AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE TOWARZYSTWO NAUKOWE
Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę... |
MATERIAŁY Z SESJI NAUKOWEJ *
Marcin Zwolski
Represje władz wobec NSZZ „Solidarność” Regionu „Pojezierze” w stanie wojennym
„Uzbrojone oddziały ZOMO bezustannie krążyły po mieście, terroryzując społeczeństwo. Nie przypuszczałem, że będą mieli tak wielkiego stracha, tak bardzo będą się ubezpieczali. Stąd wniosek, że komuniści nie czują się u nas tak bardzo pewnie” – po latach tak wspominał pierwsze dni stanu wojennego jeden z suwalskich urzędników 1. Rzeczywiście, lokalny aparat władzy nie czuł się w Suwałkach „tak bardzo pewnie”, można wręcz stwierdzić, że miał „wielkiego stracha”. System komunistyczny na zagrożenie zawsze reagował agresją. Im było ono większe i im większy strach, tym agresja była większa. O tym, jak bardzo przestraszeni byli przedstawiciele lokalnego aparatu władzy, świadczą represje, jakie zastosowali wobec członków NSZZ „Solidarność” w stanie wojennym. NSZZ „Solidarność” Regionu „Pojezierze” przed wprowadzeniem stanu wojennego działał dość sprawnie. Ludzi jednoczyła idea, przeświadczenie o słuszności celów, a także poczucie siły wynikające z przynależności do dziesięciomilionowego związku. Region „Pojezierze” liczył około sześćdziesięciu tysięcy członków. Była to niewątpliwie realna siła, co związkowcy udowodnili kilkakrotnie w okresie legalnej działalności związku 2. Należy jednak zaznaczyć, że w województwie suwalskim związkowcy nie stanowili monolitu. Trzeba pamiętać, że struktury wojewódzkie tworzono równolegle w Giżycku i Suwałkach, a Ełk rozpatrywał możliwość przyłączenia się do regionu białostockiego. Wynikało to w dużej mierze z rywalizacji miast zachodniej części województwa z Suwałkami, co z kolei było efektem kontrowersyjnego wyboru tego miasta na stolicę utworzonego w 1975 roku województwa 3. Wewnętrzne spory nie sprzyjały rozwojowi związku, a znacznie ułatwiały rozpracowanie struktur regionalnych przez Służbę Bezpieczeństwa. Trudno określić, jaka była tego skala, znane są natomiast konkretne przykłady wywierania wpływu przez SB na sytuację w „Solidarności” w województwie. Wiemy na przykład, że w środowisku redaktorów opozycyjnego pisma młodzieżowego „Ława” 4 był tajny współpracownik (tw.) SB, pseudonim „Małgosia”, który skutecznie działał na rzecz rozbicia jedności tego środowiska 5. Wiemy także o działalności tw. „Andrzej”, który potrafił skłócić działaczy „Solidarności” Rolników Indywidualnych 6. Wreszcie, budzi podejrzenia publiczne oskarżenie o współpracę z SB przewodniczącego regionu „Pojezierze” Lecha Biegalskiego. Z takim zarzutem spotkał się on w połowie października 1981 roku, najpierw na zebraniu Zarządu Regionu (ZR), a następnie na zjeździe delegatów 7. Fakt ten miał miejsce kilkanaście dni po nieudanej próbie werbunku. Podczas rozmowy z esbekami, przewodniczący w sposób zdecydowany odmówił współpracy 8. Kilkanaście dni później Biegalski, mieszkaniec Giżycka, został zaatakowany przez działaczy z Suwałk zarzucających mu współpracę, a nawet pracę w SB. Można przypuszczać, że atak na Biegalskiego był inspirowany przez SB, która wykorzystała wspomniane wyżej spory działaczy suwalskich ze związkowcami z Giżycka, Ełku i Węgorzewa. Chociaż jak dotąd nie udało się znaleźć na to dowodów, to należy stwierdzić, że SB – dysponując współpracownikami wewnątrz związku – miała takie możliwości. Najcenniejszym współpracownikiem SB donoszącym na działaczy „Pojezierza” była tw. „Ewa”, członkini związku, pracownica suwalskich Zakładów Przemysłu Odzieżowego „Warmia”. Według niesprawdzonych danych, wchodziła nawet w skład ZR 9. Pomagała czasem w działalności związkowej wiceprzewodniczącemu Jarosławowi Słabińskiemu. Niewykluczone, że to za jej pośrednictwem Słabiński został wmanewrowany w oskarżenie Biegalskiego. Tw. „Ewa” była bardzo aktywna we współpracy z SB. Od początku sierpnia 1981 roku, w ciągu półtora roku, przekazała niemal 300 informacji wykorzystanych w pracy operacyjnej. Poza meldunkami, tw. „Ewa” przekazywała SB odpisy dokumentów związkowych, a także wykonane przez siebie nagrania magnetofonowe z niektórych zebrań ZR. Za przekazywane materiały była nagradzana (w sumie przyjęła ponad 30 tysięcy złotych, nie licząc drobnych podarunków, na przykład koniaku)10, i co należy dodać – a wynika z akt – do SB zgłosiła się sama z pobudek materialnych. Współpracę z nią zakończono głównie dlatego, że straciła możliwości działania, gdy w wyniku stanu wojennego i rozpadu układów związkowych straciła „dojście” do najaktywniejszych opozycjonistów11. Od wprowadzenia stanu wojennego, do walki ze związkowcami „Pojezierza” gorliwie przystąpił lokalny aparat władzy – przede wszystkim wojewódzcy funkcjonariusze administracji, partii i służb mundurowych. Do poszczególnych województw zostali skierowani wysocy rangą wojskowi jako pełnomocnicy Komitetu Obrony Kraju (KOK). Mieli oni kontrolować przestrzeganie praw wojennych, za pośrednictwem podlegających im komisarzy wojskowych, rozmieszczonych w zakładach pracy, urzędach, a nawet szkołach. Wojewódzkim pełnomocnikiem KOK w Suwałkach został płk Kazimierz Wójtowicz. W po- czątkowym okresie trwania stanu wojennego komisarze wojskowi mieli duży wpływ na działania aparatu władzy, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Później ich znaczenie malało12. Największą władzą w województwie w czasie stanu wojennego został obdarzony Wojewódzki Komitet Obrony (WKO). Choć instytucja ta istniała w każdym województwie jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego, to dopiero po jego ogłoszeniu otrzymała aż taką władzę. W praktyce WKO koordynował działania administracji, partii i służb mundurowych na terenie województwa. W jego składzie znajdowali się: pełnomocnik KOK płk Wójtowicz, komendant KW MO płk Franciszek Kaczmarek, I sekretarz KW PZPR Waldemar Berdyga, szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego płk Tadeusz Typczyński oraz inni przedstawiciele MO i partii13. Obradom WKO przewodniczył wojewoda Kazimierz Jabłoński, który dzięki temu miał kontrolę nad działaniami wszystkich organów władzy w województwie. Wydawać się więc może, że to właśnie on był najważniejszym przedstawicielem aparatu władzy. Tezę tę zdaje się potwierdzać analiza protokołów posiedzeń WKO w Suwałkach. Wojewoda Jabłoński dominował obrady posiłkując się opiniami płk. Wójtowicza i komendanta Kaczmarka. Wpływ I sekretarza Berdygi i szefa WSzW płk. Typczyńskiego na podejmowane decyzje był znikomy14. Przyczyną słabej pozycji I sekretarza były z pewnością wydarzenia związane z tak zwanym „samooczyszczaniem” szeregów partyjnych. Suwalski aparat partyjny miał w 1981 roku duże problemy ze swoimi członkami. Wielu z nich wstępowało do „Solidarności” i krytykowało dotychczasową działalność PZPR15. W czerwcu, podczas kampanii sprawozdawczo-wyborczej, zmieniono większość członków władz partyjnych, wtedy też I sekretarzem został Waldemar Berdyga16. Po wprowadzeniu stanu wojennego PZPR przystąpiła do weryfikacji członków, zmuszając ich do wyraźnego określenia się po stronie partii lub „Solidarności”. Spowodowało to wyraźne osłabienie liczebności PZPR w województwie17. Pozycja Berdygi w WKO, pomimo zakończenia wiosną 1982 roku „samooczyszczania” szeregów partyjnych, nie uległa poprawie niemal do końca trwania stanu wojennego. Ostateczne decyzje, co do metod i skali represji podejmowanych wobec opozycji w stanie wojennym należały do komendanta wojewódzkiego MO płk. Franciszka Kaczmarka i jego zastępcy do spraw SB, czyli szefa SB w województwie – płk. Wiesława Kołodziejskiego, który bardzo często brał też udział w posiedzeniach WKO. Ich pozycja była niepodważalna przez cały okres stanu wojennego. Należy zauważyć, że nawet działania SB podejmowane przeciwko opozycji, były omawiane i opiniowane podczas posiedzeń WKO. Chodzi tu o oficjalne działania, takie jak internowania czy aresztowania. Nigdy natomiast nie poruszano tematu inwigilacji lub działań operacyjnych. Wojewoda Jabłoński nie miał możliwości decydowania o skali internowań i aresztowań, ale niejednokrotnie, poprzez zebrania WKO, próbował wpływać na niektóre fakty z nimi związane. Sugerował na przykład zwolnienie z trwającego, jego zdaniem, zbyt długo internowania konkretnej osoby. Pomimo, że od dnia wyboru na stanowisko wojewody 30 maja 1981 roku, był powszechnie kojarzony jako zwolennik dialogu z „Solidarnością” (został wybrany między innymi dzięki poparciu związku, którego był nawet członkiem)18, co – jak mogło się wydawać – powinno odbić się wyraźnie na jego autorytecie, jego pozycja w wojewódzkim aparacie władzy podczas stanu wojennego była niezmiennie niepodważalna. Hasło „Synchronizacja”, nakazujące rozpoczęcie działań związanych z wprowadzeniem stanu wojennego, dotarło do wszystkich komendantów wojewódzkich MO kilka godzin przed północą. 12 grudnia, o godzinie 23.30 rozpoczęła się operacja „Azalia”, polegająca na zablokowaniu radia, telewizji i środków łączności. O godzinie 24.00 miała się rozpocząć operacja internowań, oznaczona kryptonimem „Jodła”. Równolegle prowadzono także wiele innych działań19. Niemal wszystko było zaplanowane i sterowane centralnie, z Warszawy, choć dało się też zauważyć wpływ na przebieg wydarzeń również miejscowych funkcjonariuszy SB. Przykładem jest tworzenie list osób, przewidzianych do internowania, przygotowanych głównie w oparciu o informacje z rozpracowania środowisk „Solidarności”. Na umieszczenie na liście „do internowania” bądź nie, mogła mieć wpływ na przykład opinia dyrektora zakładu pracy lub komórki partyjnej. Można też podejrzewać, że niektóre osoby zostały „przeznaczone do internowania” za sprawą nadgorliwych funkcjonariuszy SB, którzy po prostu chcieli się wykazać możliwie najdłuższą listą. Na ulicach pojawiły się patrole milicji i wojska, czołgi, wozy bojowe i transportery opancerzone. Najważniejsze instytucje i zakłady pracy zostały zmilitaryzowane, skierowano do nich komisarzy wojskowych. O liczbie patroli decydowali wojewódzcy szefowie służb mundurowych, o zmilitaryzowaniu poszczególnych zakładów – wojewodowie. Wprowadzono oficjalną cenzurę korespondencji, łączności telefonicznej, godzinę milicyjną, specjalne przepustki na wyjazd poza teren gminy i wiele innych specjalnych przepisów. Obostrzenia wynikające z dekretu o stanie wojennym dotykały całe społeczeństwo, nie tylko opozycjonistów. Ludzie często popełniali wykroczenia przeciwko przepisom stanu wojennego, co wynikało w dużej mierze z ich nieznajomości20. W ciągu roku trwania stanu wojennego w KW MO w Suwałkach sporządzono prawie 1800 wniosków o ukaranie za wykroczenia przewidziane w dekrecie. Prokuratury województwa wszczęły ogółem 204 postępowania w trybie doraźnym przeciwko 302 osobom21. Podejmowanie konkretnych posunięć wobec „Solidarności” przez obóz władzy w stanie wojennym było, przynajmniej w pewnym stopniu, determinowane przez działania „Solidarności”. Stąd też łatwo zrozumieć dlaczego, gdy w niektórych regionach kraju aparat władzy koncentrował się na zapobieżeniu strajkom i demonstracjom, na Suwalszczyźnie ostro zwalczano działalność sabotażową oraz konspiracyjne organizacje młodzieżowe. Po prostu – w województwie suwalskim, regionie słabo uprzemysłowionym, a co za tym idzie pozbawionym skupisk robotniczych, trudno było zorganizować strajki i demonstracje. Liczne były natomiast działania o charakterze sabotażowym i dywer- syjnym, co wynikać mogło z braku zorganizowanego oporu oraz autorytetów, które pohamowałyby działalność sabotażową, a spontaniczną chęć walki z reżimem, szczególnie ludzi młodych, skierowałyby na drogę łagodniejszych form oporu22. W większości to właśnie młodzi, a czasem bardzo młodzi mieszkańcy województwa decydowali się na przykład na niszczenie dekoracji przed świętami państwowymi, flag sowieckich, mienia państwowego, a nawet na grożenie funkcjonariuszom milicji czy gromadzenie broni23. Niewielkie środowiska suwalskiej „Solidarności” nie miały możliwości podjęcia spektakularnych działań. Działalność konspiracyjna w warunkach małych miejscowości, gdzie każdy znał każdego, była niezmiernie trudna. Dlatego też miejscowi opozycjoniści już od przełomu grudnia 1981 i stycznia 1982 roku, skupili się na sprowadzaniu, druku, powielaniu i kolportażu nielegalnych wydawnictw oraz propagandzie wizualnej, w postaci ulotek i napisów na murach. Można powiedzieć, że zupełnie nieświadomie wybrali walkę według koncepcji tak zwanego „długiego marszu”, w pełni ukształtowaną w kraju dopiero w połowie 1982 roku24. Z tego powodu miejscowy aparat władzy podejmował aktywne działania zmierzające do zapobieżenia rozprzestrzeniania się nielegalnej prasy oraz jak to określano, „wrogiej propagandy pisanej”. Aktywnie włączyła się w nie partia, między innymi poprzez tworzone już od 13 grudnia, Bataliony Samoobrony, które – wśród wielu zadań – miały obowiązek niszczyć propagandę wizualną opozycji25. W większości regionów siłą napędową nielegalnych wydawnictw były środowiska akademickie, których, w instytucjonalnej formie, województwo suwalskie było pozbawione. Elitą intelektualną byli tu przede wszystkim lekarze, nauczyciele oraz księża. I to właśnie oni podejrzewani byli przez SB o rozprowadzanie ulotek26. Było w tym dużo prawdy, lekarze i nauczyciele rzeczywiście bardzo aktywnie włączyli się w akcje ulotkowe w pierwszych dniach i tygodniach stanu wojennego. Szczególnie ci ostatni. Co najmniej dziesięciu nauczycieli zostało internowanych, inni za aktywność opozycyjną pociągani byli do odpowiedzialności karnej27. Ich działania często podchwytywali i kontynuowali uczniowie. W kolportaż ulotek i nielegalnej prasy byli też zaangażowani studenci, którzy przyjeżdżając do domów na weekendy, przerwy wakacyjne i świąteczne nieraz przywozili ze sobą „bibułę”28. SB konsekwentnie starała się rozpracować środowiska zaangażowane w kolportaż prasy, ulotek i haseł opozycyjnych oraz zapobiec ich działalności. Podstawową metodą była inwigilacja środowisk opozycyjnych za pomocą agentury i obserwacji. Działacze „Solidarności” byli nękani przesłuchaniami, zmuszano ich do podpisywania tak zwanych „lojalek”, w ich mieszkaniach dokonywano licznych rewizji. Związkowców wcielano także do wojska, ROMO (Rezerwowe Oddziały Milicji Obywatelskiej) oraz nękano częstymi rozmowami ostrzegawczymi. Tylko w ciągu dwóch tygodni września 1982 roku z członkami „Solidarności” Regionu „Pojezierze” przeprowadzono pięćdziesiąt tak zwanych rozmów profilaktycznych29. Dotkliwą represją było wyrzucanie z pracy. Jeden z legendarnych działaczy suwalskiej „Solidarności”, Aleksander Seredyński, nauczyciel historii w Tech- nikum Mechanicznym w Suwałkach, mimo trzydziestosiedmioletniego stażu w zawodzie został zwolniony z pracy. Otrzymał ponadto zakaz podejmowania pracy jako nauczyciel30. Szczególnie szeroko zakrojone działania przeciw opozycji SB podjęła w początkach lutego, po rozrzuceniu na terenie miasta pojedynczych egzemplarzy ulotki zatytułowanej „Suwalski Biuletyn Informacyjny”. Opublikowano w niej trzynaście nazwisk funkcjonariuszy „szczególnie zhańbionych represjami wobec własnego narodu po 13 XII”. Znalazło się wśród nich nazwisko wojewódzkiego szefa SB – płk. Kołodziejskiego. Co ciekawe, esbeków nie tyle zdenerwowało podanie nazwisk niektórych z nich, co komentarz: „Ciekawe jak mogą oni patrzeć w oczy innym ludziom”. Kołodziejski osobiście powołał specjalną dwunastoosobową grupę operacyjno-śledczą z ppłk. Janem Zawadzkim na czele, która miała doprowadzić do wykrycia autorów tej ulotki. Tylko w tej sprawie, w ciągu kilku dni funkcjonariusze SB dokonali ponad pięćdziesięciu przeszukań w mieszkaniach związkowców „Pojezierza”31. Wśród represji wymierzonych w opozycję w czasie trwania stanu wojennego, najbardziej spektakularne, a zarazem budzące szczególne emocje w województwie suwalskim, były internowania. W nocy z 12 na 13 grudnia internowano 34 osoby, do końca 1981 roku kolejnych czterdzieści, a w roku 1982 – dziewiętnaście32. To dużo, biorąc pod uwagę słaby stan organizacyjny opozycji w województwie. Przyczyną tego mogło być rozdrobnienie aktywnych struktur „Solidarności” w terenie. Wśród 93 internowanych tylko 31 pochodziło z Suwałk33. Inną przyczyną mogło być skupienie się władzy na takiej formie represji. Ogółem w stanie wojennym w województwie suwalskim za działalność opozycyjną aresztowano bądź skazano na kary więzienia co najmniej 45 osób34. W porównaniu do innych województw jest to niewielka liczba. Można więc odnieść wrażenie, że działania suwalskiego aparatu władzy były ukierunkowane na internowanie, a nie aresztowanie opozycjonistów. W jednym z pierwszych procesów politycznych stanu wojennego w woje- wództwie suwalskim był sądzony Jarosław Słabiński. Proces okazał się porażką aparatu bezpieczeństwa. Rozpatrujący sprawę Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego nie tylko uniewinnił Słabińskiego – oskarżonego o przekazywanie z ośrodka odosobnienia wiadomości szkalujących organa SB i Służby Więziennej – ale przedstawiając uzasadnienie, odczytał fragmenty listów zawierających te wiadomości, wywołując śmiech pięćdziesięciu obecnych na sali widzów. Po ogłoszeniu wyroku, krzyczeli oni „Nasze zwycięstwo”, „Victoria”35. Niewykluczone, że właśnie dlatego w Suwalskiem władza skupiła się na internowaniach. Do internowania nie trzeba było przeprowadzać śledztwa, zbierać dowodów, walczyć o wyrok sądowy – wystarczała decyzja podpisana przez komendanta wojewódzkiego milicji na wniosek jego zastępcy do spraw SB. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że duża liczba internowań w województwie była związana z konkretnymi działaniami, na przykład próbą organizacji strajków 13 maja 1982 roku, zorganizowaniem przez opozycję demonstracyjnego „spaceru” w Piszu w czerwcu tego roku, czy otwartym wystąpieniem kilku związkowców przeciwko dyrekcji suwalskiego „Kolbetu”, które miało miejsce trzy miesiące wcześniej36. Niebagatelny wpływ na stosowanie internowań mogły mieć możliwości werbowania do współpracy kolejnych osób. Szanse pozyskania osoby internowanej niewątpliwie wzrastały. Odizolowani od rodziny i wsparcia przyjaciół opozycjoniści, stawali się łatwiejszym celem oficerów SB. Funkcjonariusze umiejętnie wykorzystywali zmęczenie rozłąką, obawy o los rodziny i własny. Odmowa współpracy wcale nie oznaczała zaprzestania wizyt esbeków. W dokumentach SB można spotkać sformułowania, że „kandydat na tw.” – jak określano osobę, którą zamierzano zwerbować – odmówił współpracy, ale „nie dość stanowczo”. Po pewnym czasie ponawiano próbę. Działania te nierzadko okazywały się skuteczne. Należy jednak zaznaczyć, że po zwolnieniu z internowania w większości współpracy tej nie podejmowali. Większość internowanych, wpisanych na listy tw. w ciągu pierwszych miesięcy stanu wojennego, była z nich skreślona jeszcze przed jego zakończeniem. Oczywiście były wyjątki. Zdarzały się osoby z grona internowanych, które były bardzo aktywnymi i cennymi dla SB tw., które donosiły na swoje koleżanki i kolegów z Ośrodka Odosobnienia (OO) i kontynuowały swoją niechlubną działalność po jego opuszczeniu. Przykładem może być zasłużony działacz wysokiego szczebla, który po wielomiesięcznym internowaniu, podczas którego zachowywał się godnie i konsekwentnie odmawiał współpracy z SB, w sierpniu 1982 roku został zwerbowany i zarejestrowany pod ps. „Janek”. Do jego pozyskania SB wykorzystało złe warunki materialne, trudną sytuację rodzinną, wreszcie chęć wyemigrowania z kraju z całą rodziną. Tw. „Janek” przekazał esbekom dużo informacji dotyczących stosunków panujących w OO w Kwidzyniu, między innymi schemat obrotu nielegalną prasą. Przekazał także wiele osobistych informacji, dotyczących osadzonych z nim kolegów. Obawiając się dekonspiracji prosił funkcjonariuszy o jak najdłuższe przetrzymywanie go w internowaniu. Po wyjściu na wolność kontynuował działalność tw., donosząc na byłych internowanych, wśród których był szanowany jako jeden z najdłużej przetrzymywanych w OO. Za prze- kazywane informacje był nagradzany finansowo (w sumie otrzymał 11 tysięcy złotych). Ostatecznie, „w nagrodę” za współpracę otrzymał zezwolenie na emigrację37. Znamy także przypadki wprowadzania tw. do grona internowanych. Przykładem może tu być wspominana wyżej tw. „Ewa”, którą „wprowadzono operacyjnie” do OO w Gołdapi w celu „rozpoznania struktur organizacyjnych wśród ogólnopolskiego aktywu internowanych kobiet”38. Do internowania „Ewy” wykorzystano pretekst w postaci domniemanej próby organizacji strajku, który miał się odbyć 13 czerwca 1982 roku w jej zakładzie pracy39. Funkcjonariusze SB namawiali niektórych internowanych – zazwyczaj tych, z których zwerbowaniem nie mogli sobie poradzić – do wyjazdu z kraju, traktując to jako metodę na łatwe i ostateczne pozbycie się niewygodnych opozycjonistów. Chęć wyjazdu, czasem wykorzystywano także do werbunku, jak w przypadku wspomnianego wyżej tw. „Janek”. Do szczególnej perfidii funkcjonariuszy SB należały przypadki, gdy zdecydowanie odmawiającemu współpracy i podpisania „lojalki” opozycjoniście proponowano wyjazd z rodziną za granicę, a następnie po załatwieniu niemal wszystkich formalności i przy- gotowaniu do wyjazdu rodziny informowano, że warunkiem emigracji jest podpisanie pewnych zobowiązań lub nawet zgoda na podjęcie konkretnych działań przeciwko dawnym kolegom ze związku. Zazwyczaj nie przynosiło to rezultatu, ale były sytuacje, gdy metoda ta dawała pożądany przez SB skutek40. Na przestrzeni 1982 roku Wydział Paszportów KWMO w Suwałkach zezwolił na wyjazd z kraju osiemnastu internowanym i 44 członkom ich rodzin41. Szeroko podejmowane przez SB działania zmierzające do werbowania internowanych wywołały dodatkowo efekt dezintegracji środowiska opozycyjnego. Wytworzyło się przekonanie, że z „interny” wypuszczano jedynie tych, którzy podpisali zobowiązanie do współpracy lub – w najlepszym wypadku – „lojalkę”. Było to przekonanie fałszywe. Znane są przypadki długiego przetrzymywania związkowców, mimo podpisania „lojalki”, a nawet zobowiązania do współpracy (choćby w celu donoszenia na internowanych kolegów). Innych opozycjonistów wypuszczano na wolność zaraz po internowaniu właśnie po to, aby przydać im miano agenta i zdrajcy. Działania dezintegrujące SB odnosiły efekty. Niektórzy związkowcy wspominają, że nikt nie chciał współpracować z byłymi internowanymi, bo się ich bano42. Do szczególnie dramatycznych sytuacji należało odwracanie się od uwolnionych internowanych członków ich rodzin, którzy sądzili, że ich mąż, ojciec czy żona „pękli”, skoro wypuściło ich SB. Takie przypadki należały, na szczęście, do rzadkości. Wydaje się, iż ogrom represji, jakie spadły na suwalską opozycję w stanie wojennym, był nieproporcjonalny do jej działalności. Wpływ na gorliwość obozu władzy w zwalczaniu opozycji, a – co za tym idzie – na wybór konkretnych metod działania, mógł mieć fakt, że w latach 1981–1983 województwo suwalskie było bardzo „młode”, liczyło sobie zaledwie kilka lat. Można przypuszczać, że władza chciała się wyróżnić sukcesami. Władzę sprawowali tu ludzie nowi, często pochodzący spoza terenu, nie zakorzenieni w układach i strukturach wojewódzkich, jak choćby wojewoda Jabłoński i sekretarz Berdyga. W momencie wprowadzenia stanu wojennego sprawowali oni swe funkcje zaledwie od kilku miesięcy. Mogli się obawiać, że zostaną obarczeni winą za ewentualną aktywność „Solidarności” na ich terenie oraz związanych z tym konsekwencji. Szczególne znaczenie mogły mieć także wpływy, które miała „Solidarność” we władzach wojewódzkich przed wprowadzeniem stanu wojennego. A były one duże. Wystarczy przypomnieć problemy instancji partyjnych, czy też casus wojewody Kazimierza Jabłońskiego. Prawdopodobnie władza obawiała się, że ze względu na wcześniejszy flirt z „Solidarnością”, jej działania zostaną poddane szczególnie dokładnej analizie. Stąd też decydowała się na bardziej stanowcze działania, niż wymagała tego sytuacja.
|