AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE

TOWARZYSTWO NAUKOWE

 

Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę...

 

 

Marek Góryński

 

Granica polsko-pruska na Suwalszczyźnie w świetle dokumentów i relacji mieszkańców

 

 

Chociaż minęło już ponad pół wieku od wymazania z mapy granicy polsko-pruskiej, to została ona w pamięci ludzi mieszkających niegdyś na pograniczu. Postaram się w tym tekście zasygnalizować dwa interesujące spojrzenia na tę granicę. Przedstawię postrzeganie granicy przez mieszkańców Polski mieszkających przed wojną w powiatach przygranicznych (suwalskim i augustowskim), a następnie skonfrontuję ten obraz z danymi zachowanymi w dokumentach wytworzonych przez władze powiatowe, sądowe i formacji strzegących tego odcinka granicy. Aby łatwiej zrozumieć powyższe kwestie, należy podać kilka danych dotyczących samej linii granicznej oraz stosunków narodowościowych panujących na pograniczu.

Granice odradzającego się państwa polskiego częściowo zostały określone przez traktat pokoju podpisany 28 czerwca 1919 roku w Wersalu. Na odcinku Prus Wschodnich, od miejscowości Białuty do Suwalszczyzny, granica polsko-pruska biegła dokładnie linią dawnej granicy rosyjsko-pruskiej. W założeniach traktatu nie była to jednak linia ostateczna, gdyż nakazano przeprowadzenie plebiscytu na Warmii i Mazurach i dopiero na podstawie wyników głosowania wielkie mocarstwa miały ustalić granicę 1. Okazało się jednak, że Polska z różnych względów plebiscyt przegrała, a liczba głosów oddanych w powiecie oleckim i ełckim była tak znikoma, że nie dokonano żadnej korekty linii granicznej na odcinku powiatów suwalskiego i augustowskiego. Był to więc jeden z nielicznych odcinków granicy, który istniał przed wojną 2.

Struktura narodowościowo-wyznaniowa obszarów pogranicza była dosyć złożona. Według danych Stanisława Thugutta, opierającego się na spisach urzędowych (rosyjskich i niemieckich) przed pierwszą wojną światową, gubernia suwalska miała najbardziej zróżnicowaną pod względem narodowościowym i wyznaniowym ludność ze wszystkich guberni Królestwa Polskiego. Wedle spisu rosyjskiego z 1897 roku, Polacy stanowili tam 23,63 proc. ogółu ludności, Litwini i Łotysze 54, Żydzi 10,34, Niemcy 5,35, Białorusini 4,5, Rosjanie 2,08, Ukraińcy 0,03 i inne narodowości 0,07. W powiecie augustowskim, rozciągającym się na przestrzeni 2024,5 km kw. mieszkało 89 764 osoby, z czego 73 161 (81,5 proc.) katolików (kilkuset z nich to mariawici), 2819 prawosławnych (przeważnie staroobrzędowców), 384 protestantów, 13 400 Żydów (ponad połowa z tej liczby mieszkała w Augustowie). Znacznie mniejszy obszarowo powiat suwalski (1472,57 km kw.) zamieszkiwało 100 701 osób, z czego 72 807 (72,3 proc.) katolików, 3747 prawosławnych (również w większości staroobrzędowców), 6771 protestantów, 16 729 Żydów (z czego ponad 13 tys. w Suwałkach). Odsetek Polaków w powiecie suwalskim wynosił prawie 67 proc., a w augustowskim - nieco ponad 49 proc. Po drugiej stronie linii granicznej struktura narodowościowa była mniej skomplikowana; przykładowo w powiecie ełckim na 55 579 osób, Polaków było 27 376, Niemców 27 138, Żydów 300 3. Oczywiście, w wyniku pierwszej wojny światowej liczba ludności oraz struktura narodowościowa i wyznaniowa uległy zmianie. Według spisu z 1931 roku w powiecie augustowskim, obejmującym obszar 2035 km kw., mieszkało niespełna 75 tysięcy osób, a w powiecie suwalskim o powierzchni 2246 km kw. (dawny powiat suwalski i część dawnego powiatu sejneńskiego) - nieco ponad 110 tys. Struktura narodowościowo-wyznaniowa nadal była złożona. W województwie białostockim, w skład którego weszły obydwa powiaty, na prawie 1644 tysięcy mieszkańców (dane z 1931 r.) jako język ojczysty polski podało 1182 tys. osób, białoruski 205,6 tys., rosyjski 35,1 tys., niemiecki 7,3 tys., ukraiński 2,6 tys., ruski 0,8 tys. Wedle tego spisu, Żydów było 195 tysięcy 4. Z danych zawartych w powiatowym planie "Got" (lata trzydzieste) wynika, że w powiecie suwalskim Polacy stanowili 78 proc. ogółu ludności, Żydzi 7,7, Litwini 6,2, Rosjanie 5,8, a Niemców było prawie 2,5 tysiąca (2,2 proc.) 5. Po drugiej stronie granicy spis niemiecki z 1925 roku wykazał drastyczny spadek liczby ludności polskiej (był prawdopodobnie sfałszowany dla potrzeb politycznych, aby wykazać, że w Prusach mieszka bardzo mało Polaków). W powiecie ełckim, wedle danych tego spisu, mieszkało 7081 Polaków (12,1 proc. ogółu mieszkańców), w powiecie oleckim 3491 (8,7) i gołdapskim 165 (0,4) 6.

Chcąc poznać obraz granicy polsko-pruskiej, funkcjonujący w świadomości byłych mieszkańców polskiego pogranicza, przeprowadziłem ankietę w 1999 roku 7. Badania objęły 33 osoby, w tym 17 kobiet i 16 mężczyzn. Tylko dwóch respondentów wywodziło się z rodzin robotniczych lub robotniczo-chłopskich, pozostali zaś - to osoby pracujące w okresie międzywojennym we własnym gospodarstwie rolnym lub gospodarstwie rodziców. Spośród 33 badanych 24 mieszkało przed wojną w powiecie suwalskim, a reszta - w augustowskim. Rzeczą istotną jest również odległość miejsca zamieszkania od granicy. Udało się przeprowadzić ankietę z pięcioma osobami mieszkającymi w odległości mniejszej niż 500 metrów od linii granicznej i sześcioma mieszkającymi w odległości od 500 metrów do jednego kilometra. Z pozostałych osób pięć mieszkało w odległości od 1 do 2 km, 6 - od 2 do 6 i 10 w szerokości pasa granicznego (od 6 do 30 km). Tylko jeden z respondentów mieszkał w odległości większej niż 30 km. Różny jest również wiek badanych. Spośród 33 osób siedem urodziło się w latach 1909-1918 i siedem w 1919-1922. Są to najistotniejsze grupy badanych, gdyż w okresie międzywojennym osiągnęli pełnoletność. Z pozostałych pięciu urodziło się w latach 1923-1926, 7 - 1927-1930, 5 - 1931-1934, jedna osoba w roku 1935 i jedna w 1938. Częściowo wiek respondentów, jak również inne czynniki spowodowały, że w odpowiedziach na postawione pytania znalazły się fakty z okresu drugiej wojny światowej.

Chcąc poznać bezpośrednie zainteresowanie linią graniczną, zapytałem respondentów, czy byli przed wojną w Prusach Wschodnich. Wielokrotnie było za granicą 10 osób, a 11 kilka razy, tylko osiem osób ani razu, a cztery nie udzieliły odpowiedzi. Uzyskano tu wyraźną zależność od miejsca zamieszkania. Im ktoś mieszkał bliżej linii granicznej, tym częściej był w Prusach. Na to pytanie nie udzielili odpowiedzi czterej respondenci, którzy mieszkali w odległości powyżej 15 km i tylko trzy osoby odpowiedziały, że nie były ani razu, mimo iż mieszkały bardzo blisko granicy (od 100 do 600 m - były to osoby młode, urodzone po 1926 roku). Należy dodać, że byli tacy, którzy przekraczali granicę nawet kilkakrotnie w tygodniu. Za najczęściej podawany cel podróży do Prus wymieniano pracę na roli (13 osób); ponadto w celach handlowych (11 osób) i sporadycznie w odwiedziny do kuzynów (jedna osoba). Uzyskałem tutaj częściowy obraz skali kontaktów handlowych (przeważnie nielegalnych) i popularność chodzenia do prac polowych (sezonowych). Aby uniknąć błędu we wnioskach płynących z udzielonych odpowiedzi na to pytanie, postanowiłem ustalić, czy respondenci posiadali ziemię w Prusach. Okazało się, że nikt z badanych nie był właścicielem ziemi znajdującej się za granicą ani jej tam nie dzierżawił. Tak więc wszyscy udający się do prac polowych pracowali zarobkowo. Tylko jedna osoba napisała, że pracowała "u Niemca" legalnie. Chcąc uzupełnić obraz wychodźstwa sezonowego oraz stosunków handlowych postawiłem jeszcze kilka pytań. Uzyskane odpowiedzi potwierdziły wcześniejsze wnioski. Okazało się, że chodzenie do prac polowych było bardzo popularne, co stwierdziło aż 21 respondentów. Pięć osób odpowiedziało, że ludzie chodzili, ale rzadko. Nieco mniej respondentów potwierdziło popularność wymytu i przemytu (nielegalnego handlu). Jeśli chodzi o przemyt, to 16 osób stwierdziło, że ludzie bardzo często nim się zajmowali, a 6 osób - rzadko. Tylko trzech uznało, że nikt tym się nie zajmował, a pozostali nie udzielili odpowiedzi. Podobne wyniki dało pytanie o popularność wymytu. 16 osób odpowiedziało, że trudniło się nim wiele osób, 5 - mało, a 12 nie miało własnego zdania. Dodać tu należy również pojawienie się skrajnej odpowiedzi, gdyż jeden z respondentów podał, że w jego wsi wszyscy nielegalnie wywozili wyprodukowane przez siebie produkty rolne do Niemiec. Za przyczynę zajmowania się przemytem i wymytem uznano przede wszystkim chęć zarobku, trudną sytuację materialną (biedę) i brak pracy. Często dodawano, że było to zajęcie dodatkowe, gdyż nie znali osób, które tylko z tego by się utrzymywały. W przypadku wymytu podkreślano dużą różnicę cen na artykuły rolne i duży popyt na nie w Prusach.

Według respondentów, do Polski najczęściej przemycano sacharynę, cukier, wyroby alkoholowe, wyroby tytoniowe, rzadziej artykuły przemysłowe (maszyny, nafta, rowery, ubrania, obuwie, zapałki, zapalniczki) oraz rodzynki, pieprz, sól. Z Polski natomiast wywożono artykuły rolne: drób (najczęściej gęsi), konie, krowy, świnie, owce, żyto, masło, skóry, jaja, nasiona roślin strączkowych i drewno.

Uznałem również potrzebę sprawdzenia, czy były osoby mające nieruchomości lub kuzynów po drugiej stronie granicy. Tylko sześciu respondentów odpowiedziało, że znali obywateli polskich, którzy mieli ziemię lub inne nieruchomości w Prusach, a 8, że nikogo takiego nie znają. Pozostali nie udzielili odpowiedzi. Nieco więcej, bo 13 osób napisało, że znali obywateli niemieckich mających nieruchomości w Polsce, a tylko 4, że nie znali. Tu jednak podawano często dane z okresu wojny, kiedy na tych terenach pojawili się niemieccy osadnicy. Stosunkowo rzadko spotkać można było rodziny mieszkające po obydwu stronach granicy. Na 33 osoby tylko dwie podały, że mieli kuzynów mieszkających na stałe w Prusach Wschodnich.

Z przedstawionych dotychczas wyników badań można wnioskować, że zainteresowanie obywateli polskich granicą było duże. Takiej skali zainteresowania nie można znaleźć wśród mieszkańców Prus Wschodnich. Tylko 12 spośród badanych osób stwierdziło, że mieszkańcy Prus Wschodnich często przyjeżdżali do Polski, 13 - rzadko, a 3 - wcale.

Przedstawiony przez respondentów obraz granicy częściowo znajduje potwierdzenie w dokumentach i oficjalnych statystykach. Na początek przedstawię kwestię legalnej emigracji sezonowej. Według Małego rocznika statystycznego, w latach 1927-1937 na robotach sezonowych w Niemczech przebywało legalnie 290 tys. osób (osobę liczono każdym razem, jak udawała się na roboty). Większość z nich to katolicy (196 tys.). Ewangelików było tylko 7,9 tys., grekokatolików 5,3 tys., Żydów 0,4 tys., prawosławnych 0,1 tys., a pozostali nie podali wyznania (lub innego wyznania). Widzimy tu również zdecydowaną przewagę kobiet - 202 tys., a mężczyzn było zaledwie 82,6 tys. (5,4 tys. osób płci nie ustalono). Najczęściej sezonowi robotnicy pracowali w rolnictwie (266,7 tys.), natomiast w przemyśle, górnictwie, handlu, komunikacji, wolnych zawodach, usługach tylko 4,3 tys. osób (19 tys. nie podało zawodu). W 1938 roku znacznie wzrosła liczba osób udających się na roboty sezonowe do Niemiec (141,2 tys.). Utrzymywały się natomiast proporcje. Nadal większość to katolicy, kobiety. Z ogólnej liczby 431,2 tys. osób, które były na robotach sezonowych w latach 1927-1938, 404,3 tys. osób zatrudnionych była w rolnictwie. Niewspółmiernie jednak mało osób chodziło na roboty z województwa białostockiego. W latach 1927-1937 było tylko 4,9 tys. osób, a w 1938 roku - zaledwie 1,1 tys. 8.

Oczywiście, przytoczone dane dotyczą całego państwa niemieckiego i tylko niewielka część z tej dużej liczby robotników chodziła do pracy w Prusach Wschodnich. Z danych Straży Granicznej wynika, że na roboty sezonowe do Prus Wschodnich wyemigrowało w maju 1938 roku 3799 osób, a w lipcu tego roku jeszcze 97. Liczba ta nie jest kompletna, gdyż nie odnotowano, ilu robotników udało się na roboty w kwietniu. Mamy jednak informacje, że w listopadzie 1938 roku z Prus do Polski powróciło 4632 robotników sezonowych. Pochodzili oni z obszaru prawie całej Polski 9. Wynikałoby z tego, że ludność mieszkająca w powiatach granicznych Prus Wschodnich, stosunkowo rzadko udawała się na roboty sezonowe do Prus. Dane te nie uwzględniają jednak emigracji nielegalnej.

Od początku istnienia II Rzeczypospolitej mieszkańcy terenów pogranicznych, wzorem dawnych czasów, udawali się drogą nielegalną na roboty sezonowe do Niemiec. Już w 1923 roku wojewoda białostocki w piśmie do starosty powiatu suwalskiego nakazuje przeprowadzenie polityki prohibicyjnej. Stwierdzono jednocześnie, że wzorem lat poprzednich wiosną zaczyna się masowy ruch emigracyjny do Niemiec na roboty sezonowe. Odbywał się on wyłącznie w drodze nielegalnego przekraczania granicy (bez wymaganych dokumentów, przez zieloną granicę), a organizowany był m.in. przez wyspecjalizowane grupy werbowników, w skład których wchodzili obywatele niemieccy. Prohibicja miała być przeprowadzona ze względu na złe traktowanie polskich robotników w Niemczech10. W 1938 roku Komenda Powiatowa Policji Państwowej w Suwałkach stwierdziła, że nielegalna emigracja z terenu powiatu suwalskiego znacznie się zmniejszyła, ponieważ robotnicy udają się do pracy legalnie11. Nadal jednak, według danych policji, wiele osób wyprawiało się nielegalnie do Prus. 

W aktach zachowały się niepełne dane o nielegalnej emigracji za okres od października 1937 do 1939 roku. Na terenie powiatu suwalskiego było 16 posterunków policji, które każdego miesiąca wysyłały informacje o nielegalnych emigrantach zamieszkałych na ich terenie (sporządzono listy osób, które powróciły z nielegalnej emigracji). Zachowało się jednak tylko 170 sprawozdań z 240 (za rok 1938 i X, XI, XII 1937), a w wykazach za rok 1939 uwzględniono tylko osoby, które nie powróciły (do lipca tego roku). Łącznie od października 1937 roku, według ustaleń policji, wyemigrowały nielegalnie do Niemiec z terenu powiatu suwalskiego 233 osoby. Struktura społeczno-narodowościowa nielegalnych emigrantów znacznie się różniła od emigrantów legalnych. Na 233 osoby tylko 113 (niespełna 50 proc.) to katolicy, aż 101 ewangelików. Również nieproporcjonalnie dużo (biorąc pod uwagę strukturę wyznaniową powiatu suwalskiego) emigrowało staroobrzędowców (17, to jest 7,3 proc.). Z pozostałych dwóch osób, jedna była wyznania prawosławnego a druga - mariawickiego. Nie stwierdzono, aby do prac drogą nielegalną udawali się Żydzi. W przypadku emigracji nielegalnej widzimy znaczną przewagę mężczyzn (z 233 osób, mężczyzn było 172, czyli 74 proc., a kobiet tylko 61), odwrotnie niż przy emigracji legalnej. Z 172 mężczyzn 138 było stanu wolnego (kawalerowie) i 31 żonatych (3 stanu nie ustalono). Wśród kobiet ponad 90 proc. stanowiły panny (56 panien, 4 mężatki i wdowa). Największą grupę nielegalnych emigrantów stanowili ludzie w wieku od 17 do 19 lat - 55, od 20 do 29 - 122, od 30 do 39 - 30, od 40 do 49 - 6 i powyżej 50 lat - 4; 13 emigrantów to młodociani w wieku od 14 do 16 lat. 

Widać więc, że nielegalny emigrant z powiatu suwalskiego to przeważnie młody mężczyzna stanu wolnego, wyznania katolickiego albo ewangelickiego. Emigranci najczęściej udawali się do Niemiec w miesiącach wiosennych i letnich (maj, czerwiec, lipiec), a wracali jesienią (listopad). Było to uwarunkowane sezonowością prac polowych, do których najczęściej zatrudniano emigrantów. Podanie tutaj dokładnej liczby osób udających się i powracających z emigracji w poszczególnych miesiącach nie doprowadzi do ustalenia żadnych prawidłowości ze względu na specyfikę emigracji nielegalnej. Robotnicy nie mieli pewności znalezienia pracy, a jeśli ją znaleźli, to nie byli pewni, ile czasu będą pracować. Z 233 osób tego samego dnia albo po 2-3 dniach powróciło 46 (nie znalazło pracy). 21 robotników pracowało do 2 miesięcy, 54 od 3 do 6 miesięcy, a 19 od pół do roku. Dużą grupę stanowiły osoby przebywające ponad rok (69 osób przeważnie ewangelików z Wiżajn i okolic). Pozostali nie powrócili. Najdłużej w Prusach przebywała jedna osoba (od 1914 do 1938 roku). Sporadycznie zdarzały się przypadki pójścia do pracy jesienią i powrotu zimą lub wiosną. Nie udało się ustalić ścisłej zależności pomiędzy odległością miejsca zamieszkania od linii granicznej a popularnością nielegalnej emigracji. Z powiatu suwalskiego z 233 osób, które udały się nielegalnie do Niemiec, 62 mieszkały na terenie działania posterunku policji w Bakałarzewie, a 101 - posterunku w Wiżajnach. Z pozostałych terenów bezpośrednio przylegających do granicy tylko 6 osób poszło na roboty (dwie z terenu posterunku w Filipowie i cztery z Przerośli). Z terenów położonych kilkanaście kilometrów od linii granicznej najwięcej chodziło na roboty mieszkańców obszaru posterunku w Rutce-Tartaku (28 osób), następnie w Wychodnem (20 emigrantów), a z Suwałk jedynie dwie osoby. Z terenu działania posterunków w Jeleniewie i w miejscowości Tartak nielegalnych emigrantów nie stwierdzono. Z obszarów oddalonych o ponad 30 km od linii granicznej najwięcej osób chodziło do Niemiec z rejonu Szypliszk (9 emigrantów) i Puńska (5 osób). Należy więc stwierdzić, że nie ze wszystkich terenów leżących przy granicy ludzie często chodzili nielegalnie do pracy w Prusach. Oczywiście, im bliżej linii granicznej, tym emigrantów było więcej, ale były obszary, na których ludność przejawiała większą lub mniejszą aktywność w tym względzie. Również należy zauważyć, że w rejonach przygranicznych o wiele częściej mamy do czynienia z nielegalną emigracją do Prus niż legalną. Przyczyną tego stanu rzeczy były częste w Prusach okresy niedoboru siły roboczej, a załatwienie formalności związanych z legalną emigracją było skomplikowane i czasochłonne, więc ludzie mieszkający przy granicy, przekraczali ją nielegalnie. Wiadomo im było, że władze polskie traktowały robotników sezonowych bardzo pobłażliwie, gdyż zwalczanie nielegalnej emigracji sezonowej nie leżało w interesie Polski12.

Z terenu powiatu suwalskiego odnotowano znaczną nielegalną emigrację stałą lub sezonową z przyczyn politycznych. W 1938 roku Komenda Powiatowa Policji Państwowej w Suwałkach sporządziła wykaz obywateli przebywających za granicą, których należy pozbawić obywatelstwa polskiego. Z terenu działania ośmiu posterunków postulowano pozbawienie obywatelstwa w stosunku do 263 osób, przeważnie przebywających na Litwie. Tylko kilkanaście osób przebywało w Prusach (mniej niż wyjechało do Rosji). Większość z nich to dezerterzy z wojska oraz osoby skazane lub ścigane przez wymiar sprawiedliwości. Wśród tych emigrantów znajdowali się zarówno obywatele polscy narodowości niemieckiej, jak i Polacy13. Proporcje te mają uzasadnienie w aktywności politycznej mniejszości narodowych w powiecie suwalskim. Do 1939 roku największą aktywność przejawiała mniejszość litewska i dlatego władze największą uwagę przywiązywały do tego problemu. 

Mniejszość niemiecka jako społeczność raczej była bierna politycznie, o czym świadczy m.in. wykaz stronnictw politycznych działających na terenie powiatu w 1938 roku. Stwierdzono, że na terenie powiatu nie było żadnych stronnictw lub organizacji niemieckich. Również nie działały tam żadne niemieckie organizacje społeczne, gospodarcze lub inne14. O braku zainteresowania wielką polityką wśród mniejszości niemieckiej świadczy również to, że w wykazie podejrzanych obywateli polskich zamieszkałych na terenie powiatu suwalskiego (z końca lat dwudziestych) na 456 osób tylko dwóch (Niemcy) podejrzanych było o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Pozostali to w większości szpiedzy i sympatycy Litwy lub przemytnicy (z Litwy i Prus)15

Sytuacja ta uległa zmianie pod koniec 1938 roku. W spisie osób z terenu powiatu suwalskiego, na których korespondencję biura cenzury miały zwrócić szczególną uwagę, znajduje się 81 Niemców lub sympatyków Niemiec. Było to sporo, gdyż cała lista obejmowała tylko 612 osób podejrzanych o komunizm, wrogi stosunek do państwa, szpiegostwo, a także sympatyków ruchu ludowego itp. Wśród obywateli polskich narodowości niemieckiej, którzy znaleźli się na liście, było m.in.: 57 osób zakwalifikowanych jako hitlerowcy lub zagorzali hitlerowcy i 8 podejrzanych o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Najwięcej z tych podejrzanych osób mieszkało w Suwałkach oraz w gminach: Filipów, Kadaryszki, Wiżajny i Przerośl16.

O narastaniu pod koniec lat trzydziestych niechęci pomiędzy Polakami i Niemcami, zarówno mieszkający w Polsce jak i w Prusach, informują inne dokumenty starostwa suwalskiego, jak i respondenci, którzy wypełnili ankiety17. Jeden z mieszkańców zamieścił ciekawy opis bójki, która wyglądała mniej więcej tak: Latem 1939 roku dzieci ze wsi Lipówka wdały się w bójkę z dziećmi mieszkającymi po drugiej stronie granicy. Cała "bitwa" odbywała się tuż nad rowem granicznym raz po jednej, raz po drugiej stronie granicy. Uczestnicy nie szczędzili również wyzwisk przeciwnikom. "Wrogowie" rozpierzchli się dopiero po nadejściu strażników. Należy dodać, że respondenci w ankietach stwierdzili (nie dotyczyło to jednak 1939 roku), że stosunek mieszkańców Prus Wschodnich i urzędników niemieckich do Polaków był raczej dobry. Z 33 respondentów 8 odpowiedziało, że stosunek mieszkańców Prus do Polaków przebywających w Prusach był dobry, 1 - bardzo dobry, 13 - względnie dobry i tylko 5 - zły. Sześć osób nie udzieliło odpowiedzi. Jeszcze lepszy, według badanych, był stosunek władz niemieckich.

Poglądy respondentów dotyczące przemytu mają całkowite uzasadnienie w dokumentach Straży Granicznej, KOP-u, Policji Państwowej i sądów18. Należałoby jednak szerzej spojrzeć na ten problem. W omawianych powiatach w połowie lat trzydziestych były rejony mniej lub bardziej zaangażowane w przemytnictwo oraz trzy szlaki przemytnicze: jeden z Olecka przez Raczki-Augustów, a dalej do Grodna i Białego- stoku, drugi z Olecka przez Sokołowo do Suwałk i dalej do Grodna i Białegostoku, a trzeci z rejonu gmin Wiżajny i Przerośl do Suwałk. Przemyt drobny często był łączony z wymytem. Sumując, drobni przemytnicy idąc do Niemiec, brali ze sobą artykuły rolne (nabiał, wyroby mięsne itp.), po czym w Prusach otrzymywali za nie towar niemiecki, z którym wracano do Polski. Również często osoby, legalnie wywożące towar do Niemiec, otrzymywały w zamian towar niemiecki, który następnie przy pomocy zawodowych przemytników przewożono do Polski. Częściowo przemyt był "przymusem", gdyż władze niemieckie ograniczyły możliwość wywozu waluty, tym samym zmuszając do nabywania towarów, a następnie przemycania ich do Polski. Jest to charakterystyczne, że władze niemieckie ułatwiały przemyt towarów do Polski, a zwalczały przemyt z Polski. Z kolei polskie władze czyniły odwrotnie - przemyt do Polski starały się zwalczać, natomiast przy wymycie do Niemiec zachowywały się bardzo powściągliwie. 

Przemyt i wymyt odbywał się zarówno przez przejścia graniczne, jak i przez zieloną granicę. Za główne czynniki przemytu uznano ubóstwo rejonów pogranicza i znaczne bezrobocie. Zaobserwowano charakterystyczny stosunek mieszkańców pogranicza do procederu przemytniczego. Większość z nich uważała, że przemyt nie jest przestępstwem. Na takich poglądach zaciążyła zapewne tradycja, gdyż z pokolenia na pokolenie ludność tych terenów zajmowała się nim bez szkody dla państwa polskiego. Również dosyć "niepoważny" był stosunek do samej granicy. Niektórzy linię graniczną nazywali "rowem" dla podkreślenia, że nie stanowi ona wielkiej bariery. Trudno się dziwić mieszkańcom, skoro granica nie zmieniła się od wielu lat, a nawet stały te same słupy graniczne co za czasów Cesarstwa Rosyjskiego, tylko na czarnych orłach rosyjskich namalowano polskie (białe). O tej dziwnej postawie świadczy również to, że Korpus Ochrony Pogranicza uważał, że ludność pogranicza jest nieżyczliwa w stosunku do nich, a ludność - wręcz odwrotnie. Z 33 badanych mieszkańców 5 stwierdziło, że stosunek do polskich formacji granicznych był bardzo dobry, 16 - dobry, 4 - różny, a tylko dwóch, że zły (6 osób nie udzieliło odpowiedzi). Należy tu dodać, że formacje zarówno polskie, jak i niemieckie chroniące granicy, bardzo często używały broni19.

Jest cechą charakterystyczną, że ludność pogranicza zajmowała się przemytem na małą skalę, natomiast duży przemyt był organizowany głównie przez Żydów i często korzystał z usług przemytników dorywczych (mieszkańców pogranicza) w celu przerzucenia towaru przez granicę. Ciekawe jest również, że obywatele niemieccy bardzo rzadko zajmowali się kontrabandą. Asortyment przemycanych towarów zależał głównie od różnicy cen. Kiedy zmniejszała się opłacalność, przemyt danego towaru załamywał się (np. tak było m.in. z przemytem cukru)20.

Przedstawiony obraz granicy polsko-pruskiej w rejonie powiatu suwalskiego i augus- towskiego oczywiście nie jest kompletny. Starałem się tutaj zasygnalizować tylko główne problemy związane z granicą. Wynika z nich bardzo spójny obraz traktowania linii granicznej jako możliwości zarobkowych dla obywateli polskich i niemieckich. Do 1939 roku praktycznie granica nie stanowiła problemu politycznego, gdyż ludność po obu stronach linii granicznej była raczej bierna politycznie. Władze Polski i Niemiec koncentrowały się tylko na zwalczaniu tej kontrabandy, która przynosiła straty danemu państwu, natomiast ta, która dawała zyski, nie była zwalczana, a nawet wspierana. Wydaje się również, że władze obu stron nie przejawiały wielkiej aktywności w zwalczaniu emigracji sezonowej do Niemiec, gdyż przynosiła ona korzyści zarówno obywatelom polskim, jak i niemieckim. Współcześnie możemy zaobserwować podobne zjawisko na granicach, które oddzielają kraje o dużym zróżnicowaniu gospodarczym lub politycznym.

 

 

 


 

do spisu treści

następny artykuł