miejs- cowych do udziału w badaniach, tłumaczyła tym, że tylko pozornie (w przeświadczeniu badaczy) ich zakres wydawał się „neutralny” – nie dotykał wprost spraw osobistych czy publicznych. Reakcje większości rozmówców pokazywały, że temat ten drażnił i nie cieszył się zrozumieniem nie tylko z powodu wstydu, że komuś uleciały z pamięci opowieści jego przodków. Wspomnienia nauczycielki z okresu, kiedy chodziła do miejscowej szkoły, pełne były sytuacji zawstydzania jej i innych dzieci, że mówią „swojską mową”, a to przecież w niej przekazywano tego typu opowieści i mówiono o miejscowych zwyczajach. Obecnie pani ta, z sukcesem rozwija powrót do lokalnej gwary, wciągając do tego dzieci, ich bliskich oraz sąsiadów z rodzinnej miejscowości, do której wróciła po latach, by pracować w dawnej szkole. Założyła zespół folklorystyczny, organizuje oparte na gwarze przedstawienia. Wydaje się, że ich sukcesy i popularność (w okolicy i nie tylko), naj- szybciej wpłyną na zmianę nastawienia tutejszych mieszkańców i przekonają ich do odrzucanej dotąd z różnych powodów, własnej tradycji i wartości kulturowych.

Założony cel badań został zrealizowany dzięki wykorzystaniu źródeł wywołanych. Materiał etnograficzny uzyskano prowadząc rozmowy z mieszkańcami przy użyciu dyspozycji do wywiadu.

Poniżej zamieszczamy fragmenty zarejestrowanych rozmów z mieszkańcami obszaru objętego badaniem. Prezentowane są one w różnych formach: monologu, zapisu dialogu oraz zapisków sporządzonych już po przeprowadzonym wywiadzie (zależało to od wyrażenia przez rozmówcę zgody, bądź nie, na nagrywanie rozmowy). Poniżej prezentujemy układ uzyskanych podań, legend, opowieści, niekiedy z wariacjami (modyfikacjami wątków).

  

  

Współczesne opowieści związane z kamedułami

  

Wyodrębnione wątki powtarzają się w wielu opowieściach (na potrzeby niniejszego tekstu wybrane zostały cytaty najbardziej charakterystyczne oraz pokazujące odmienne szczegóły):

a/ pochodzenie nazwy jeziora Wigry i miejscowości Wigry,

b/ kameduli – ich pochodzenie, charakterystyka,

b.1/ o wypędzeniu kamedułów,

c/ podanie o siei,

d/ legenda o (świętej) kolumnie (kamieniu?),

e/ o niezamarzającym zimą miejscu na jeziorze,

f/ o stosunku kamedułów do kobiet i innych parafian,

g/ opowieści o tunelu i skarbie,

g.1/ o poszukiwaniach skarbów,

h/ opowieści (nie tylko legendy czy podania) o budynkach klasztornych oraz o zapa- daniu się klasztoru,

i/ wspomnienia o Wiktorze Winikajtisie.

  

Ad a/: Pochodzenie nazwy jeziora Wigry i miejscowości Wigry

1. Od węża Igraszka czy Wigraszka, dlatego jest takie kręte, że taki potężny był smok. I on wyrzeźbił Wigry, bo ono jest bardzo kręte, później Hańczę wyrzeźbił, i później do Niemna, i poszedł do morza. (Mężczyzna, lat 46)

2. Wigry od Wygry, bo jakaś królowa wygrała w karty te ziemie. (Mężczyzna, lat 50)

3. Klasztor Wigry kiedyś jakaś królowa wygrała od tych kamedułów, w karty grali no i wygrała od tych kamedułów, no i od tego czasu stało to nie jako Wigry, a Wygry. Tak to się kiedyś nazywało. (Mężczyzna, lat 46)

  

Ad b/: Kameduli – ich pochodzenie, charakterystyka

1. Jego babcia, która zmarła 20 lat temu, często opowiadała o klasztorze (pochodziła z „tych stron”). Mówiła, że nieposłusznych chłopów – takich, którzy nie odpracowywali pańszczyzny bądź nie pojawiali się w kościele – karano „rwaniem skóry”. Wspominał, że kiedyś starsi ludzie (pokolenie jego babci) często o tym rozmawiali. (Mężczyzna, lat ok. 50; z notatek studentów)

2. Osoba 1. […] Kto może wiedzieć, kiedy oni przyszliTo gdzieś w aktach jest pewno w archiwum, w Suwałkach. Jak ich wypędzili później. I tu była kolonizacja, to nadzielili chłopom ziemię, oni skoncentrowali się koło tego, koło Krakowa, tak?

Osoba 2. – No to chyba sto pięćdziesiąt lat (temu tu byli).

Pytający – co oni tam robili?

Osoba 1 – Budowali. Jeden kościół zbudowali, drugi ustawili, nie wiem, potem na cmentarzu budowali drugi tam, kaplice sobie (nieczytelne).

Osoba 2 – Gotowali, jedli, a kiedyś oni żyli tymi bobrami. Te bobry jedli, mówią, że to bardzo dobre mięso, oni jedli je, te pustelniki. […] oni na pewno przyszli skądś. Z zachodu, czy z Włoszechnajprawdopodobniej z Włoszech. No i tutaj religie katolickie, zaszczepiać. No i musieli nabrać ludzi skądś. I tu powstawały gospodarstwa jakieś. Ma pani Tartak na przykład, to musieli tam drzewo drzeć jakieś. Maćkowa RudaGawrych Ruda, to musieli kopać, ten monit blisko, nisko gdzieś jest, żeby kopać tu przerabiać i swoje mieli żelastwo. Kościół najprawdopodobniej budowali czterdzieści cztery lata. (Kobiety, obie ok. lat 80)

3. Pani C. opowiedziała, że z tego, co słyszała od swoich dziadków, wyspa została usypana przy pomocy ludzkich rąk. Ziemię pod jej budowę nosić mieli prości ludzie we własnych czapkach, które sobie podawali. Klasztor miał zostać wybudowany z nie mniejszym wysiłkiem. Ludzie, często zasiedleńcy z różnych okolic, sprowadzeni tutaj przez mnichów zmuszani byli do bardzo ciężkiej pracy, porównywalnej z niewolniczą. (Kobieta, lat 80–90; z notatek studentów)

4. Tak mówili, jak te kameduli byli, że wyspę całą to kameduli koszami ziemię nanieśli. No i zbudowali te domki i postawili kościół. I to wszystko było rękoma, bez żadnych maszyn. Tak słyszałam […]. (Kobieta, lat 80)

5. Z opowieści, nie z książki tej wiem, że jak oni stawiali ten klasztor, to który odmówił pracy czy nie chciał, to zalane kości, jego szczątki w tych fundamentach, w tych ścianach. Kameduli go strasznie karali. Niektórzy za karę przecież pomagali w budowie tego klasztoru, żeby przeżyć, żeby mieć co zjeść. Górę usypali kameduli, tzn. niewolnicy, ale zarządzali tym kameduli. Kameduli nie są tutejsi. Z Indii pochodzą, nie byli chrześcijanami, nie wiadomo, w co wierzyli, ale rygor był u nich niechrześcijański: albo zostawał człowiek inwalidą, albo wzięli go zalali betonem, zamurowali, jak któryś popełnił grzech czy jakieś przestępstwo. Nie ma o nich mowy w Biblii. Ich wiara była tajemnicza, nie wiadomo, co robili. Żywili się tym, co dostali z danin, mieli swoją służbę i wojsko. (Mężczyzna, lat 46)

6. Słyszał „od ludzi”, że to nie był dobry zakon. Bito miejscową ludność za spóźnianie się do pracy. Zapytany, o jaką pracę chodzi, odpowiedział, że miejscowi musieli pracować dla zakonu, „nie było lekko”, ludność była przymuszana do pracy. Stwierdził, że to byli chrześcijanie, poza tym założyli Suwałki. Powiedział, że to opisane jest w książce „Ostatni kameduła”, jednak nie pamiętał, gdzie ją ma. (Mężczyzna, lat 55; z notatek studentów)

7. Kamedułów wygnał ktoś, szli stąd na piechotę do Augustowa aż na kolanach, ktoś czy król jaki jeszcze ich stąd wygnał. Oni przeklęli klasztor, i teraz tam, w tych piwnicach, nie można wejść, bo tam to światło gasi duch. (Mężczyzna, lat 50)

8. Oni tam wino chyba robili czy coś takiego w piwnicach. Z tego, co słyszałem, z tej legendy, czy tam historii, oni tam takiego bednarza mieli, który im te beczki robił do tego wina. Nie wypuszczali go w ogóle. Też przez jakiś czas, rok około czy dwa, musiał swoje odpracować i wtedy mu oczy zawiązywali, wieźli go i puścili. Tak to było. Żeby nie zdradził właśnie tego, gdzie to jest i co on tam robił […] Kamedułowie trzymali więźniów, zanim swoje karę skończył i to by-li podobno do taczki przywiązani i z tą taczką spali. Mnisi za karę bili, mówili starsi ludzie, słyszałem, jak opowiadali, że nawet obrzynali pępek, wyjmowali wnętrzności, przybijali do słupa i wkoło słupa gnali, bili czymś, aż wszystkie wnętrzności wymotał. I w obrębie klasztoru były te słupy. (Mężczyzna, ok. 70–75 lat)

9. […] czym się zajmowali, to my wiemy, prawda, to w literaturze można przeczytać. A czy ludzie o tym mówią, to trudno powiedzieć. Raczej ludzie pamiętają, że kameduli tutaj dużo, prawda, ich pracy, od nich żądali, to były folwarki, za darmo właściwie ludziom kazali pracować. Były nakazy, że konkretni gospodarze musieli wypalić ileś tam cegły, bo ta cegła była na miejscu robiona i także to były uciążliwe obowiązki. Jeżeli chodzi o wypalanie żelaza, to chyba nie, to już chyba oni prowadzili jakieś tam te dymarki, ale chyba nie było to „szarwarkiem” robione, tylko musieli mieć specjalistów do tego. […] No, oni byli tym zakonem hermetycznym, także no, na pew-no ludzie, którzy byli w tym czasie jak byli kameduli, to potrafiliby dużo więcej powiedzieć, no ale to, że, prawda, oni kobiet do kościoła nie wpuszczali na przykład, no to był psychiczny hopel. Kiedyś była jedna parafia na duży bardzo obszar i tam, z tamtych okolic jeździli saniami na mszę do Wigier. Nie było wtedy kun, lisów, borsuków, bo to wszystko było wyjedzone albo zabite na skóry. To po prostu były bardzo cenne zwierzęta. Kuna to była warta tyle, co krowa, a krowa dla chłopa to był wielki majątek. No więc jechali saniami, zobaczyli nagle ślad kuny na śniegu, tak dalej do kościoła już tylko baby jechały. A chłopy jak stali, tak szli za kuną; ze trzy, cztery dni za nią szli, tak długo ją gnębili, gdzieś tam złapali aż pod Grodnem. Na tej zasadzie.[…] W każdym razie kameduli się podobno wynieśli stąd na Bielany, najpierw do Warszawy, potem do Krakowa. A teraz, ponieważ apetyty kościoła są nienasycone nigdy, no to już tą całą posiadłość, być może z lasami i z jeziorem, przejmą na własność. Klasztor im oddają w każdym razie. (Mężczyzna, lat 70)

10. […] Wiem, że to jakaś praca przymusowa była, mówili, że niewolnictwo tam było, że ludzi do taczek przykuwali. A tak to, to nie wiem. Tam za czasów dziadka coś mówili, ale nie wiem, czy to przez złość, czy to takie ludzkie gadanie było. (Kobieta, lat 50)

11. Byli złymi ludźmi i wymagali od chłopów wypełniania sześciodniowej pańszczyzny (na swoim polu ludzie mogli pracować tylko w niedzielę). W razie nieposłuszeństwa dotkliwie karali winnego. (Kobieta, lat 75)

12. Ten klasztor, to był taki półwysep, mały, wąski. Taka góra, tu puszcza wszędzie była. Tu niczego nie było, tylko puszcza. Nawet król Zygmunt August, jak jeszcze na Litwie był, tu przyjeżdżał. Polował jako książę. I podobno zabłądził tu, w tych lasach. I siedzieli takie dwaj zakonniki. I tam go przenocowali. I on nadał na nich ziemię. Te zakonniki, kameduły, strasznie rządzili. Te naokoło te wszystkie wioski, te tereny, lasy były ich. No ich ludność ta, normalny chłop, lasy kupowali, dostawali. Ale oni strasznie niszczyli, czyli dyscyplinę trzymali. Wymurowali ten klasztor. I do tego klasztoru raz do roku na Wielkanoc wpuszczali. A potem kamień szorowali. Każdy w innej celi, te domki, tam w klasztorze to jest. Oni w tych domkach mieszkali. I w tych piwnicach są groby. I tam można te kości zamurowane zobaczyć, jak leżą. Car rosyjski Aleksander I za zezwoleniem ich wypędził. (Mężczyzna, lat 75)

  

Ad b.1/: O wypędzeniu kamedułów

1. […] tutaj opowiadali, że to było tak jeszcze tutaj za cara. Którego cara? A to wszystko jedno. To było za cara. To było tak, że tutaj byli ci kamenduli [dokładna transkrypcja wymowy rozmówcy – I. K., B. W.-K.], ale złe były, bo chłopów do roboty gonili, a babom do kościoła wchodzić nie dali. Bo to był taki zwyczaj, że baby musiały stać na dworze jak chłopi byli w kościele. A jak raz na rezurekcję baby do kościoła wpuścili, tak potem kamenduła z wiechem rozpalonej słomy wszystkie kąty wypalał z diabła, bo baba to jest diabeł. Ale to tak nie podobało się tym miejscowym ludziom i te kamenduli, kamenduli, nie kameduli tylko kamenduli, to jest bardzo ważne. […] No ito właśnie było tak, bo caryca się dowiedziała, że oni tacy właśnie są niedobrzy dla ludzi, a szczególnie dla kobiet i właśnie przyjechała tu, i na szaty carskie zarzuciła kożuch, chustą głowę obwiązała i weszła do kościoła, a kamenduła ją zaczął kijem wypędzać. Tak wtedy ona otworzyła ten kożuch, zdjęła chustę, w koronie stojąc i kamendułom precz kazała wyjść stąd. Wygoniła kamendułów, no i od tej pory już ich nie ma. Ale to bzdura, bo przecież kamendułów wygnali Prusacy. Sobie ludzie takie bajki, prawda, tam opowiadają. Ot i taką legendę właśnie słyszałem. (Mężczyzna, lat 70)

2. Oni tam, nie wiem, kto ich, nie będę mówiła, bo nie wiem, dlaczego oni stąd, ale oni po prostu zostali stąd wypędzeni. Moja mama mówiła, babcia mi to, może pra-, a może już prapra- to mówiła, że tak jak od Wigier i tu przez ten zielony mostek, i na skraju wsi, tam dalej w tą drogę, to na kolanach szli. Na kolanach z płaczem, z la- mentem, że stąd zostali wypędzeni. Ale dziś już nie powiem, dlaczego to się stało i co było przyczyną ich tego wypędzenia stąd. Zaklinali się, że jeszcze tu wrócą. No a może teraz wrócą [uśmiech rozmówczyni], jeśli kuria biskupia ma przejąć obecnie tutaj całą tą, wszystkie te urządzenia, wszystko, co do tej pory ma Ministerstwo Sztuki i Kultury. (Kobieta, lat 68)

3. Wspomniał, że gdy pod rozporządzeniem króla mnisi opuszczali klasztor, robili to przeklinając go. To miał być także powód, dla którego jedna z tajemnic zakonników – podziemne tunele, nadal zostaje niezbadana. Mnisi opuszczali miejsce poruszając się na kolanach aż do Magdalenowa, a pamiątką owej wędrówki ma być rów na linii Wigry – Magdalenowo, który wyryli własnymi kolanami. (Mężczyzna, lat ok. 60; z notatek studentów)

  

Ad c/: Podanie o siei

1. Bona karocą się przemieszczała tutaj i lód się załamał, poszła na dno ta kareta. I kucharzyk czy kuchcik był w Wigrach, kucharzem jeszcze jak to przyjeżdżali nasi królowie, poprzednicy. To on zakład wygrał niby to z diabłem, bo nigdy siei na Wigrach, na jeziorze nie było nigdy wcześniej, a była potrzebna, dla tych z królestwa, przyjeżdżało to towarzystwo. No to na to danie ten kuchcik poszedł w zakład z diabłem, że diabeł dostarczy mu tę sieję. A ten, że z nim podpisze pakt i odda swoje życie mu. No, ale podsłuchali go zakonnicy i nie miał już innego wyjścia, i jak diabeł dostarczył mu sieję, nie, no to w dzwony zaczęli bić. I przestraszyli tego diabła i została sieja na Wigrach. (Mężczyzna, lat 46; pamięta to z książek, jakie córka, będąc w szkole, przynosiła do domu)

2. (bricolag różnych zasłyszanych opowiastek z jednej miejscowości od różnych osób, w różnym wieku, spotykanych po drodze, chętnych do podjęcia wątku):

Kobieta opowiadała historie o siei, o którą założyli się diabeł i chłop. Diabeł nie zdążył przynieść siei nim dzwony zabiły na dwunastą w nocy. Dlatego sieja ma czerwone ślady. Jest „szatańską rybą”. (Kobieta, lat ok. 85; z notatek studentów)

3. Kameduła spierał się, założył się z diabłem, że musi sprowadzić sieję z Włoch, a to było za 15 czy za 10 dwunasta. Że na dwunastą musi tę rybę tu przynieść. Spierali się o jego duszę. I on zobaczył, że diabeł zdąży, że leci już z tą rybą, leci tu z Włoch i zadzwonił o 5 czy 10 minut wcześniej, i tę rybę diabeł, on nad jeziorem był, i tę rybę nad jeziorem zrzucił. Dlatego ona ma jeden bok czerwony. Bo ją ścisnął i wrzucił do jeziora. (Kobieta, lat 60)

4. Sieja to ryba podobna do płotki, ma grube łuski, do 3–4 kg urasta, ale ma z boku gdzieś tam dwie dziurki, bo sieje diabeł niósł w szponie. Miał krogulczy szpon. Ktoś poszedł w zakład, że do tej i do tej godziny musi diabeł przynieść tę rybę, to zadzwoniły dzwony i diabeł przegrał, i tę rybę puścił, i do tej pory ta sieja jest. Ale to się z nim założył zakonnik, czy jakiś taki człowiek stąd. Trudno mnie powiedzieć, bo nie pamiętam. Ojciec może jeszcze pamięta albo w opisach, jest gdzieś tam taka broszura, tam dużo jest tego napisane. (Mężczyzna, lat 50)

5. Diabeł sieję wrzucił w Boże Ciało. Jak leciał nad jeziorem, wywołał wielki wicher, dlatego co roku nad Wigrami strasznie wieje. A kiedy oszukany wracał, to ze złości zaczął w okolicy kopać, drapać pazurami ziemię – i tak powstało jezioro Kopane, a obok Góra Sypana, czyli Cisowa. (Opowieść bibliotekarki z Suwałk)

6. No [sieja – I. K., B. W.-K.] ponoć [pochodzi – I. K., B. W.-K.] z Włoch. No, dla brata Barnaby diabeł niósł, a że ten obiecał mu swoją duszę, no to ten starał się donieść. Ale braciszek bał się o swoją duszyczkę, no to przeor mu poradził, żeby wskazówki na wieży zegarowej przestawił. Zegar zaczął bić godzinę dwunastą, diabeł ze złości ścisnął sieję i wrzucił ją do jeziora. I stąd się wzięła sieja w Wigrach. Ale autentycznie znać, jeśli sieja prawdziwa, bo już teraz tutaj to trudno, czy naprawdę sieja jest, bo już są mieszanki z sielawą. A jeszcze wcześniej, wcześniej to naprawdę było znać te jakby te pazury. Z jednej strony cztery, a z drugiej jeden. (Kobieta, lat 68)

7. Pani C., wspominając o historii klasztoru, wspomniała także o legendach, m.in. o siei. Była to wersja podobna do tej zamieszczonej w ulotce wydanej przez Dom Pracy Twórczej, lecz zawierała dwa dodatkowe elementy. Tłumaczyły one, czemu ryba ta ma czerwone oko: kiedy diabeł nią ciskał złapał ją za jedno oko, oraz pręgi na jej grzbiecie: pozostałości po diabelskich widłach, na których była niesiona. (Kobieta, lat ok. 80–90; z notatek studentów)

8. Podobnież, że ta sieja to, że diabeł chyba w zakład tam z kimś, że na godzinę dwunastą to sieję przyniesie do Wigier. Dwunasta wybiła i on nie przyniósł, i wrzucił do wody. I on ją trzymał tak rękoma. I na dziś zostały te palce na rybie. Ta sieja została w wigierskim tu jeziorze i właśnie ma te pięć palcy na sobie. Przy łbie ma pięć takich dużych łusek. I jak wziąć to spod tych łusek, jak ścisnąć tę rybę, to krew występuje. No, to taką legendę słyszałam. (Kobieta, lat ok.80)

9. Bo tę sieję tam skądś przyniósł diabeł do Wigier. W Polsce nie było siei kiedyś najprawdopodobniej. Tam gdzieś była daleko, a to zachciało tam kucharz był, rybę tam przyrządzić, no i poszedł diabeł. Duszę sprzedał dla diabła, żeby rybę przyniósł do nas. No i teraz tak, poleciał no i żeby przed dwunastą ją zdobyć. Nadleciał diabeł z tą rybą i dzwony zadzwonili na dwunastą, to pazurami tylko koło skrzelów tu, wyrwał trochę, i rzucił do jeziora. I od tej pory sieja jest Wigrach [śmiech]. (Mężczyźni: ojciec lat 70, syn lat 40)

10. […] Bardzo mało jest tej ryby w Polsce. Z Włoch sprowadzona. I ten przeor polecił, że musi mieć, do tego kuchcika, musi mieć na śniadanie tę rybę. Musi ją mieć, bo jak nie, to kuchcik zostanie ukarany, ten kuchcik klasztorny. Wyszedł, bo tam wysoki mur jest i se usiadł. Mówi: „No i co ja teraz zrobię, to koniec. Śmierć mnie czeka”, żeby tak sam diabeł do niego przyszedł, to by pomógł. Duszę by oddał. I się diabeł zjawił – „Podpisz cyrograf”. I on ten cyrograf podpisał. I poleciał diabeł do Rzymu, po tę sieję. I przeor nie mógł zasnąć, że on tak tego kuchcika potraktował. Ten przeor w nocy wstał, chodzi koło tego klasztoru, i patrzy – a ten kuchcik siedzi na tym murze. I mówi i tak, i tak zrobił. Ten przeor mówi: „Twoja dusza zostanie potępiona”. I prędzej poleciał na wieżę, i zaczął dzwonić. A diabeł z sieją był nad Wigrami, nad jeziorem leciał. I dzwon dzwonił, a diabeł musiał do piekła wracać, i wypuścił tę sieję z łap do tych Wigier. Nie zabrał duszy do piekła, bo nie przyniósł tej ryby do klasztoru. Niby od łap tego diabła sieja ma taki krwawy kolor. Jak łuskę jej nacisnąć, to leci krew. (Mężczyzna, lat 75)

  

Ad d/: Legenda o (świętej) kolumnie (kamieniu?)

1. I właśnie też w księdze było to zapisane, że ludzie niektórzy tam się modlą, przychodząTo jest nieopodal klasztoru. Że tam jakiś kiedyś cud niby się stał, ofiar to tam nie składają, ale chodzą się modlić. Chodziło o jakieś życie czyjeś i tam właśnie w tym miejscu coś, że się ukazało. Czy to jakieś dzieci mieli zginąć, czy to tego i ta matka strasznie zaczęła się modlić, i w tym miejscu, i to na tę pamiątkę to zostało do dzisiaj. Oni byli skazani na jakąś śmierć czy co i modlitwa przy tym pomogła. Przez kamedułów. Bo u nich był bardzo, bardzo ostry rygor. (Mężczyzna, lat 46)

2. Krzyż, co stoi, ten taki duży przed klasztorem, tam jest zamurowana kobieta – ukamienowana, zamurowana czy coś takiego, żywcem – pytana nie wie, dlaczego. (Kobieta, lat 60; z notatek studentów)

3. Kobieta to była i że to dziecko miała mieć nieślubne, to i za karę ją zamurowali, może nawet i z zakonnikiem, nie pamiętam już jak. Słyszał od matki – była z tamtych stron, opowiadała, że tamtą zamurowano żywcem. (Mężczyzna, lat 50; z notatek studentów)

4. Zamurowany no to podobno był kameduła. No, ponoć tam gdzieś jakiegoś szewca córkę upodobał sobie i przed północą zamurowany, i to żywcem zamurowany. Tak to dziewczyny działają, pewnie chciała go uwieść. O, w tym krzyżu został zamurowany był zakonnik. Bo tam gdzieś z kobietą rozmawiał. Czy coś, go tam za karę zamurowano. O, w tym krzyżu tu. […] Ale to nieprawda, bo dlatego, że teść rozbierał do fundamentu. Żadnych kości nie było, niczego. To znaczy, że to nieprawda. Tylko legenda taka puszczona. (Kobieta, lat 68)

5. Jak stwierdziła rozmówczyni, istnieją dwie wersje tej opowieści. Jedna mówi o tym, że w owej wieży zamurowani są kochankowe – kobieta i mnich, a według innej wersji – sam mnich. Sama pani c. opowiadała się za drugą wersją, którą przekazać jej miała babcia. Według tej wersji, zamurowano mnicha, który złamał ślub czystości z jedną z pobliskich kobiet. Jej jednak nie zamurowano razem z nim, lecz „rozdarto” i wrzucono do jednej z klasztornych studni. (Kobieta, lat ok. 80–90; z notatek studentów)

6. Tam, przed Wigrami, to taki jest okrągły krzyż, to podobnież, że tam kameduli zamurowali żywcem jakiegoś kowala z żoną. […] Nie wiem, co oni zawinili. Ale za jakąś tam karę. Tak słyszałam. I że tam są zamurowani. Ale czy to prawda? No, takie legendy słyszałam. (Kobieta, lat 80)

7. O słupie stojącym na zakręcie na drodze z Wigier do Magdalenowa, o dwojgu ludzi, którzy zostali tam zamurowani, ukarani. I jeden do drugiego plecami zostali zamurowani tam. Narzeczeństwo było, to nie wie dlaczego? Oni byli zakonnicy. Jeden był zakonnik i drugi był zakonnik. Ubrany był jako zakonnik, a to była zakonnica [śmiech]. No, przebrała się za zakonnika, bo zakonnika kochała. Miłość nie zna granic [śmiech]. (Kobieta, lat 75)

  

Ad e/: O niezamarzającym miejscu na jeziorze

1. Rozmówca wskazał nam na pewne miejsce na jeziorze.

Widzicie to niezamarznięte miejsce na jeziorze? – zapytał – Otóż wiąże się z nim pewna legenda, tłumacząca czemu to miejsce nie zamarzaPewnego dnia płynął łódką przez jezioro młody mnich. Nagle zawiał silny wiatr, który sprawił, że łódka przechyliła się i młody mnich wpadł do wody, i nie potrafił się z niej wydostać.

Mężczyzna przerwał opowieść i wskazał nam miejsce znajdujące się po drugiej stronie.

Tam – wznowił opowieść – pasła krowy córka rybaka Wingryna. Zobaczywszy tonącego szybko rzuciła się do łodzi swego ojca i popłynęła mu na pomoc. Gdy mnich był już bezpieczny, gestem wdzięczności spojrzał dziewczynie w oczy. Choć ze sobą nie rozmawiali, zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Niestety, przeor dowiedział się o tym i zamknął młodego w wieży kościoła [rozmówca wskazał ją]. Po kilku dniach młody mnich zmarł z głodu. Gdy to się stało, zabiły kościelne dzwony. Dziewczyna wiedziała, że jej ukochany umarł i opuściła ją wszelka chęć życia, i po tygodniu również zmarła. (Mężczyzna, lat ok. 60)

  

Ad f/: O stosunku kamedułów do kobiet i innych parafian

1. Parafian wpuszczali dwa razy do roku, na Wielkanoc raz, a drugiego nie wiem. Nabożeństwa dla kobiet odbywały się na cmentarzu w Magdalenowie. Dlaczego potem podłogi szorowali? Bo kobiety były w klasztorze. Kobieta to była jakiś grzeszny człowiek. (Kobieta, lat 60)

2. Rozmówca wspomniał również, że niegdyś do zakonu nie wpuszczano kobiet, a obecnie jest tam parafia i może tam iść kto tylko chce. (Mężczyzna, lat 55; z notatek studentów)

3. Klasztor był otwarty tylko dla mężczyzn, a dla kobiet to był tylko raz w roku dozwolony, ale w jaki czas – czy to było na Wielkanoc, czy Boże Narodzenie, to tego nie wiem dokładnie. Z tym, że potem, jak kobiety powychodziły już z tego kościoła, to czymś tam wypalali te posadzki w ogóle. Tak, że oni nie lubili kobiet absolutnie. Dla mężczyzn to był dostępny, tak. (Mężczyzna, lat 70–75)

4. Ponoć tak było, że raz w roku, w dniu 15 sierpnia, w dniu Matki Bożej Wniebowzięcia, miały prawo kobiety wchodzić tam, do kościoła. A tak, na cmentarzu obecnym, we wsi Magdalenowo była kaplica. Nie ma tej kaplicy. I tam przychodzili, schodzili się ludzie, a szczególnie kobiety. Mężczyźni mogli wchodzić tam (do klasztornego kościoła), a kobiety nie. Jeszcze takie były plotki, że to ponoć później, po tym dniu 15 sierpnia, jak to było wypalane, czy co było wylewane na posadzkę w kościele czy coś tam, że nieczyste duchy były tam i trzeba było to zredukować [śmiech]. (Kobieta, lat 68)

  

ciąg dalszy

 

 

 


 

do spisu treści

następny artykuł